www.nfa.pl/

:: Kolejna „nowa etyka”? czyli Czy stać nas dziś na Komisję ds. etyki w nauce?
Artykuł dodany przez: nfa (2009-01-13 18:00:23)

Waldemar Korczyński

Kolejna „nowa etyka”? czyli:

Czy stać nas dziś na Komisję ds. etyki w nauce?


Na portalu MNiSzW znalazłem dziś taki oto tekst. Etyka w nauce jednym z priorytetów reformy

Cytuję w całości, bo tekst nie jest długi, a ważne wydaje się być każde słowo:


8 stycznia 2009 r.

W przygotowanej przez nas reformie nauki zawarliśmy możliwie kompleksowy system zapisów regulujących sprawy etyki, dający szansę na skuteczne eliminowanie naruszeń zasad etycznych w nauce i  nierzetelności badawczej" - powiedziała minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbara Kudrycka podczas posiedzenia Zespołu ds. Etyki w Nauce, które odbyło się w środę, 7 stycznia br. w siedzibie ministerstwa.

Zespół ds. Etyki jest organem doradczym ministra działającym od 1998 roku. Jego zadaniem jest formułowanie opinii i wniosków w sprawach dotyczących etyki badań naukowych, a także rozpatrywanie konkretnych przypadków naruszeń zasad etycznych w działalności naukowej. Zespół wypracował dotychczas m.in. dokument zatytułowany „Dobra praktyka badań naukowych".

Podczas posiedzenia dyskutowano na temat zaproponowanych przez ministerstwo po szerokich konsultacjach społecznych i prawnych zapisów dotyczących etyki w nauce. W pakiecie pięciu ustaw reformujących polską naukę znalazło się wiele regulacji pozwalających skuteczniej niż dotychczas przeciwdziałać naruszeniom zasad etycznych.

Zapisano w nich m.in. że prawomocne orzeczenia komisji dyscyplinarnych jednostek naukowych w sprawach złamania standardów etycznych będą uwzględniane przy przyznawaniu środków finansowych na badania naukowe i prace rozwojowe przez Narodowe Centrum Nauki lub Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Sprawy dotyczące naruszenia zasad etyki zgłaszane przez komisje dyscyplinarne rozpatrywać będzie nowopowoływana Komisja do spraw etyki w nauce działająca przy Polskiej Akademii Nauk. W skład Komisji ds. etyki PAN wchodzić będą wybitni naukowcy o nienagannej postawie moralnej.

W projektach wprowadzono także zakazy nepotyzmu w instytucjach naukowych, szeroki tryb konkursowy w obsadzie stanowisk kierowniczych oraz regulacje gwarantujące rotacyjność władz jednostek. Pakiet pięciu ustaw wczoraj trafił już do Sejmu.

Minister Barbara Kudrycka wyraziła nadzieję, że Zespół włączy się w dalsze prace nad budową systemu przeciwdziałania naruszeniom zasad etyki w nauce w oparciu o nowe zapisy, a także uczestniczyć będzie w przygotowaniu takich regulacji dla systemu szkolnictwa wyższego w trakcie prac nad jego reformą.
„Istotne jest, aby określić w najbliższym czasie rolę Zespołu w nowym systemie regulującym sprawy etyki, tak aby w pełni wykorzystać doświadczenie i wiedzę zasiadających w nim członków" - podkreśliła minister Kudrycka.


Dlaczego uważam ten tekst za ważny i na tyle dziwny, że podaję adres. Otóż dlatego, że spróbowałem sobie wyobrazić sytuację człowieka, który ma to szacowne gremium skompletować.

Ja pisałem niedawno o kłopotach ze znalezieniem „milczących sprawiedliwych”. Chodzi o to, jak w grupie, której działanie oceniamy źle znaleźć ludzi, na tyle uczciwych i odważnych, by można im było zaufać i na tyle inteligentnych, by uwierzyć, że poradzą sobie z problemem „naprawy” grupy.

Pisałem właściwie o sytuacji w jakimś sensie „dualnej”, kiedy to trzeba nie tyle powierzyć tym sprawiedliwym zadanie naprawiania grupy, co po prostu wybrać ich do przetrwania, ale problem wyboru jest dokładnie taki sam.

