Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Powracająca fala ...
Inna prawda o ucz...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 13


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Nowości > Granice akademickiej hańby
 

Granice akademickiej hańby

V......m

Ustaliłem z Redaktorem Naczelnym Niezależnego Forum Akademickiego, że nazwisko ujawnię wraz z rozpoczęciem nowego roku akademickiego (1 października – chyba, że zaistnieją takie okoliczności, by łaciński skrót mego nazwiska rozszyfrować wcześniej). Ta formuła może się okazać w dwójnasób odkrywcza. Jest to też w jakimś stopniu wyzwanie interesujące dla NFA.

Aspekt pierwszy. Potęgę internetowej solidarności ujawnił skandal ACTA. Może ta formuła narracji wyzwoli przede wszystkim wśród studentów moc sprawczą na dużą skalę – autentyczną wielopodmiotową medialną debatę o stanie szkolnictwa wyższego w Polsce i podjęcie skutecznej odnowy systemowej. Nie ujawniam nazwiska dlatego, by natychmiast nie skojarzyć o jaką uczelnię wyższą chodzi. Może ten przypadek nie jest odosobniony. Ufam, że studenci i absolwenci uczelni (na głos nauczycieli akademickich tej szkoły nie liczę) zachowają godność i klasę, tak jak czynili dotychczas. Mam na myśli ich wypowiedzi w mediach lokalnych w przeddzień i po wyborze rektora.

Aspekt drugi. Może ta formuła odmieni „wrażliwość instytucjonalną”. Skandal – to zbyt łagodne określenie – nie powinien pozostać obojętny Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Parlamentowi Studentów Rzeczypospolitej Polskiej, Rzecznikowi Praw Obywatelskich, być może nawet Najwyższej Izbie Kontroli, ale na pewno Komisjom Etyki różnych szczebli, albowiem na szczycie tej piramidy akademickiej hańby są dwaj samodzielni pracownicy nauki.

Opisane niżej zdarzenia są świetnym odwzorowaniem sensu słów Pissarro: „dlatego mamy królów, hrabiów, senatorów etc., gdyż ludzie choć mają stopy, uwielbiają chodzić na kolanach”. Ta wypowiedź nie przystaje do studentów uczelni, o której tu mowa. Przeciwnie, studenci tej uczelni są godni najwyższego szacunku i pochwały za dzielność, uczciwość, honor, dobre wychowanie i wiele innych cnót. Nie można dopuścić, by ich traktowano w sposób skrajnie instrumentalny. Najbardziej za odwagę powiedzenia NIE. Te dwa wpisy internautów (a jest ich bardzo wiele w prasie lokalnej) są najlepszym uzasadnieniem powodu, dla którego zamieszczam swój tekst w takiej właśnie formule: „sensacyjny wybór !!! a dla studentów pokaz prawdziwej demokracji ! bezcenna nauka!”; „polityka szkolnictwa wyższego dała znowu (niestety) o sobie znać...Przykre ale prawdziwe.”

Może jednak pobudką silniejszą jest to, że należę do zamierającej chyba grupy romantyków nauki, dla których uczony to władca bez władzy.

Zdarzyło się w Polsce

W styczniu 2012 ukazał się ogólnie dostępny esej, który miał zachęcić społeczność tejże szkoły i podmioty najbliższego otoczenia do dyskusji nad jej rozwojem w dłuższej perspektywie. Brak polemiki ze strony środowiska. Jednakże krytyczny tekst i śmiałe propozycje radykalnych zmian musiały zabrzmieć na tyle grozie dla wąskiej grupy interesu akademików umiłowanych w władzy, ale także zaskakująco szerokiej grupy konformistów, że w lutym senat uczelni pośpiesznie modyfikuje statut dokonując „aksamitnej manipulacji”. W punkcie 3 paragrafu 54 głoszącym, że „bierne prawo wyborcze przysługuje nauczycielom akademickim zatrudnionym w uczelni (...) dopisuje: jako podstawowym miejscu pracy (...)”. Istota tkwi w tym, że w toku roku akademickiego, w którym wybierane są władz uczelni zmieniona została najważniejsza zasada – dotycząca biernego prawa wyborczego (bycia wybranym). Tymczasem pracownicy zadeklarowali hierarchię zatrudnienia z początkiem roku akademickiego.

