www.nfa.pl/

:: Agenci na UJ , czyli dramat mediów i autorytetów
Artykuł dodany przez: nfa (2005-12-09 02:19:25)

Józef Wieczorek
Agenci na UJ , czyli dramat mediów i autorytetów


W ostatnich dniach media (Gazeta Wyborcza, częściowo także Rzeczpospolita i in.) w związku z ogłoszeniem przez Gazetę Polską listy konfidentów SB na UJ informowały o skandalu lustracyjnym, o dramacie człowieka, który rzekomo znalazł się na tej liście. Chodzi o spektakl medialny wokół dr Marka Kuci - adiunkta socjologii UJ, który nosi to samo imię i nazwisko co uważany za konfidenta wg Gazety Polskiej niegdysiejszy student prawa. Problem w tym, że w artykule w GP nie było najmniejszej nawet sugestii, że chodzi o tą właśnie osobę. Nikt adiunkta o donoszenie nie pomówił, nie oskarżył. Skąd ten zgiełk ? Przecież jak prasa podaje, że np. Jan Kowalski coś np. ukradł, nie ma zgiełku medialnego na temat dramatu innych Janów Kowalskich rzekomo pomówionych w mediach o kradzież. Nie ma też postulatów, aby wreszcie skończyć z pisaniem np. o złodziejach po nazwisku, bo można tym skrzywdzić niewinnych.

Jak wynika z wypowiedzi samego 'poszkodowanego' nie zauważył on aby był w stanie dramatycznym. Nikt go z pracy nie zwolnił, ani nie miał zamiaru , nie udzielił nagany, ostracyzmem bynajmniej nie został objęty. Objęty został natomiast zgiełkiem medialnym na okoliczność manipulowania faktami w celu zdyskredytowania lustracji.
Fakt, że Rektor UJ zaprosił go przez pomyłkę na rozmowę razem z niewątpliwymi agentami. Ale się szybko wyjaśniło, że to pomyłka raczej zrozumiała dla wszystkich, którzy znają standardy pracy administracji uczelnianej. To nie kompromitacja listy GP tylko co najwyżej nieprofesjonalnych działań administracji UJ.

Władze uczelni natychmiast oświadczyły: 'Mamy nadzieję, że los zgotowany panu dr. Markowi Kuci będzie przestrogą dla autorów kolejnych tego typu publikacji. Suche listy imion i nazwisk agentów SB, bez szerszej informacji o osobach na nich figurujących, mogą stać się przyczyną wielu ludzkich dramatów". Ale o jaki dramat ludzki tu chodzi ?
Doktor wie kim jest i kim był. Nie stracił poczucia własnej tożsamości, ani poczucia własnej wartości , czego chyba nie można powiedzieć o zgiełkotwórcach. Nie chodzi tu o dramat osoby ludzkiej, lecz chyba o dramat polskich mediów, wspieranych przez autorytety, które jakoś nie mogą sobie poradzić ze swoją medialnością i moralnością.

Wizja walki z demonami przeszłości jakby zdemonizowała ich teraźniejszość - w heroicznej walce o zakłamywanie historii stosują metodę politycznego bulteliera -'To lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud uwierzy'.
Władze tej samej uczelni usuwały z uczelni niewygodnych nauczycieli na podstawie 'prawa' stanu wojennego, na podstawie sfingowanych zarzutów, skazywały ludzi na śmierć zawodową, pozbawiały warsztatów pracy i środków do życia , i o losie jaki im zgotowały bynajmniej mediów nie informują – taktownie, zapewne przez skromność. Żadnych przeprosin, żadnych rozmów, żadnych oświadczeń, żadnych deklaracji naprawy krzywd. Wręcz przeciwnie! Losem pokrzywdzonych władze uczelni bynajmniej się nie interesują, no chyba że chodzi o przygotowanie dla zaprzyjaźnionych siepaczy 'suchych' informacji, wyrwanych z kontekstu, zmanipulowanych, aby w mediach dołożyć jeszcze po latach - niewygodnym, bo nadal niestety żywym i próbującym odsłaniać niewygodne dla uczelni prawdy. Tym, że ich 'suche' informacje mogą stać się przyczyną ludzkich dramatów władze się nie przejmują - bo o to właśnie chodzi ! 'Gazeta Wyborcza' tak lamentująca nad dramatami ludzkimi chętnie takie kopniaki zamieszcza a pokrzywdzonym nie daje żadnych szans na obronę. (np.Jasełka akademickie z rektorem UW w roli Heroda http://www.kontrateksty.pl/index.php?action=show&type=news&newsgroup=16&id=529) Nie musi ! Czy w Polsce ktoś bez grosza może wygrać z potentatem medialnym ?

Autorytety moralne tak pięknie w mediach wyrażające troskę nad rzekomymi dramatami rzekomo skrzywdzonych, pozostają całkiem obojętni na skrzywdzonych naprawdę. Krzywda realna nie jest medialna, więc po co autorytet takimi 'nieudacznikami' ma się zajmować. Na dramaty ludzkie, szczególnie te które są spowodowane przez ich pracodawców, czy orderodawców, autorytety taktownie nie reagują nawet jednym medialnym słowem, poświęcając całą uwagę doskonaleniu zaawansowanych technik utrzymywania higieny kończyn górnych.

Na uczelni dr Marka Kuci powstał raport specjalnej komisji senackiej na temat pokrzywdzonych w PRLu. Raport opracowano w 1993 r,. ale upubliczniono go dopiero w 2005 r. w Alma Mater (miesięcznik UJ) w ramach walki z oszołomami lustracyjnymi.
(por.<> Powracająca fala zakłamywania historii http://www.kontrateksty.pl/index.php?action=show&type=news&newsgroup=3&id=1065
)
Jest tam też lista pokrzywdzonych, którą można nazwać od nazwiska głównego autora - listą Jerzego Wyrozumskiego - profesjonalnego, utytułowanego historyka. Na liście figuruje np. Lesław Maleszka, żeby ograniczyć się do najbardziej znanej postaci ze świata donosicieli. Trudno by tam szukać pokrzywdzonych dożywotnio.
'Lista Wyrozumskiego' nie spowodowała lamentu medialnego, nikt nie protestował, że miesza się krzywdzicieli z pokrzywdzonymi na jednej liście, jakby deprecjonując 'osiągnięcia' znanego profesora. Autorytety taktownie milczą. 'Lista Wyrozumskiego' nie spowodowała rutynowego, ani specjalnego oświadczenia uczelni. No cóż, jak się samemu skandal powoduje to się go nie rozgłasza, tylko knebluje usta tych, którzy by chcieli ten fakt upublicznić. Za największy skandal bowiem uważa się upublicznianie skandali, szczególnie skandali rzeczywistych i dotyczących wszechnic, czy osób cnót wszelakich. Skandale wirtualne są natomiast mile widziane, szczególnie jeśli służą do przedstawienia pożądanego, choć fałszywego obrazu rzeczywistości.

Józef Wieczorek

Tekst opublikowany w : KONTRATEKSTY -niezależny magazyn publicystów
Wydanie nr: 42, 9 grudnia 2005







adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=144