Warning: file(online_g/52.90.50.252) [function.file]: failed to open stream: No such file or directory in /home/nfadddij/www/main.php on line 799
Niezależne Forum Akademickie

www.nfa.pl/

:: Polski inteligent w niewoli stada
Artykuł dodany przez: nfa (2007-04-24 19:05:40)

Dariusz Tołczyk

Polski inteligent w niewoli stada


Niedawno, dzięki artykułowi Jacka Żakowskiego "Rewolta polskich inteligentów" ("Dziennik", 5 kwietnia 2007), dowiedziałem się dwóch nowych rzeczy. Po pierwsze, że w Polsce istnieje ktoś taki jak abstrakcyjny polski inteligent. Po drugie, że tenże inteligent właśnie się zbuntował przeciwko władzy.
W obliczu takich rewelacji zacząłem się zastanawiać, kiedy ostatnio inteligencja polska przemawiała jednym głosem.

Okres heroiczny

Można chyba przyjąć, że działo się tak w czasie II wojny światowej pod okupacją niemiecką (bo już w sowieckim Lwowie czy Wilnie było nieco inaczej). Ówczesny głos inteligencji nie różnił się w sprawach zasadniczych od głosu, którym mówiła reszta polskiego społeczeństwa. Był to okres heroiczny: głos i czyny szły zwykle w parze, jeśli chodziło o stosunek polskich inteligentów (ale również robotników czy chłopów) do kwestii uważanej wówczas generalnie za najważniejszą, czyli sprawy narodowego bytu Polski. Społeczeństwo słyszało dość dobrze głos inteligencji i traktowało go poważnie. Był to nierzadko głos partyzanckich dowódców, z których służący pod ich komendą chłopi i robotnicy potrafili być dumni.

Konfitury stalinizmu

A później? Później inteligencja polska przemawiała jednym głosem w czasach stalinowskich. Takie wrażenie mogli odnieść zwłaszcza ludzie, którzy nie stykali się wówczas z inteligentami na gruncie towarzyskim, lecz słyszeli ich głos głównie z trybun, literatury, radia, prasy, filmów. Był to głos mało podobny do tego, jaki pamiętano z czasów niemieckiej okupacji. Jednak ludzie znający okupację sowiecką na polskich Kresach rozpoznawali nieraz jego brzmienie.

Na mównicach, w gazetach, na uniwersytetach, w szkołach, w książkach polscy inteligenci z zapałem domagali się surowych wyroków na bandytów z akowskiego podziemia; szydzili z niewydarzonych mrzonek o niepodległej Polsce; drwili z pojęć takich jak honor, ojczyzna, nie mówiąc już o Bogu. Najbardziej znani i chwaleni publicznie członkowie polskiej inteligencji chętnie pozowali do zdjęć w towarzystwie bierutowskich dostojników, bili im brawo na stojąco, wznosili kwieciste toasty na partyjno-rządowych bankietach, wypinali piersi do odznaczeń i przebierali nogami na salonach władzy. To jest obraz inteligencji, jaki musiał się utrwalić w pamięci reszty polskiego społeczeństwa - tych pozostałych obywateli, których władza nie zapraszała na swoje salony. To przecież przed ich oczami odbywały się te popisy. Stalinizm przemawiał do Polaków nie tylko ubeckim knutem, lecz również inteligenckim piórem. Jacek Żakowski twierdzi, że "inteligent ma pamięć". Zapomina, że ma ją również zwykły człowiek, o czym wielu inteligenckich prominentów - ogarniętych w latach stalinowskich radosnym pędem do przywilejów i poczuciem własnego znaczenia - pewnie nawet nie pomyślało. Zwłaszcza że niejeden z nich posiadł, jak można było potem nieraz się przekonać, umiejętność błyskawicznego kasowania własnej pamięci i płynnego zmieniania własnego wizerunku i poglądów. Jedna cecha pozostała u nich stała - inteligenccy prominenci zawsze potrafią znaleźć się w pobliżu tych, którzy decydują o rozdziale stanowisk, stypendiów, zamówień, nagród, tytułów, mieszkań, gabinetów, pracowni, samochodów, wczasów itp. Mają świetną orientację, gdzie stoją konfitury.


Innymi drogami

Oczywiście, nie jest to obraz jedyny. W czasach stalinowskich i później istnieli także inni inteligenci - często zupełnie niepodobni do tych, o których wspomniałem. Ci kierowali się bezinteresownym poczuciem misji, płacąc za to nieraz karierami i stanowiskami, a nawet więzieniem. Potrafili trwać przy swoich wartościach i poglądach wbrew naciskom. O ich postawach jednak reszta społeczeństwa przez długi czas niewiele słyszała z peerelowskich mediów.

Byli też liczni inteligenci, którym udawało się odnosić sukcesy, a nawet zaistnieć w szerszym odbiorze społecznym, bez konieczności robienia świństw. Wreszcie było mnóstwo takich, którzy sami tylko potrafią (lub nie) wymierzyć moralną skalę własnych, większych czy mniejszych, kompromisów z "minionej epoki".

