www.nfa.pl/

:: Dobra praktyka naukowa*
Artykuł dodany przez: nfa (2005-01-19 11:16:16)

Henryk Korta

Dobra praktyka naukowa*

*Tytuł nawiązuje do publikacji dostępnej na stronie internetowej, adresem http://www.kbn.gov.pl/etyka/praktyka.html
(efekt komiczny niezamierzony.)


Od wielu lat niemal zawodowo zajmuję się opracowaniem rzeczy nowych, unikalnych rozwiązań problemów, budową niespotykanych urządzeń etc. Dla jednego z opracowanych urządzeń poszukiwałem uczciwego i rzetelnego partnera z pieniędzmi. Poszukiwania trwały niemal dwa lata. Kierując się społecznym wizerunkiem Akademii Morskiej w Gdyni i pracujących w niej "Naukowców", w zamian za obietnice składane przez dr Grzegorza Rutkowskiego (potwierdzane przez Rektora Prof. Piotra Przybyłowskiego, Rektora prof. Janusza Mindykowskiego oraz prof. Michała Holeca) o daleko idącej pomocy (także finansowej) - dopisałem jako współautora wynalazku dr Grzegorza Rutkowskiego. Każda z wymienionych osób wiedziała lub była poinformowana o moim autorstwie opracowanego urządzenia, wiedziała o moich kłopotach finansowych i o zawartej pomiędzy mną a dr Rutkowskim słownej umowie o pomocy w zamian za "50% współautorstwa". Po uzgodnieniu z władzami uczelni sposobu współpracy i finansowania przystąpiłem do wdrożenia postępowania patentowego. W trakcie niemal samodzielnej (dr Rutkowski oraz prof. Holec nie mieli zbyt wiele czasu) ogromnej pracy, przedłożono mi do podpisania dokument "Umowę o wspólności praw do patentu" - zredagowany przez Rzeczniczkę Patentową, mgr Krystynę Radoman (wcześniej została moim pełnomocnikiem przed UP -RP i Akademią) - pracowniczkę Akademii Morskiej. W dokumencie AM zagwarantowała sobie więcej niż 50% udziału we współwłasności nie precyzując co daje w zamian i do czego się zobowiązuje. Moje wątpliwości rozwiewała Rzeczniczka Patentowa , wraz z dr Rutkowskim, powołując się na zaufanie jakim powinienem obdarzać reprezentantów Akademii. Podpisałem. Niestety dr Rutkowski żadnej z obiecanych rzeczy i spraw nie załatwił, do tego wyjechał na prawie cztery miesiące - dokładając mi jeszcze wiele dodatkowej pracy. Na moją prośbę o finansowe wsparcie Rzeczniczka (w tej roli jako przedstawiciel uczeni) dołożyła mi jeszcze więcej pracy do wykonania dając nadzieję na pozytywne rozpatrzenie sprawy. W jej trakcie otrzymałem pismo (redagowane przez Rzeczniczkę z odręcznymi uwagami Rektora) gdzie jasno odpowiedziano na moje pytania;