Nazwanie hipokryzją późniejszego stwierdzenia rektora pełniącego urząd, że każdy mógł wcześniej zadbać o spełnienie kryteriów wyborczych, by zostać rektorem, byłoby nieuzasadnioną kurtuazją. Takie stwierdzenie jest dowodem niebywałej arogancji wobec samodzielnych pracowników zatrudnionych w uczelni i studentów. Więcej – bodaj najpoważniejszym świadectwem akademickiej hańby na najwyższym szczeblu.

Ta manipulacja wyeliminowała profesorów i doktorów habilitowanych nie tylko z możliwości bycia rektorem, ale także elektorem. Do lutego kryteria wyborcze spełniał każdy profesor i doktor habilitowany nie będący w wieku emerytalnym i który był zatrudniony w pełnym wymiarze czasu pracy. Wybór był szeroki. Wstydliwa (nie dla wszystkich) zmiana statutu jest pogwałceniem najlepszych obyczajów akademickich. Konformiści – doktorzy i magistrowie – wybrali samodzielnym pracownikom nauki ich najważniejszego szefa. W normalnych uczelniach o wyborze rektora przesądzają głosy profesorów, doktorów habilitowanych i studentów.

Nie ważne, kto złożył wniosek modyfikacji statutu. Senat wniosek przyjął a senatem kieruje rektor. Jakie jest merytoryczne, a przede wszystkim etyczne uzasadnienie wniosku w takich okolicznościach? Współsprawcami tej hańbiącej zmiany są ci członkowie senatu, którzy wniosek poparli. Kto jednak odpowie na wcześniejsze pytanie. Czy w ustępującym senacie uczelni są jeszcze ludzie honoru?

W marcu senat uchwala regulamin wyborczy odpowiedni do struktur i liczebności kadr akademickich wielkich uniwersytetów. Szkoła zaś dysponuje takim potencjałem nauczycieli akademickich, że bierne prawo wyborcze, by zostać elektorem, spełniają jedynie doktorzy i magistrowie.

Dezinformacja wyjątkowa. Bardzo wysokiego szczebla pracownik uczelni powiadamia, że regulamin jest sformułowany ogólnie i kandydatem może być każdy samodzielny pracownik nauki zgłoszony przez elektora a rygor zatrudnienia dotyczy dopiero 1 października. Władze coś konsultują w MNiSW (a był czas w toku procedowania ordynacji wyborczej). Zdezorientowani elektorzy zgłaszają 7 kandydatów – żadnej informacji na stronie internetowej uczelni kogo i z czyjej rekomendacji. W ogóle brak informacji o wyborach.

Spotkanie, pseudo wyborcze, w sali dla ok.100 osób, wypełnionej w 40%. Godzina 12, w szkole gwar. Przewodniczący komisji wyborczej (spoza pracowników uczelni) wyjaśnia, ku zaskoczeniu studentów, że wszystkie wymagane kryteria spełnił tylko jeden kandydat. Bacząc, by nie wprawić w zakłopotanie młodego elektora, który rekomendował tego kandydata nie poprosiłem ani o ujawnienie tej osoby, ani by uzasadniła tę rekomendację. Rozum i tradycja akademicka podpowiadają, że rekomendujący powinien być współpracownikiem z najbliższego otoczenia kandydata. Nic bardziej mylnego. Kto nim był? Ta informacja wiele by uświadomiła zgromadzonym. 

Na pytanie, czy kandydat spotka się oddzielnie z studentami, wszak do wyborów zostały 22 godziny, najwięcej miał do powiedzenia przewodniczący. Szafował odsyłaczami do prawa (w domyśle – regulaminu wyborczego). Jest zatem albo niekompetentnym przewodniczącym, albo wyrafinowanym, cynicznym kłamcą. Ów regulamin zobowiązuje (i nic nie mówi, że w przypadku jednego kandydata może być inaczej), że „na wniosek przewodniczącego komisja ... ustala termin i miejsce spotkania kandydatów z całym środowiskiem akademickim uczelni”. Grupa interesu zadbała, a to jest hańbą niebywałą i chyba złamaniem prawa, żeby o spotkaniu było jak najmniej informacji. Żadnych obwieszczeń w miejscach powszechnie dostępnych dla społeczności uczelni. Żadnej informacji na stronie internetowej. Konspiracja najwyższych lotów (sala dla zalewie 100 osób).

Przewodniczący nie jest akademikiem, ale kandydat? Tym co zaprezentował – może dlatego, że nie przewidział takiego pytania – odsłonił rzeczywisty cel własny i grupy interesu, którą reprezentuje. Ta grupa nie ma poczucia konieczności wypełnienia misji wobec tych, dla których uczelnie wyższe są tworzone, a ta jest państwową. Dla ludzi tego pokroju studenci to masa, która uzasadnia stanowisko rektora i inne intratne posady na koszt państwa. Studenci doznali upokorzenia z najmniej spodziewanej strony.

