www.nfa.pl/

:: Inna prawda o uczelniach
Artykuł dodany przez: nfa (2004-12-13 10:47:26)


Józef Wieczorek

INNA PRAWDA O UCZELNIACH


W Polsce upadają przedsiębiorstwa, ale uczelnie państwowe i niepaństwowe rosną jak grzyby po deszczu. W gospodarce kryzys, w edukacji rozwój - rośniemy w siłę mimo, że nie żyjemy dostatniej.
Na rok 2003 MENiS wykazuje istnienie 380 uczelni wyższych, państwowych i niepaństwowych, które zatrudniają podobno ponad 70 tys. nauczycieli akademickich, a kształcą 1,8 mln młodzieży. Ilość to imponująca. Ale co z jakością? Jak ją mierzyć? Czy wzrost ilości szkół i ilości wydawanych dyplomów naprawdę oznacza rozwój edukacyjny ?


AKREDYTACJA BEZ INFORMACJI


Aby ocenić uczelnie, kierunki studiów powołano 28 grudnia 2001 Państwową Komisję Akredytacyjną umocowaną przy Ministerstwie Edukacji i Sportu. Niewiele o niej wiadomo bo nie ma własnej strony internetowej ani nawet własnego e-maila, stąd kontakt z tą instytucją nie jest łatwy. Pisze się o PKA co jakiś czas kiedy ogłasza ile to kierunków uprawniono a ile zawieszono w procesie wydawania dyplomów.
Państwowa Komisja Akredytacyjna stosuje skalę czterostopniową. Wystawia oceny negatywne, warunkowe, pozytywne i wyróżniające. Jak dotychczas są to najczęściej pozytywne, ale jest też niemało warunkowych, a nawet nieco negatywnych. Jak ocena jest negatywna to minister edukacji powinien zawiesić nabór albo rozwiązać szkołę.
Kryteria oceny kierunków są mniej więcej znane. Najistotniejsza jest ilość profesorów stąd zarzuty PKA dotyczą najczęściej właśnie braków w kadrze profesorskiej.

Aby dostać akredytację uczelnie piszą raporty samooceny a potem tzw. eksperci z odpowiedniego zespołu PKA przeprowadzają kontrolę na miejscu. Rozmawiają jak mówi szef PKA prof. Jamiołkowski z jak największą liczbą osób, pracowników i studentów. Niestety nie wiadomo czy te opinie się jakoś mierzy czy waży. Nie widać żadnych ankiet dla oceny, nie widać także żadnych raportów pokontrolnych.
Systemy akredytacji istnieją w innych krajach, ale PKA nie należy ani do European Network for Quality Assurance in Higher Education http://www.enqa.net , ani do International Network for Quality Assurance Agencies in Higher Education http://www.inqaahe.nl. Dlaczego?
Jeśli wyższe szkoły np. brytyjskie są oceniane to Polak bez trudu może znaleźć raporty pokontrolne http://www.qaa.ac.uk. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych raportów pokontrolnych naszej PKA. Wyniki kontroli PKA są poza kontrolą obywateli polskich.
Sytuacja podobna jak w Komitecie Badań Naukowych, który ocenia placówki naukowe (też uczelnie) parametrycznie, ale wartości parametrów są chronione przed zainteresowanymi. Kontroli brak. Ustawa o dostępie do informacji jest, dostępu nie ma.

,

UTRWALANIE PATOLOGII


Edukacja w szkołach wyższych winna być ściśle związana z uprawianiem nauki przez nauczycieli akademickich. Jak ktoś nauki nie uprawia to nie może nauczyć studentów jak ją należy uprawiać i jak z niej korzystać. Problem w tym, że w Polsce uprawiana jest głównie tzw. nauka polska, swoista kategoria wyodrębniona z nauki sensu stricto. Czy w uczelniach należy uczyć uprawiania takiej nauki? Ja nie sądzę.

Brak jest spójnej i kompleksowej reformy systemu nauki i edukacji w Polsce i tak naprawdę nikt tego nie chce. Wyniki sprawdzenia, czy dane szkoły są dobrze, czy gorzej dostosowane do obecnego systemu edukacji i nauki niekoniecznie muszą przynieść pożądane społecznie skutki, tj. podniesienie poziomu nauczania w szkołach wyższych. Pozytywna ocena uczelni, kierunku studiów, nie musi świadczyć o jej pozytywnej działalności, a jedynie o lepszej przystosowalności do obecnego, raczej kuriozalnego systemu nauki i edukacji nauki. Taka ocena może przynieść natomiast skutki niepożądane, gdy kierunki o poważnej patologii (ogromne marnotrawstwo pieniędzy podatnika np. na granty bez rezultatów, rekrutowanie kadry na podstawie kryteriów genetyczno-towarzyskich itd. ) zostają ocenione pozytywnie, czyli ich patologia zostaje zaakceptowana, a nawet wyróżniona. Innym nie pozostaje nic innego jak tylko osiągnąć przynajmniej podobny stan patologii. Jeśli np. ważnym kryterium oceny uczelni, kierunku, jest ilość profesorów na etatach, to nie można tego kryterium odrywać od całościowego kontekstu. Oczywiście z punktu widzenia biurokraty najłatwiejsze są takie proste i mierzalne kryteria, ale niekoniecznie przekładają się one na poziom kształcenia.