Nie zapłacą mi za wniesioną pracę ("..bo w tych pracach AM nie partycypowała...")
Powinienem dołożyć 50% kosztów wdrożenia (pkt. 4 zawartej "umowy")
Ponieważ żadna z wymienionych wcześniej osób nie chciała ze mną rozmawiać, nie odpowiadała również na doręczane listy - postanowiłem wszystko wyjaśnić po powrocie "Współautora" dr Rutkowskiego. Niestety, pod wpływem kolejnych obietnic załatwienia moich problemów finansowych (Rzeczniczka i dr R.) - "zaraz po wykonaniu.." dałem się namówić na wykonanie dalszej ogromnej pracy. Oczywiście żadnych pieniędzy nie otrzymałem, do tego wyznaczono mi nowe zadania! Zignorowali także moje argumenty o fatalnej w skutkach umowie!. Na następne umówione spotkanie robocze dostarczyłem pisemne OŚWIADCZENIE o genezie wynalazku i dotychczas przebiegającej pracy oraz analizę logiczną zawartej "Umowy.." Nigdy nie otrzymałem odpowiedzi. Z analizy umowy wynikało:
dalsza praca nie ma sensu (nie mam podstaw prawnych do oczekiwania na wynagrodzenie)
brak reakcji i działania jest dla mnie niebezpieczny. Po dłuższym czasie mogę otrzymać rachunek do uregulowania - owe 50% współwłasności /pkt 4/ umowy, jeśli współautor podejmie jakieś nieefektywne i kosztowne działania narażając AM na straty.
znalezienie inwestora i podjęcie produkcji może być nieopłacalne bo zyski obciążone zostaną 50% podatkiem na "wspólnika" - Akademię Morską o "współautorze" nie wspominając!
Wielokrotne pisemne prośby o spotkanie z Rektorem i omówienie sprawy były przez ponad pół roku ignorowane. Ku mojemu zaskoczeniu, pod koniec stycznia 2003 dr Rutkowski zadzwonił z propozycją rekompensaty finansowej za wniesioną na rzecz Akademii pracę, w formie wykupu PRAW DO PATENTU przez Akademię Morską za 10.000 zł w dniu następnym. Na spotkaniu dano mi do zrozumienia, iż w istniejącej sytuacji prawnej bardzo korzystne dla mnie jest podpisanie :
rezygnacji z praw do patentu - ważnej od chwili podpisania! (22 stycznia 2003, za 9.000 zł)
rezygnacji ze współautorstwa wynalazku (!?)
rezygnacji z własności znaku towarowego "Batychron" na rzecz wskazanej osoby trzeciej (która "przypadkiem" właśnie odwiedziła gabinet Rzeczniczki Patentowej - osoby Zaufania Społecznego) za sumę 1.000 zł (koszt wdrożenia znaku w UP - RP - 1.500 zł!)
zwrotu (?!) wszelkich dokumentów i rysunków mojego autorstwa.



W przedłożonej umowie nie była określona data wypłaty wspomnianej sumy (wykropkowane miejsce), ale jak mnie chóralnie zapewniono - pieniądze są do odebrania w kasie. Podpisałem. Pieniędzy nie było. Telefonicznie, godzinę później Rzeczniczka zapewniła mnie o wypłacie "najpóźniej za dwa miesiące". Oburzony zawiadomiłem prasę. To wszystko działo się wiele miesięcy przed aferą Rywina. Być może dlatego, obszerny artykuł w tej sprawie po starannym sprawdzeniu dokumentów opublikował jedynie tygodnik "NIE" (nr 11 z 13 marca 2003r). Następnego dnia wręczyłem pismo nowemu Rektorowi prof. Józefowi Lisowskiemu z prośbą aby zechciał mnie potraktować po ludzku. Po interwencji kilka dni później pieniądze jednak się znalazły, do tego dość cynicznie (ale jednak!) po raz pierwszy pisemnie odpowiedział prof. dr hab. Inż. Józef Lisowski - Rektor AM. To byłby koniec sprawy, gdyby nie cyniczne uwagi znajomych ignorantów - pracowników AM iż zrobiłem świetny interes sprzedając "kilka kartek" za 9.000 zł bo "w obecnym stanie techniki nikt nie jest w stanie wykonać podobnego urządzenia!" Za resztę "srebrników" i korzystając z pomocy entuzjastów - wolontariuszy, na kuchennym stole, w ciągu kilku tygodni wykonałem pełno wymiarowy prototyp. Do tego przeprowadziłem badania i nakręciłem film (22 minuty) w realnych warunkach (głębokość 20 m przy wraku na Zatoce Gdańskiej). To bez wątpienia działa!!! (dla ciekawych - polecam stronę www.batychron.pl ) Po wielu miesiącach, przemagając mdłości - odwiedziłem "Akademię" próbując podzielić się doświadczeniami... ale na tablicy informacyjnej w Rektoracie zobaczyłem informację o dobiegającej końca realizacji projektu celowego pod tytułem... o który wystąpiłem do KBN ponad rok temu!. Projekt realizowany był przez dr Rutkowskiego pod przewodnictwem jego szefa - prof. Michała Holeca. Byłem ciekaw czy przypadkiem nie powinni mnie zawiadomić o finansowaniu badań przed podpisaniem rezygnacji? Sprawdziłem - w KBN decyzja o finansowaniu projektu zapadła 16 stycznia 2003, nareszcie wyjaśnił się zaskakujący pośpiech z jakim obsłużono mnie 22 stycznia 2003!. KBN, Komisja ds. Etyki w Nauce, Rektorzy AM, prof. Michał Holec - wszyscy do których się zwracałem z pytaniami - nigdy nie mieli najmniejszych wątpliwości, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie miała takich wątpliwości również Prokuratura Rejonowa w Gdyni, która w dwóch instancjach odrzuciła moje zawiadomienia o przestępstwie.
Czy rzeczywiście wszystko jest w porządku?



