Sposób na bojownika (realistę) o dobro wspólne
Inne postępowanie sugeruje doktor Wroński. Należy przekręt” dobrze udokumentować i natychmiast upublicznić ze wszystkimi znanymi szczegółami, w szczególności nazwiskami winnych i opisem ich roli w sprawie. Takie krótkie, dobrze wymierzone uderzenie. I koniecznie, od pierwszego sygnału, podpisywać publiczne wystąpienia własnym nazwiskiem. Zaskoczony „przekrętowicz” nie ma czasu na przygotowanie wykrętów, a równie zaskoczona władza musi podejmować decyzje w bardzo dla niej niewygodnym trybie jawności. Nie ma tu dużych szans ani na zmiękczanie faceta, ani na tworzenie „właściwego” klimatu sprawy. Ta metoda też ma, niestety, kilka poważnych wad. Po pierwsze najczęściej obrywają również ludzie niewinni, lub mało związani ze sprawą, bo pierwszą reakcją zaatakowanej władzy jest próba zwalenia winy na innych lub szantażowania nielojalnego „donosiciela” wyrządzeniem krzywdy jego kolegom, podwładnym lub bliskim. Po drugie wyciągający przekrety typ zostaje natychmiast posądzony o załatwianie osobistych porachunków, bo zwykle tkwi w sprawie po uszy (gdyby było inaczej, to pewnie nic by o niej nie wiedział). Tak po prostu funkcjonuje świadomość społeczna. I na to nie ma rady. Tu ciekawostka. Otóż w uzasadnieniu odmowy rozpatrzenia skargi na ewidentnie krzywdzące delikwenta, przestępcze w istocie, działania władz jednej z uczelni, właściwy do rozpatrzenia tej skargi organ orzekł, że skargi rozpatrywać nie będzie, bo skarżący jest w konflikcie z władzami tej uczelni. Konflikt powstał właśnie z powodu tych przestępczych działań, ale był oczywiście faktem. Gdyby skarżący miał pretensje do uczelni, z którą nie miał nic wspólnego, a najlepiej zupełnie jej nie znał, to sprawa byłaby pewnie rozpatrywana. Tylko po co, jeśli by jej nie było? Po trzecie ten tryb ujawniania nieprawidłowości ma się nijak do autonomii uczelni, bo jest ona zwykle rozumiana jako swoista hermetyzacja środowiska uczelni. I to jest PRAWDZIWA tradycja akademicka, której długo jeszcze żadne kodeksy ani oficjalne wypowiedzi nie zmienią. Po czwarte wreszcie upubliczniający przekręt człowiek musi być przekonanym, że władze w normalnym trybie sprawy nie załatwią. Nie wystarczą tu żadne podejrzenia ani wyrażane w prywatnych rozmowach poglądy. Trzeba mieć właśnie PRZEKONANIA. W wielu przypadkach nie chodzi nawet o odwagę ich głoszenia, ale o to, że nie nabiera się tego z dnia na dzień. To bywa długi, zwykle nieprzyjemny, proces, którego uwieńczeniem jest nie tylko przekonanie o tym, że władze tej konkretnej sprawy nie załatwią, ale również niewiara w to, że cokolwiek sensownego załatwią i dostrzeżenie faktu, że przez wiele lat było się przygłupem w końskich okularach, często szczeblem drabiny dla jakichś cwaniaków. Mało kto lubi widzieć takiego faceta w lustrze. A kto lubi pracować w atmosferze podejrzeń, że władza jest nieuczciwa? Jak pracować z przełożonym, któremu się nie ufa? To bardzo obciąża psychicznie i raczej pracy naukowej nie sprzyja. Ten sposób pisania o patologiach wymaga albo żelaznego charakteru, albo możliwości szybkiego (i chyba częstego) zmieniania pracy. Może to być również uzyskana np. w wyniku odziedziczenia miliona dolarów niezależność finansowa.
strony: [1] [2] [3] [4]
|