Znam przypadki kiedy najlepsze wyniki w kształceniu studentów osiągał doktor, gdy natomiast 'profesorowie' nie byli w stanie sobie poradzić z dydaktyką na podobnym poziomie, więc doktora wyrzucili, a jego działalność zapisali sobie na swoje konto. Doktor negatywnie wpływał na młodzież, która traciła orientację edukacyjną. Zamiast orientować się na profesora, orientowali się na doktora. Młodzież akademicka jakby zaczęła zapominać, że najlepszy jest przecież profesor i dyskusji nie ma. Tak też 'rozumuje' Państwa Komisja Akredytacyjna. Porażający i przerażający poziom naukowy i moralny kadry 'profesorskiej', zaopatrzonej w dożywotnie przywileje jest jedną z podstawowych przyczyn katastrofalnej sytuacji nauki i edukacji w Polsce. Działania PKA nie powinny tej sytuacji utrwalać, lecz jej przeciwdziałać. W ocenie poziomu kształcenia biurokratyczne kryterium 'profesorskie' jest całkiem nietrafne, a nawet szkodliwe. Szkoły wiedząc, że ocenia się jakość kształcenia według m.in. ilości profesorów, zatrudniają osoby z tytułami profesorskimi nie zawsze mające odpowiednie kwalifikacje edukacyjne, a także naukowe (często mniejsze od kwalifikacji doktorów). Zatrudnianie 'profesora' na kilku, a nawet kilkunastu etatach może powodować poważne obniżenie poziomu kształcenia w takich uczelniach. To tylko jeden drastyczny przykład. W USA tak nie jest. Profesorem jest się na jednej uczelni, ale też trzeba pamiętać, że w USA nie ma profesorów 'belwederskich' czy raczej 'białodomowych' bo o zatrudnieniu na etacie profesora decyduje uczelnia , gdy u nas kto będzie czy nie będzie profesorem decyduje w gruncie rzeczy prezydent. W USA nie ma też habilitacji bo o zatrudnieniu decyduje dorobek naukowy a nie stopnie i tytuły często u nas niezależne od dorobku (nierzadko niejawnego) a potrzebne do zwiększenia ilości punktów akredytacyjnych.
W USA brak jest też umocowanej politycznie Centralnej Komisji ds. tytułu naukowego, tajności rezultatów grantów, tajności ocen itd. Przejścia jednak na system amerykański tak naprawdę u nas nikt nie chce. Ciekawe dlaczego ?




KASOWANIE KASY


Ostatnio senat Uniwersytetu Jagiellońskiego rzekomo wystąpił przeciwko wieloetatowcom tj. nauczycielom akademickim pracującym na więcej niż jednym etacie, twierdząc, że to nie jest etyczne. Problem w tym, że UJ nie występuje przeciwko wieloetatowcom jako takim, tylko przeciwko biegającym na wykłady po Krakowie. Ci, którzy przemieszczają się na wykłady dostojnie, szybkimi samochodami np. do Kielc czy Tarnowa, nie tracąc tym samym wiele sił i czasu, są etyczni i mogą tam dodatkowo wykładać. Kto wie czy uchwały nie podjęła grupa trzymająca sztamę z producentami szybkich samochodów? Z etyką to nie ma nic wspólnego. Chodzi o wycięcie konkurencji szkół niepublicznych lepiej opłacających wykładowców, ale też uzależnionych od akredytacji, czyli od punktów osiąganych za profesora. Żeby być akredytowanym trzeba go zatrudnić, nie musi zbyt często wykładać, ważne, żeby figurował i 'punktował'. Politycy zarówno aktywni, jak i 'upadli', często punktują dla uczelni, często dla wielu uczelni na raz.

Uniwersytety też potrzebują profesorów, aby zarabiać na studiach zaocznych. To ich trzyma. Ambitniejsi studenci jednak narzekają , że serwuje im się bubel edukacyjny. Płacą dużo, zyskują mało. Takich studentów kieruje się do komisji dyscyplinarnych. Pracowników ujawniających takie patologie - również.