Ewenement na skalę co najmniej ogólnopolską. Kandydat nie przedstawia na piśmie żadnego programu. Deklaruje jedynie, że „będzie kontynuował wielkie dzieło poprzednika”. Komfortowa sytuacja. Z czego rozliczyć za 4 lata? Przepraszam – były dwie obietnice. Pierwsza, że nie zamierza ubiegać się o reelekcję (nihil novi: już za dwa lata będzie w wieku emerytalnym ustalonym dla dr hab.). Druga, że za 4 lata zostawi uczelnię jako Akademię ... (nazwa). Nie kłamał. Obnażył ignorancję – kandydat nie ujawnił sposobu w jaki przez 4 lata dwie podstawowe jednostki organizacyjne uczelni, dziś bez struktur i tradycji akademickich, uzyskają prawo do doktoryzowania w dwóch różnych dyscyplinach wiedzy.

Ponadto brak konsekwencji. Przecież to jest zasadnicza chęć zmiany. Rektor urzędujący od początku istnienia uczelni (dwunasty rok) pozostawia ją bez własnej kadry akademickiej nie tylko o najwyższych kwalifikacjach – także szczebla pomocniczych pracowników nauki, czyli adiunktów z doktoratami. W instytucie, którego jestem pracownikiem, na pierwszym etacie jest tylko dwóch doktorów.

Profesorowi uczelni, który w tej sali, wypełnionej zawsze po brzegi, przez kilka lat przekazywał studentom wiedzę (kilkaset godzin) przewodniczący – przy wtórze urzędującego rektora i kandydata – zamyka usta po pierwszym pytaniu. Profesor chciał się tylko upewnić, czy kontynuacja dzieła ma polegać na tym, że nauczyciele akademiccy nadal nie będą się nawzajem rozpoznawać, a część nie będzie miała nawet krzesła, biurka i wizytówki na drzwiach, by student i każda inna osoba wiedziała, gdzie mogą się spotkać. Już to właśnie pytanie okazało się zbyt niewygodne.


Nie mógł publicznie uzyskać potwierdzenia, czy kontynuacja to: nepotyzm; brak systemu rozwoju naukowego własnej kadry; zamknięcie się na elastyczny model studiów (kanon Strategii Bolońskiej) w uczelni, która ma jedne z najlepszych możliwości, jeśli chodzi o kameralne szkoły kształcenia wielokierunkowego; zgoda na udział magistra (u progu naukowej kariery) w konferencji międzynarodowej warunkowana imiennym zaproszeniem organizatora; konieczność dokonania opłaty konferencyjnej przez głównych realizatorów konferencji we własnej uczelni; „utajniona” – niczym filia szkoły wywiadu w Kiejkutach – strona internetowa (brak elektronicznej wersji statutu, nazwiska tylko kadry kierowniczej i członków senatu, brak informacji o kadrze nauczającej – kwalifikacjach akademickich, rocznych osiągnięciach naukowych, dydaktycznych i organizacyjnych, etc. ); konsekwentne trzymanie się końcowych pozycji rankingów tej kategorii szkół wyższych; wieloosobowe biuro promocji – czego?, skoro tyle poufności i kamuflażu; etc.


Profesor – przygotowany na tę sytuację – oświadczył, że jeszcze przed spotkaniem przesłał pocztą wypowiedzenie z pracy, kandydatowi na rektora (jako pierwszemu) wręczył list otwarty, który kieruje do wspólnoty akademickiej uczelni oraz własną koncepcję jej rozwoju nie zastrzegając sobie praw autorskich.


Konformistów najbardziej skompromitowali nauczyciele akademiccy- elektorzy. W tym spotkaniu uczestniczyli – w przeciwieństwie do elektorów studentów – nieliczni (akademicka hańba szczebla podstawowego; arogancja wobec środowiska, które ich wybrało na swych reprezentantów; dowód wprost, że studentów traktują instrumentalnie, a przed władzą chodzą na kolanach). Następnego dnia ma wymowę 25 głosów poparcia dla jedynego kandydata. Tak solidarne poparcie może zapewnić tylko grupa świadoma, co oznaczy kontynuacja (nawet nie musieli słuchać osobiście tej deklaracji kandydata – chyba wiedzieli co powie – obrzydliwe) – przecież przez 12 lat zostali do tego przyzwyczajeni. Nagrodą będzie komfort stabilnej „niezależności” bez habilitacji, ba !!! doktoratu. W instytutach uczelni nie ma bowiem katedr i zakładów (formalnie chodzi o oszczędzanie – zręczny kamuflaż budowania poddańczych relacji).


