www.nfa.pl/

:: Lustracja, czyli napiętnowanie zła i poniechanie zemsty
Artykuł dodany przez: nfa (2007-06-15 20:10:55)

Bronisław Misztal

Lustracja, czyli napiętnowanie zła i poniechanie zemsty
 
Ustawa lustracyjna, którą częściowo podważył Trybunał Konstytucyjny, miała doprowadzić do samoidentyfikacji zła. Jednak szansa na to, że złoczyńca sam zechce dokonać aktu pokuty, uderzy się w piersi i powie: "uczyniłem źle", od początku była niewielka - pisze Bronisław Misztal, socjolog polityki.

Do życia akademickiego w Polsce zakradły się w latach 1945 - 1989 i polityczny oportunizm, i małość intelektualna, i kabaretowa wręcz głupota. Bez wątpienia cechy te do dnia dzisiejszego są w nim obecne. Jest kwestią zasadniczą, czy pranie narodowej pamięci bądź ustawa lustracyjna będą w stanie osądzić lub zrekompensować historyczne skutki tych zjawisk.

Debata anty- i prolustracyjna, jaka rozgorzała w różnych środowiskach (nie tylko akademickich), od samego początku została zniekształcona przez stosunkowo rozmyte pojęcia honoru i godności, którymi chcą się posługiwać zapewne nie ci, którzy do nich akurat mają największe prawo. Dodatkowo nastąpiło przemieszanie konsekwencji minionych poglądów lewicowych i marksistowskich, konsekwencji rzekomo wymuszonego członkostwa w PZPR oraz faktycznej współpracy ze służbami aparatu przemocy PRL.

Ustawa lustracyjna zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny faktycznie pomijała kwestie odpowiedzialności moralnej za fale czystek politycznych oraz za sprowadzanie uczelni do funkcji serwilistycznych w stosunku do panującego reżimu.

Naturalna lewicowość akademików

Problemy te wynikają ze swoistego obywatelskiego analfabetyzmu, który jest cechą zarówno histerycznie reagujących środowisk akademickich, jak i przedstawicieli obecnego aparatu władzy.

Lustracja powinna zasadzać się na honorowaniu dobra i przyznawaniu prawa do godności tym, którzy nań zasłużyli. Tylko w tym kontekście można osądzić zło.

Zacznijmy od kwestii poglądów politycznych, które, w skrócie, mogą się plasować pomiędzy prawym a lewym krańcem spektrum światopoglądowego. Dwa fakty socjologiczne warte są odnotowania.

Po pierwsze, większość środowisk akademickich na świecie tradycyjnie charakteryzuje i charakteryzowała się przekonaniami znajdującymi się bardziej po lewej stronie politycznego spektrum. Pisze o tym szczegółowo amerykański socjolog Seymour Martin Lipset. Nie tylko w powojennej Ameryce, ale także w Niemczech, we Francji, w Hiszpanii i wszędzie tam, gdzie faktycznie istnieje możliwa do wyodrębnienia warstwa inteligencji, jej większość ma tendencje do poglądów raczej lewicowych. Wynika to z historycznego rodowodu inteligencji, ze sposobów zdobywania przez nią środków do życia oraz z kontaktów z młodzieżą pochodzącą z rozmaitych środowisk. Poglądy konserwatywno-tradycyjne na uczelniach formują sobie drogę z trudem i tylko w latach szczególnych kryzysów zyskują czasową dominację.

Po drugie w Polsce jest faktem historycznym, że większość kadry akademickiej w czasach komunizmu ze względu na swój rodowód (Niemcy, Rosjanie i komunistyczne władze PRL wybiły prawie do nogi tradycyjną polską inteligencję) obnosiła się zawsze z poglądami mniej lub bardziej skrajnie lewicowymi.


Konformizm środowisk naukowych

Ponadto środowiska akademickie były grupą politycznie oportunistyczną. Podobnie jak socjalistyczna klasa robotnicza, której ideowość wyparowała błyskawicznie w latach 1980 - 1989, socjalistyczna inteligencja była warstwą politycznie chwiejną, nielojalną wobec organizacji politycznej, która ją powołała do życia. Szybko i chętnie opuściła to miejsce w PRL, jakie dla własnych przywilejów zajmowała przez cztery dekady.

Pamiętam kuriozalne wystąpienie w czasach komunizmu pewnego młodego uczonego, który podczas spotkania w stowarzyszeniu naukowym wyliczył pięć dowodów na wyższość marksizmu nad kapitalistyczną demokracją, natomiast 20 lat później, występując na forum światowego stowarzyszenia, oświadczył wszystkim, że zawsze był za kapitalizmem.