Idzie o to, że ci sprawiedliwi nie mieli szans pokazania, że takimi są. A nie mieli szans, bo milczeli. Jak ich teraz od reszty grupy odróżnić?

Autor cytowanego tekstu pisze o „wybitnych naukowcach o nienagannej postawie moralnej”. Czy milczenie w sytuacji gdy wie się o draństwach i zwykłych szwindlach można pogodzić z byciem „wybitnym naukowcem o nienagannej postawie moralnej”?

Z byciem naukowcem wybitnym na pewno można i każdy z nas potrafiłby pokazać mnóstwo przykładów. Ale czy można w takiej sytuacji być człowiekiem „o nienagannej postawie moralnej”?

Na etyce to ja się za bardzo nie znam, ale mam tu spore wątpliwości. Ja nie znam, niestety, wielu naukowców, którzy z pozycji swej wybitności piętnowali wspomniane wyżej draństwa czy przekręty. Więc albo wśród tych wybitnych jest „naukowców o nienagannej postawie moralnej” mało, albo nie nadają się oni do zasiadania w takich komisjach, bo są za mało spostrzegawczy, by draństwa zauważyć. A w ostatnich kilku latach pisano o tym sporo i to nie tylko w NFA, którego podobno prawdziwi uczeni nie czytają, ale którego treść wielu z nich zna znakomicie (może J. Wieczorek tajne badania nad telepatią prowadzi?).

To jak ja mam uwierzyć, że taki „milczący sprawiedliwy” od jutra nagle stanie się spostrzegawczym? Gdzie gwarancja, że z czasopism i portali internetowych nie będzie wybierał tekstów pokazujących jak „ogólnie” i „na odpowiednio wysokim szczeblu” oraz „systemowo” można coś naprawić, a omijał te, gdzie jakiś frajer pokazuje, jak inne moralne autorytety go wyrolowały, fałszywie oskarżyły, czy wywaliły z roboty, bo się na szwindle nie godził, albo młodzież socjalistyczną demoralizował?

Skąd wiadomo, że owa „ nienaganna postawa moralna” i tym razem nie ulegnie „solidarności zawodowej” (a może konkurs na lepsze określenie?)? Takie pytania można mnożyć.

To jest problem, w moim odczuciu, nie do rozwiązania; dobrych kryteriów po prostu nie ma. I zadbały o to rozmaite gremia powołane do spraw zarządzania nauką i szkolnictwem.

Nie wiem jak inni doświadczeni kontaktami z tymi ciałami zbiorowymi widzą ich działanie, ale ja pamiętam jedynie stwierdzenia, że to akurat wysokie ciało zajmuje się zupełnie innymi, (rozumiałem, że znacznie niż moja sprawa ważniejszymi) problemami. A były to sprawy – tak przynajmniej wtedy myślałem, dziś jestem o kilka lat mądrzejszy – leżące dokładnie w centrum zainteresowania komisji etycznych.

Pamiętam też jednego człowieka, który usiłował mi pomóc i pamiętam jakie jaja robili sobie z niego niektórzy ludzie teoretycznie bardzo nawet od niego zależni. Nie mogę sobie, niestety, przypomnieć żadnych okrzyków oburzenia ze strony „sprawiedliwych” (dr-ów Wieczorka i Wrońskiego pomijam, bo nie byli wtedy na tyle „wybitni” by móc do takiej Komisji kandydować, nielicznych innych nie wymieniam, bo nie wiem czy tego chcą) których w takim wypadku nie mógłbym dziś nazwać milczącymi.

A moja sprawa opisywana była wielokrotnie; na papierze m.in. w „Forum Akademickim” i w Internecie m.in. w tym portalu i „Kontratekstach”. I wiem, że znana była w wielu miejscach właściwych do zajmowania się problemami uczelnianej etyki. Z tego co wiem, nie byłem jedynym człowiekiem w takiej sytuacji. Nie mam upoważnienia, by pisać o innych (a wiem, że niektórzy mają już wszystkiego dość) więc nazwiska pominę. Można jednak przejrzeć niektóre teksty w tym portalu.