Dyrektor instytutu i zastępca w odległym mieście, na swoich pierwszych etatach, a o identycznych kwalifikacjach doktor „miejscowy” nie dopuszczony do władzy na tym szczeblu. Kto ma solidarnych konformistów kontrolować (rzecz nie dotyczy części wspaniałych nauczycieli akademickich uczelni)? Gdzie taki drugi raj? Ale gdzie w tym miejsce na elementarną przyzwoitość – stworzenie opartych na zdrowej akademickiej konkurencyjności warunków rozwoju młodych kadr, powiązanej z przejrzystym system gratyfikacji za kreatywność, oraz troska o jakość kształcenia. Czy buta współsprawców tak skandalicznego stanu rzeczy będzie właściwie osądzona? Studenci z wielką klasą już tego dokonują.


Wąska grupa interesu nie do końca ufała w lojalność konformistów. Pozornie sprawny socjotechnik owej „ELITY” zadbał, by elektorzy nie uczestniczący w spotkaniu z kandydatem, przypadkiem nie zapoznali się przed głosowaniem z listem otwartym i koncepcją niezależnego profesora – koperty, w imię „najwyższych standardów demokracji”, były pod jego kontrolą (twórczo oszczędził im dylematów moralnych) – i do tego tak stłoczył elektorów w sali senatu, by w trosce o zapewnienie ustawowego rygoru tajności głosowania mogli mieć komfort wzajemnego podglądu.


Pozorna sprawność socjotechnika i owej „ELITY” polega na tym, że formalnie osiągają zamierzone cele. Co z tego – pogrążają się brakiem etyki i przyzwoitości. Ocen otoczenia ani nie da się zmanipulować, ani tym bardziej kontrolować w sposób, jakiego socjotechnik użył wobec solidarnej części elektorów, by odciąć ich od myśli niezależnej.


Czy otoczenie może liczyć na reakcje sumieniowe „ELITY”? Wątpię – choć szkoła wymaga użycia skalpela i gruntownej rehabilitacji. Może jednak? Ostatecznie rektor elekt jest lekarzem – primum non nocere – ale właśnie najpierw konieczne jest katharsis, jako warunek wewnętrznego odrzucenia zadeklarowanej kontynuacji (realny program otrzymał). Zatem – medice cura te ipsum.


Upadek na dno hańby wcale nie oznacza końca – z tego poziomu jest jeszcze szansa odbicia się (pozostania także). Studenci uczelni mają więc moralne prawo, by żądać od władz uczelni przedłożenia w trybie pilnym podstawowych informacji o kwalifikacjach akademickich ich nauczycieli i corocznych osiągnięciach (lub ich braku). Od tego jest strona internetowa (niestety, ta uczelnia ma najgorszą w Polsce). Niebawem nowy rok akademicki. Wszyscy mają prawo, a wielu możliwość, aby przenieść się do uczelni, gdzie student nie jest statystą w grach strategicznych tzw. elit i poddańczo solidarnych konformistów.


Naoglądałem się amerykańskich filmów, w których negatywnych bohaterów z bardzo wysokich kręgów władzy po ich (filmowej) śmierci chowano z najwyższymi honorami. Konkluzja zawsze była niemal identyczna – Ameryka nie może się zhańbić. Szkole wyższej w Polsce daleko do Ameryki. To nie jest jednak kryterium wyznaczania różnych norm etycznych uzależniając je od szczebla władzy i wcześniejszych zasług. Kodeks honorowy to jednakowe zobowiązanie dla wszystkich, choć można go świadomie odrzucić. Zasługi wcześniejsze nie upoważniają tolerowania hańby.


Mam problem z dobraniem pierwszego słowa/słów ostatniego akapitu. „Najsmutniejsze”, „Kuriozalne”, „Godne pożałowania” ..., że główny sprawca tej piramidy akademickiej hańby i patologii miał do samego końca możliwość wyjścia honorowego. Może jest to niemożliwe dlatego, że odwaga powiedzenia przepraszam najsilniej blokowana jest świadomością skumulowania realnej władzy różnych poziomów. Jak widać nadmiar władzy demoralizuje.


nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.029 | powered by jPORTAL 2