www.nfa.pl/

:: Nowe szaty polskiej nauki
Artykuł dodany przez: nfa (2006-02-20 06:05:07)

Maciej Panczykowski

Nowe szaty polskiej nauki


Idea państwa demokratycznego jest taka, że nie tylko władza rządzi ludem, ale także lud ma prawo rządzić władzą. A więc istotą demokracji jest wzajemna, zwrotna regulacja "góry" i "dołu". Dzięki temu oddziaływaniu, ścieraniu się i wzajemnej kontroli owych dwóch podmiotów, powstaje nowa jakość: korzyści dla całego społeczeństwa.
Mówi się, że na dzień dzisiejszy nie wymyślono niczego lepszego od demokracji, bo we wszelkich systemach, w których władza (mniejszość) zabezpiecza tylko swój interes, cały potencjał tkwiący w pozostałej większości jest marnotrawiony i nie przyczynia się do rozwoju społecznego. Nieprzypadkowo, to właśnie państwa o dojrzałych demokracjach uchodzą za najbardziej rozwinięte na naszym globie. Oczywiście, musimy pamiętać, że demokracja może być niedojrzała lub zdegenerowana (np. przez media uzależnione od wąskich grup interesów) i wtedy sytuacja jest daleka od ideału.

W polskiej społeczności naukowej, jedyną warstwą, która rządzi i wskutek tego dobrze się ma, są decydenci i profesorowie. Reszta ma bardzo mało do gadania i jej działania podporządkowane są interesom klasy rządzącej. Przytoczmy kilka przykładów:
1. nowa ustawa o szkolnictwie wyższym uchwalona przy "konsultacji" z lobby profesorsko-decydenckim. Tak jakby pozostałe grupy interesów w polskiej nauce nie istniały.
2. istniejące przez długi czas trudności z oceną wykładowców, a gdy pojawia się w końcu prawna możliwość oceny, u profesorów pojawia się oburzenie i obraza majestatu. Jakim prawem student ma ich oceniać? Ma brać to, co jest i siedzieć cicho!
3. brak wpływu lub słaby wpływ społeczności akademickiej na wybór władz uczelnianych.

Obłudnicy z warstwy rządzącej dysponują wieloma umiejętnościami, mającymi na celu ukryć prawdę. Potrafią oni zasugerować słuchacza swoją prawdą i odwrócić jego uwagę od realiów. Potrafią zmydlić oczy, zbić z pantałyku, wypuścić zasłonę dymną. Niejeden taki hipokryta, wypowiadając się w mediach, przekonuje o swoich demokratycznych sympatiach. Odpowiada mu to, że Polska nie jest już PRL-em, kocha świeży powiew wolności, nadskakuje Zachodowi i tylko tam ma przyjaciół. Chciałoby się go zapytać: "No dobrze, ale co tak naprawdę ma pan z tym wspólnego?". Ale by była konsternacja…
Niestety, laik oglądający taką wypowiedź w telewizji, myśli sobie: "skoro ten człowiek mówi o tym wszystkim, to na pewno temu wszystkiemu hołduje".
U wielu ludzi następuje taki przeskok myślowy, choć wcale nie jest to pewne, bo jedno drugiego nie implikuje. Mówić o czymś nie oznacza hołdować temu czemuś. Nie dajmy się zwieść i nie pozwólmy zatuszować prawdy. A prawda jest taka, że mechanizmy polskiej nauki są wybitnie antydemokratyczne. Mamy do czynienia z dyktaturą jednej grupy interesów (często zapyziałej, szarej i słabo rozwiniętej, bo rodem z PRL). I to wszystko 17 lat po 1989 roku. Polska nauka to po prostu RELIKT. A jest tak dlatego, że robiono wszystko, aby zachować status quo. Jakimikolwiek metodami, byle skutecznymi, jak. np. przybieranie prozachodnich piórek, nadskakiwanie władzy, przemalowywanie "skóry" z czerwonej na niebieską, niszczenie bardziej lub lepiej rozwiniętych czy też hamowanie ich rozwoju. Aby tylko interesy pozostały nienaruszone.
Patrząc na te socjologiczne zabiegi, chciałoby się krzyknąć z dziecięcą szczerością: "Jesteście nadzy, towarzysze!".

Maciej Panczykowski




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=199