Inny zdeklarowany ideolog marksizmu-leninizmu w 1990 roku na forum amerykańskiego uniwersytetu, którego był wielokrotnie gościem - właśnie jako ceniony marksista - oświadczył, że zawsze był demokratą, tylko nie umiał tego nazwać.

Warto też pamiętać, że część kadry akademickiej należała do PZPR. Te osoby, z racji sprawowanych przez siebie funkcji partyjnych, zajmowały się działalnością społecznie niesłychanie szkodliwą - będąc częścią aparatu przemocy, wymuszały dominację miernoty nad błyskotliwością.

A jednocześnie nie musiały podpisywać żadnych zobowiązań do współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Były bowiem ich dobrowolnymi współpracownikami.

 I to właśnie oni ponoszą moralną odpowiedzialność za ogromne morze zła i głupoty, którego ofiarą padły całe rzesze polskiej młodzieży kształcącej się w uczelniach wyższych.

Bo nauczyciel akademicki (podobnie jak sędzia czy prokurator), który nie reprezentuje standardów moralnych i jest podatny na naciski polityczne, po prostu narusza prawa obywatelskie swoich studentów.

Jeśli zaś chodzi o tych, którzy formalnie zadeklarowali współpracę z aparatem przemocy, produkowali raporty i donosili na ludzi ze swego środowiska zawodowego, to ich działania w kategoriach dobra i zła nie są ani niejasne, ani relatywne. Bo skutkiem było szerzenie się już nie miernoty, jak we wcześniejszym przypadku, lecz zła, czystego zła.

Polsce tuż po 1989 roku zabrakło woli politycznej, mądrości, przezorności i uczciwości, by to zło natychmiast, jednym ruchem i bez okrucieństwa rozliczyć.


Rozliczyć zło, poniechać zemsty

Ustawa lustracyjna, którą częściowo podważył Trybunał Konstytucyjny, miała doprowadzić do samoidentyfikacji zła.

Intencja składania oświadczeń lustracyjnych była jasna, ale szansa na to, że takie prawo będzie dobrze działać - niewielka. Prawodawca nie powinien bowiem oczekiwać, iż złoczyńca sam zechce dokonać aktu pokuty, uderzy się w piersi i powie: "uczyniłem źle".

Korzystniej byłoby skupić się na skontrastowaniu zła z dobrem, na pokazaniu tych setek czy tysięcy przypadków, gdy młodzi i starsi pracownicy uczelni odmawiali współpracy.

Jedynie w porównaniu z tysiącami uczynków dobrych, które zablokowały zdolność aparatu przemocy do zniewolenia wszystkich umysłów, można obnażyć nikczemność i zło kolaboracji.

To nie pierwszy i pewnie nie ostatni przypadek dyspozycyjności w stosunku do aparatu władzy.

Kiedy w powojennej historii oskarżano Polaków o nagminne wydawanie Żydów Niemcom, nie było lepszego sposobu na oczyszczenie narodowej pamięci niż tylko pokazanie tych tysięcy przypadków, w których Polacy Żydów ratowali.

To na tle dobra, mądrości i bezinteresowności tysięcy można było osądzić nikczemność setek.

Piętnowanie zła ma sens wtedy, gdy się je kontrastuje z uczynkami dobrymi, szlachetnymi i mądrymi.

Jest w interesie wszystkich Polaków, by - podobnie jak bywało w innych krajach posttotalitarnych - dokonać rozliczenia zła oraz aby kluczowe dla państwa instytucje oczyścić z tych, którzy działali przeciwko narodowemu interesowi.

Ale jest też w interesie wszystkich Polaków, aby nie pomylić rozliczenia zła z resentymentem wobec osób, które, choćby dla wygody, wyznawały poglądy polityczne podówczas uznawane za jedyne właściwe.

Jest też w interesie Polski, aby to rozliczenie nie miało charakteru odwetowego, aby było przeprowadzone w sposób moralnie przyzwoity, przez obnażenie i napiętnowanie zła i poniechanie zemsty.

Tysiące osób, które miały odwagę się sprzeciwić komunizmowi, które dla wygody czy z konformizmu nie przystąpiły do PZPR, mogą dziś legitymować się honorem i godnością.

To oni mają moralne prawo spojrzeć w twarz tym, którzy przefarbowywali się z dobrowolnych współpracowników jednego reżimu na piewców innego, i powiedzieć im dziś z godnością: "nie zapominamy, ale nie będziemy brać odwetu". I to powinno być logicznym zakończeniem nieszczęsnego rozdziału w polskiej historii.

Bronisław Misztal Autor jest profesorem i dziekanem Wydziału Socjologii na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie

Tekst opublikowany W Rzeczpospolitej, 15.06.2007 http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070615/opinie_a_4.html zamieszczony na NFA za zgodą autora



adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=415