Przecież okręt płynie raźno w dal! I nawet gra orkiestra... Akademia Morska jest uczelnią opłacaną ze składek całego społeczeństwa, ma więc wobec mnie oraz całej reszty "darczyńców" pewne zobowiązanie. W "umowie o współpracy" którą podpisałem, wyraźnie mówi się o wdrożeniu wynalazku. Oznacza to w niedalekiej przyszłości wiele nowych miejsc pracy w morzu bezrobocia. Tymczasem Akademicki przekręt taką szansę utrącił. Przedstawiając wyniki mojej pracy jako własne osiągnięcia, Akademia zmarnowała (przejadła) niemałą dotację Komitetu Badań Naukowych. "Współautor" dołożył do prezentacji mojego niemal gotowego prototypu nie więcej niż kilkanaście roboczogodzin. Ale za to ile to kosztowało! Dalszych działań nie podejmie. Do wdrożenia wynalazku (masowej produkcji) potrzeba kilku tysięcy godzin pracy - wykazałem to w planie przedłożonym władzom AM w marcu 2002r. Kto je nieodpłatnie wykona? (Chyba że znów KBN dołoży.?.)

Czy to jednostkowy przypadek? Czy ma dla ogółu jakieś znaczenie?

Namawiam do lektury artykułu pt. "Patent na ziemniaki" z tygodnika "Wprost" (1 grudnia 2002 r) gdzie znaleźć można informację: "tylko trzy na tysiąc opatentowanych w Europie wynalazków pochodzi z Polski.." Tu autor artykułu (Sławomir Sieradzki) popełnił poważny błąd - tylko trzy na dziesięć tysięcy wynalazków pochodzi z Polski. Poprawione przez autora dane pojawiły się w sprostowaniu tydzień później... Aż boję się myśleć co to będzie gdy węgiel nam się skończy!

Nie wiem jak mam odpowiedzieć na proste pytanie mojej córki: czy wykształceni ludzie w tym kraju są do czegoś potrzebni? Dlaczego odczuwam ogromny wstyd? Może ktoś zabierze głos w tej sprawie?

Wracając do samego urządzenia prezentowanego na stronie www.batychron.pl - całą pracę badawczą i dokumentacyjną udało mi się wykonać dzięki pomocy kolegów i przyjaciół - wolontariuszy, których miejsca pracy są likwidowane lub pracują "czasami". Dziękuję za ich Zaufanie. Czuję się wobec nich zobowiązany. To nie w porządku , że Akademia Morska takiego zobowiązania wobec reszty społeczeństwa nie czuje.

Henryk Korta
henrykorta@op.pl


Autor jest twórcą "Batychronu"
Gdynia 03.11.2004


adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=46