Problem w tym, że przeciętni ludzie nie mogą wiedzieć, kto, jakimi drogami dochodził w PRL do swojej pozycji. A to, że nie każdy dochodził do niej uczciwą drogą, wiedziały nawet małe dzieci. Jeśli zatem dziś niejeden polski inteligent czuje, że społeczeństwo (a w związku z tym i demokratyczne państwo) nie okazuje inteligencji należnego szacunku, to najwyraźniej zapomina, iż jeśli nawet on sam zawsze był wzorem prawości, to wielu jego kolegów przez długi czas pracowało wytrwale, żeby przedwojenny i wojenny wizerunek inteligencji jako elity ideowej i moralnej skutecznie zszargać.

Efekt stada

Jedno jest pewne - nie ma dziś czegoś takiego jak jednolita wspólnota, czy to moralna, czy ideowa, czy tym bardziej polityczna, którą można określić mianem inteligencji polskiej. Inteligencja nie istnieje dziś jako wspólnota postaw moralnych, gdyż w Polsce byli i są inteligenci, którzy zbudowali kariery, idąc po trupach swoich kolegów. Do dziś świetnie funkcjonują liczni inteligenccy luminarze, którzy zawdzięczają swoją pozycję i prestiż dawnym zdradom i układom. Stanowią oni część polskiej inteligencji tak samo jak ci, których oni sami kiedyś wykorzystali, pozbawili głosu, odstawili na boczny tor, wyślizgali, opisali w tajnym raporcie.

Inteligencja nie istnieje też jako wspólnota poglądów. Jeśli spróbowalibyśmy wytłumaczyć komukolwiek żyjącemu poza Polską, że inteligencja to grupa zajmująca się myśleniem o problemach całego społeczeństwa i że jednocześnie tak się składa, iż cała ta grupa dochodzi do tych samych poglądów, to nasz słuchacz uznałby zapewne, że w Polsce zdarzył się cud. Albo pomyślałby, że u polskich inteligentów coś jest nie tak z myśleniem. Zwłaszcza że nie znajdują się oni w sytuacji wojny, terroru czy innego zagrożenia, wymuszającego umysłowe zwarcie szeregów za wszelką cenę.

Ludzie wypowiadający się dziś w imieniu polskiej inteligencji popełniają nadużycie. Zwykle zaliczają samych siebie w poczet inteligencji i przedstawiają własne poglądy jako poglądy całej grupy. W tego rodzaju operacjach pomocą służy im bardzo ważne w Polsce zjawisko "środowiska". Jeśli większość inteligentów, traktowanych z osobna, to ludzie zdolni do niezależnej refleksji i rozumowania, kiedy znajdą się w "środowisku", zachowują się czasami zupełnie nie do poznania. "Środowisko" z myślących ludzi potrafi uczynić stado. Stado prowadzone jest zwykle przez wąskie grono przewodników. Czuje się ono w obowiązku przypisywać swoim przewodnikom monopol na prawdę, słuszność, ba, wręcz ludzką przyzwoitość. Stara się też ich naśladować, mówić ich językiem i wykonywać te same co oni miny, gesty i grymasy.

Duch konformizmu rządzący "środowiskiem" to typowe zjawisko, które można zaobserwować na przykład wśród kibiców na piłkarskich stadionach, nastolatków na koncertach rockowych czy wśród tłumów na wiecach. Inteligenckie "środowisko" niewiele się pod tym względem od nich różni. Poczucie przynależności do grupy stanowi ogromne dowartościowanie dla jej członków i buduje przekonanie, że my jesteśmy jednością i na mocy tego faktu jesteśmy lepsi niż oni - kimkolwiek oni są.

Pora na rewoltę

W Polsce istnieją prawdziwi inteligenci. To ludzie próbujący myślenia na własny rachunek. Różnią się między sobą poglądami, bo nie mogą się nie różnić, skoro myślą.

W polityce reprezentują różne opcje i mają rozmaite zdanie na temat obecnego rządu. Jednocześnie w Polsce są też ludzie chętnie zabierający głos w imieniu polskiej inteligencji, sugerujący, że są do tego upoważnieni. Na ich nieszczęście świat, w niektórych przynajmniej dziedzinach, poszedł ostatnio naprzód i obecny wiek cechuje niepohamowany rozwój mediów. Coraz trudniej więc udawać, iż mówi się w czyimś imieniu, bo coraz więcej ludzi ma możliwości publicznego wypowiadania się w imieniu własnym. Dotyczy to także inteligentów.

Rzeczywiście, pora na rewoltę polskich inteligentów. Pora na rewoltę przeciwko tym, którzy próbują im ciągle narzucać mentalność stada. Im prędzej ta rewolta nastąpi - im prędzej polscy inteligenci wypowiedzą posłuszeństwo samozwańczym przewodnikom - tym szybciej będą w stanie traktować samych siebie poważnie i cieszyć się większym szacunkiem społeczeństwa.

Na ogół bowiem ludzie traktują serio raczej kogoś, kto bierze odpowiedzialność za własne słowa, niż kogoś, kto powtarza środowiskowe zaklęcia i grymasy. Wśród polskich inteligentów nie brakuje dzisiaj ludzi naprawdę mądrych. Warto usłyszeć, co mają do powiedzenia.

Dariusz Tołczyk
Autor ukończył Uniwersytet Warszawski, doktoryzował się na Uniwersytecie Harvarda, a obecnie jest profesorem języków i literatur słowiańskich na Uniwersytecie Wirginii


P.S.
Tekst opublikowany w Rzeczpospolitej 24.04.07
zamieszczony na NFA za zgoda autora




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=389