Na uczelniach nie liczą się obecnie ani badania, ani jakość nauczania, liczy się tylko szmal i dyplomy. Do niedawna uniwersytet był definiowany jako korporacja nauczanych i nauczających poszukujących razem prawdy. Tę definicję usunięto z nowego statutu UJ, chyba dlatego, że nie przystawało to nijak do rzeczywistości. Uczelnie zamieniono w fabryki dyplomów, a pożal się Boże 'profesorowie' ganiają od uczelni do uczelni aby nabić sakiewkę.

Można by rzec, że obecny uniwersytet to korporacja kasujących kasę (nierzadko za bubel edukacyjny) i kasujących dyplomy (nierzadko bez wartości). Obecne uniwersytety nie tolerują poszukujących ze studentami prawdy. Taka działalność jest w uczelniach źle widziana, a nawet zabroniona. Stanowi zagrożenie dla struktur uczelni.


,
ALTERNATYWNE KRYTERIA OCENY


Obserwując poważny spadek jakości nauczania w szkołach pozwoliłem sobie na zaproponowanie Państwowej Komisji Akredytacyjnej rozważenie odmiennych (od przyjętych) kryteriów oceny szkół wyższych. Jak sądzę po ich przyjęciu ocena szkół, kierunków, byłaby zdecydowanie odmienna od już dokonanej i dokonywanej, a ponadto pomogłaby w usuwaniu, a nie w utrwalaniu patologii jakimi uczelnie są dotknięte.

Moim zdaniem negatywnie oceniana winna być szkoła wyższa (kierunek) jeśli:

1. kierowana jest przez osoby nie należące do korporacji nauczanych i nauczających poszukujących prawdy

2. wyklucza z populacji zatrudnionych nauczycieli akademickich mających poczucie własnej wartości

3. wyklucza z populacji zatrudnionych nauczycieli akademickich mających cywilną odwagę wypowiadania krytycznych opinii o patologii uczelni

4. utajnia czy fałszuje osiągnięcia naukowe nauczycieli akademickich

5. fałszuje osiągnięcia edukacyjne nauczycieli akademickich

6. nadal respektuje 'prawo' stanu wojennego w życiu szkoły wyższej, w szczególności w polityce kadrowej

7. instytutem, katedrą czy zakładem uczelni zarządza dożywotni feudał, bez potencjalnego następcy, z powodu wytępienia konkurentów

8. zatrudnia 'wieloetatowców' m.in. 'profesorów' na fikcyjnych etatach (dla punktowania!)

9. zatrudnia osoby obciążone zajęciami edukacyjnymi powyżej 8 godz. dziennie i prowadzące oficjalnie ponad 10 magistrantów

10. realizuje politykę kadrową poprzez organizowanie 'konkursów' na obsadzanie stanowisk przez swoich, zgodnie z kryteriami dostosowanymi do ich poziomu intelektualnego lub według kryteriów genetyczno-towarzyskich

11. uznaje aktywnych badaczy za element niepożądany na uczelni

12. jej kadra jest niezdolna do wykrywania plagiatów lub/i wykazuje przyjazny stosunek do plagiaryzmu

13. tworzy nowe kierunki studiów jedynie dla zapewnienia obecnej, zamkniętej na 'obcych' kadrze, dodatkowych źródeł utrzymania

14. przyjmuje ogromną ilość studentów, bez możliwości ich należytego kształcenia, tylko po to, aby obecna kadra mogła więcej zarobić

15. akceptuje mobbing w stosunku do nauczycieli akademickich przewyższających kadrę zarządzającą intelektem i uznaniem wśród studentów

16. nie stosuje się do zasad etyki i dobrych obyczajów w nauce i edukacji

17. wykazuje analogie do orwellowskiego Ministerstwa Prawdy, w którym wartości mają odwrócony znak

Niestety PKA nie raczyła podjąć dyskusji z tą obywatelską inicjatywą. Po rozpowszechnieniu tych kryteriów w internecie jednak otrzymałem wiele listów z gratulacjami co świadczy, że opracowanie innych od obecnych kryteriów oceny szkół ma aprobatę krytycznie myślących obywateli.

