www.nfa.pl/

:: Polityka, pokora i pozory
Artykuł dodany przez: nfa (2005-04-18 15:46:51)


Maciej Panczykowski

Polityka, pokora i pozory

Teatr establishmentu

Prawdziwy, niezdegenerowany polityk powinien w swoich poczynaniach brać pod uwagę interes całego narodu. Jest to tzw. polityk propaństwowy. Wszystkim tym politykom, którym się wydaje, że nie powinien, konkurencja o poparcie jak największej liczby ludzi (w nieosiągalnej granicy: wszystkich) powinna szybko otrzeźwić umysł.
Wprowadziłem powyżej pewien schemat, który jest chyba zbyt wyabstrahowany, bo nie za bardzo zgadza się on z naszą polską rzeczywistością publiczną. Polityka autentycznie zatroskanego o los kraju można szukać ze świecą. Politykom polskim realiów przyświeca raczej zasada: "moja korzyść nie wraz z całością, lecz kosztem całości". Mamy więc tutaj do czynienia ze zjawiskiem zwanym egoizmem środowiskowym. Politycy i wąskie grupy ich przyjaciół i lobbystów żyją swoim słodkim życiem, w oderwaniu od społeczeństwa i na jego koszt. I tylko od czasu do czasu wygłaszają publicznie odczyt pełen okrągłych zdań, mający zrobić wrażenie czystych intencji i czynów (mamić) i tym samym odgonić podejrzenia o to, że ich nie ma oraz uspokoić niezadowolonych.
Nierzadkie są przypadki uchwalania prawa, które ma przynosić korzyść (maksymalną) tylko decydenckiej mniejszości i jej przyjaciołom zgodnie z zasadą: "ja decyduję i ja korzystam, a zwykły obywatel nie ma nic do gadania i traci". I takiemu szaremu człowiekowi pozostaje tylko spluwać w poczuciu bezsilności (oddziaływanie tylko w jednym kierunku), bo coraz gorzej mu się żyje.
Jednak co kilka lat następuje ocena przez społeczeństwo działalności i tu jest problem. Jak sobie radzą? Obiecują poprawę i czym prędzej biegną do specjalisty od socjotechnik po poradę jak zrobić wrażenie, nie robiąc dalej nic.
Poza tym istnieją również próby czysto pozamerytorycznego podlizywania się wyborcom, zgodnie z zasadą: "jeśli nie potrafię atakować myśli, atakuję myśliciela". Tutaj rodzą się różne chwyty i wzajemne próby opluwania się z użyciem wiary, odwołań do historii i prób kompromitacji. Konkurencja rozkwita, tylko, że… nam – prostym, nadal nędza…
Każdy zwykły człowiek w swoim życiu spotyka się z konkretnymi realiami i szybko jest w stanie ocenić jak się mu żyje. Aby je ulepszać, potrzebna jest wśród decydentów umiejętność dostrzegania istotnych problemów całego narodu i ich rozwiązywania konkretną, uczciwą i jak najlepszą merytorycznie pracą. I nie ma innej rady…Reszta to zasłona dymna mająca mamić ludzi, którzy często mamić się nie dają, bo instynkt samozachowawczy jest za silny.
I tu mamy wyjaśnienie spektakularnych klęsk polskich elit politycznych, jakie następują co 4 lata.
Piszę o politykach, bo dostrzegam dużą analogię między nimi a decydentami polskiej nauki, z tym, że w nauce jest jeszcze gorzej, bo tu nie ma wyraźnych demokratycznych mechanizmów oceny (chociaż co 4 lata…).

Mamy więc (można o tym poczytać w artykułach w NFA):
- uchwalanie lub obronę praw przynoszącym decydentom maksymalną korzyść i zapewniającą im jednostronność oddziaływania.
- mamienie studentów i zwykłych pracowników apelami moralnymi i rankingami. Apele mają odgonić od decydentów podejrzenia, a rankingi zwabić i polepszać parametry, dające korzyści, ale nie świadczące o odczuwanej przez zwykłego człowieka istocie – czyli jakości nauki i edukacji.
- pozamerytoryczne rozprawianie się z konkurencją (czyli nie konkurując, ale szukając sensacji, węsząc orientację polityczną, religijną, a może nawet seksualną).
Mała dygresja: wskutek pewnej niedyskrecji dowiedziałem się, że na moim wydziale na UW większość wykładowców interesowała się bardzo prywatnym życiem studentów (dużo za bardzo). Po prostu huczało od plotek. Szkoda tylko, że zajmowano się wszystkim, z wyjątkiem tego, co robić należało. A należało usiąść na czterech literach i uczciwie przygotować wykłady, a studentów zostawić w spokoju.
To, że osoba starsza, która zna już wiele socjopolitycznych chwytów wykorzystuje je przeciwko młodym (jako chorobliwie postrzeganej konkurencji), zamiast uczyć ich, ochraniać i pozwalać im się dalej rozwijać, świadczy o degeneracji. W najlepszym przypadku urojony konkurent słyszał apel o pokorę. A czy wobec takich zjawisk można i trzeba być pokornym?

Narybek establishmentu

Można mówić o pokorze wobec przyrody i jej praw; wobec wiedzy. Także o pokorze wobec wiary, jeśli widać, że czyni ona innego człowieka dobrym i jest mu ona autentycznie potrzebna. A także wobec uczciwie pracujących i myślących ludzi. Istnieje jednak drugi typ pokory i to nie jest mój typ. Jest to pokora wobec nieuczciwego karierowicza, wątpliwego moralnie praktyka socjologicznego, ale znajdującego się wyżej ode mnie. Pokora ta ma związek z nadzieją, że dzięki niej też będzie się wyżej i odniesie się osobistą korzyść.
Pamiętam, że kiedy studiowałem na UW, to istniał tam już wydział, którego studenci traktowani byli przez establishment jak nadludzie względem pozostałych studentów. Byli oni niesłychanie pokorni wobec "góry" i realizowali grzecznie wszystko, co im mówiono. Bez dyskusji, bez sprzeciwu. Cechowała ich jednak duża zarozumiałość, pewność siebie i pycha wobec kolegów. Miało się wrażenie, że wszystkie rozumy już pozjadali, choć nawet superkujon może wkuć tak niewiele…Przecież im więcej się wie, tym większe ma się rozeznanie w ogromie wiedzy i tym bardziej jest się pokornym. Ale tu pokory nie było. Obserwowałem z dużym przerażeniem hodowlę następców establishmentu naukowego na UW, choć wróżyłem im sukces. Powstaną kolejni, zarozumiali wąscy eksperci, którzy jednak w głębi duszy będą czuć się niepewni wobec tych pokorniejszych wobec ogromu wiedzy. I na pewno znów będzie słychać apel o pokorę…

Maciej Panczykowski
Katowice, 2005.04.18




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=79