Kto potrafi mi dziś wytłumaczyć, że oto udało mu się odróżnić tych „milczących sprawiedliwych” od reszty wybitnych naukowców o „nienagannej inaczej” postawie moralnej”? To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Załóżmy, że uda się jakoś tych „wybitnych naukowców o nienagannej postawie moralnej” znaleźć i komisję skompletować.

Ja nie twierdzę, że jest to absolutnie niemożliwe. Nie wszyscy byli tacy sami; problem w tym, że ci „aktywnie etyczni” byli nieliczni lub równie mało widoczni jak profesor Sonnenbruch ze sztuki Kruczkowskiego. Jest to możliwe i z tego powodu, że ludzie się zmieniają i może się przecież zdarzyć, że oto jutro ktoś powie; „Tak, zachowałem się kunktatorsko, bałem się o karierę, rodzinę itp.. Przepraszam, dziś jestem innym człowiekiem”. I nazwie świństwa po imieniu.

Gdyby udało się takich ludzi zebrać, to łatwego życia mieć nie będą. Będą oni musieli zmierzyć się z dylematem; rozliczać sprawy sprzed wielu nawet lat czy orzec, że (nowa?) etyka nie działa wstecz i spuścić zasłonę milczenia na WSZYSTKIE draństwa sprzed chwili powołania Wysokiej Komisji. Normalna (akademicka jest chyba trochę inna, bo nie istnieje w niej np. obyczaj przepraszania za fałszywe oskarżenia) etyka nie zna takiego jak prawo pojęcia przedawnienia.

Jeśli w ogóle jest sens o tym mówić to jakoś „kulturowo”, tzn. takie „przedawnienie etyczne” byłoby kiepsko określone czasowo i wyrażałoby się liczbą dwu lub trzycyfrową. Jaki człowiek udźwignie ciężar bycia członkiem takiej komisji i narazi się na konkretne i często dobrze udokumentowane pytania o etyczną wartość swych kolegów? Ja byłbym pewnie jednym z pierwszych pytających, ale kolejka byłaby długa. A do czego prowadzi drugie rozwiązanie przekonaliśmy się w Polsce już wiele razy (nieprawda, że tylko w 1989 roku, to było i przedtem i potem).

A czy wyobrażacie sobie Państwo pierwszą z wymienionych alternatyw? Ja nie. I dlatego myślę, że lepiej byłoby, aby akurat TAKA komisja – przynajmniej dziś jeszcze – nie powstawała.

Można sensownie powoływać komisje ds. reformy organizacji i finansowania nauki, reformy nauczania, nepotyzmu, konkursów naukowych, komisję antyplagiatową i wiele jeszcze innych komisji. I ma to sens. Ale nie komisja ds. etyki.

Ta komisja byłaby fikcją i jak każda fikcja byłaby społecznie szkodliwa, bo wprowadzałaby ludzi w błąd łudząc ich zapewnieniem bezpieczeństwa np. w przypadku, gdy wkurzeni jakimś szwindlem zechcieliby się sprzeciwić.

Nie piszę tego złośliwie; ja się naprawdę boję, że komisja taka – poprzez wymuszoną hipokryzję – dziś przyniesie więcej szkody niż pożytku. Totalne, takie do samego spodu, rozliczenie – choćby tylko przez nazwanie tych nieetycznych z imienia i nazwiska – tego co mamy nie jest możliwe.

Środowisko by tego nie zniosło, bo przez wiele lat hodowało sobie mit zwany etosem uczonego i wyhodowało takiego olbrzyma, że unieść go nie jest w stanie, a jego upadek zatrząsłby samymi fundamentami gmachu naszej nauki. To nie jest tak, że środowisko to jest jakoś znacząco gorsze niż inne. Problem w tym micie, którym się żywi. I w tym, że udało się do tego mitu przekonać wielu Bogu ducha winnych ludzi. Więc z komisją ds. etyki lepiej poczekać aż się ludzie i środowisko zmienią.

PS. Przepraszam, że tak często ostatnio tu piszę. O socjologii kwantowej bo (przy dobrym winku) spodobało mi się zjawisko splątania spraw społeczności akademickiej, o Stauffenbergu, bo przekonanie o tym, co się naukowcom należy, uważam za fascynującą ciekawostkę, a to co wyżej, bo lektura cytowanego tekstu trochę mnie zaniepokoiła.




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=569