,

PRAWDA RANKINGÓW


Zwykle na wiosnę kilka czasopism: Rzeczpospolita, Polityka i Perspektywy, Wprost, Newsweek układa rankingi szkół wyższych. Każdy może zapoznać się która uczelnia, jaki kierunek studiów jest najlepszy. To ma być wskazówka gdzie się wybrać na studia aby mieć dyplom najbardziej wartościowy, jakich absolwentów przyjmować aby mieć dobrze przygotowanych pracowników. Czy to dobra wskazówka? Kryteria rankingów na ogół są znane. Chciałbym się odnieść przykładowo tylko do jednego kryterium - kryterium siły naukowej uczelni - uwzględnianego w rankingach Rzeczpospolitej i Polityki uważanych za szczególnie wiarygodne.

Do określenia siły naukowej uczelni uwzględniano dane KBN, w tym dane dotyczące projektów badawczych finansowanych przez KBN. Ja korzystam z baz KBN i uważam, że jest to raczej baza nie-danych, w szczególności jeśli chodzi o wyniki grantów (projektów badawczych). (patrz Cui bono? - Obywatel, lipiec, 2003). Jakie są rezultaty realizacji grantów KBN można się zapoznać na stronach internetowych http://www.opi.org.pl. Można to przeliczyć uczelniami. Nie wiem czy twórcy rankingu to czynili?

Siłę naukową uczelni oceniano za pomocą kryterium - 'liczba projektów badawczych prowadzonych przez uczelnie i współfinansowanych przez KBN '.
Ciekawe dlaczego redakcje sądzą, że takie kryterium, oczywiście mierzalne, świadczy pozytywnie o sile naukowej uczelni. Moim zdaniem o sile naukowej uczelni mogłoby świadczyć kryterium efektywności grantów, czyli jakość wyników w stosunku do poniesionych nakładów. To, że ktoś dostał grant, a nawet wiele grantów, nie świadczy o jego sile naukowej. Jeśli mimo otrzymania grantu nic lub niewiele zrobił to ten fakt świadczy o niepoważnej a nie o poważnej sile naukowej.
Warto też wziąć pod uwagę, że o przyznawaniu grantów nie zawsze decydują kryteria merytoryczne, a nader często genetyczno-towarzyskie.

Zatem kryterium liczby uzyskanych grantów jest mało wartościowe do ustalania siły naukowej uczelni, natomiast mogłoby być przydatne w ustalaniu rankingu uczelni marnotrawiących pieniądze podatnika czy w ustalaniu rankingu nepotyzmu (a może i korupcji) w nauce i edukacji w Polsce.

RANKING RANKINGÓW

Dla mnie rankingi wyższych uczelni w Polsce to lipa wprowadzająca w błąd obywateli. Ale nie dla wszystkich. Po ukazaniu się klasyfikacji szkół na ogół rozpoczynają się dyskusje świadczące o poważnym traktowaniu rezultatów rankingów. Studenci, i pracownicy tych uczelni, które są wysoko w rankingu chodzą dumni - jesteśmy najlepsi - z zadowoleniem konstatują. Inni, którzy są nisko w rankingach lamentują nad poziomem swoich uczelni. Nad zasadnością kryteriów, a przede wszystkim nad wiarygodnością danych rzadko się dyskutuje.
Świadczy to o braku krytycyzmu studentów i absolwentów szkół wyższych. I jest to 'sukces' edukacyjny. Krytycyzmu niezbędnego dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego na uczelniach się nie uczy, krytycyzm się tępi i są tego rezultaty.

Jeśli o rezultatach rankingów wypowiadają się rektorzy uczelni to na ogół jest tak, że ten ranking jest bardziej wiarygodny, w którym uczelnia rektora jest wyżej. Jest to dla rektorów kryterium najważniejsze. Rankingów nie traktuje się jako zabawę, lecz bardzo poważnie. Jak w tegorocznym rankingu WPROST Uniwersytet Jagielloński znalazł się nieco niżej rektorzy zawiadomili, że bojkotują ten tygodnik, ale rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza - uczelni, która znalazła się na pierwszym miejscu, był cały w skowronkach: 'To dowód na to, ze rozwijamy się w dobrym kierunku'. Ciekawe, że właściwe i niewłaściwe kierunki rozwoju uczelni wyznaczane są przez niezbyt zorientowanych w tej materii dziennikarzy, bazujących na wątpliwych lub wziętych z sufitu danych.
Rektorzy uważają przy tym, że jak uczelnia jest wysoko w rankingu, to patologia nauki i edukacji w Polsce ich nie dotyczy! Tak mnie informował rektor AGH - Prof. R. Tadeusiewicz. A rozmiary patologii w uczelniach wyższych przecież nie są brane przy ustalaniu rankingów. Ot, rektorska logika.

Józef Wieczorek



Tekst opublikowany w dwumiesięczniku OBYWATEL nr 5(13), 2003


adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=33