Dopiero nowy rzecznik dyscyplinarny, prof. Stanisław Drobniak, którego powołał rektor Bień, wystąpił do Rady Wydziału Zarządzania o głosowanie nad zamknięciem przewodu doktorskiego. Rada przewagą kilku głosów zamknęła przewód, ale po głosowaniu nowy dziekan, prof. Maria Nowicka-Skowron, de facto nie mając podstaw prawnych, przyjęła odwołanie mgr. Kawy od tej decyzji. W grudniu 2005 Rada Wydziału jeszcze raz głosowała nad sprawą dopuszczenia mgr. Kawy do obrony „poprawionej” pracy doktorskiej. Wniosek ten jednak upadł. Chociaż aż 11 osób głosowało za ponowną obroną, nie uzyskano koniecznej większości: do 7 głosów „przeciw” doszło 6 „wstrzymujących się”.
W styczniu 2006 kolejne głosowanie było już jednogłośne i przewód doktorski definitywnie zamknięto. Wszyscy już wiedzieli, że rzecznik dyscyplinarny złożył wniosek do Uczelnianej Komisji o ukaranie mgr. Kawy, żądając zakazu wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Rektor też udzielił podobno upomnienia prodziekanowi ds. nauki, dr. hab. Eugeniuszowi Sitkowi, za nieprzestrzeganie przepisów dotyczących przewodów doktorskich.
Rozprawa dyscyplinarna, która zaczęła się w lutym br., jeszcze się toczy. Obwiniony ma drugi zawód „w kieszeni”, bowiem skończył aplikację sędziowską i parę lat temu zdał odpowiednie egzaminy uprawniające do otrzymania nominacji sędziowskiej. Odwołał się też od decyzji Rady Wydziału zamykającej mu przewód doktorski do Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych. O wynikach poinformuję po wakacjach.
Nie mogę się nadziwić winie i karze. Podobne plagiaty doktoratów, ten sam rzecznik i ten sam rektor, a diametralnie różne kary: upomnienie dla doktoranta-fizyka i wykluczenie z zawodu dla doktoranta-prawnika.
Smutne wieści z Łodzi
W majowym numerze „FA” wyraziłem radość, że Uniwersytet Łódzki tak sprawnie uporał się z problemem plagiatowego doktoratu na Wydziale Zarządzania. Niestety, moja pochwała była przedwczesna. Jak niedawno się dowiedziałem, władze dziekańskie, a konkretnie prodziekan dr hab. Jerzy Różański (który odpowiada za prowadzenie tej sprawy), nie otworzył ponownie przewodu doktorskiego poprzez wystąpienie do Centralnej Komisji, jak wymaga tego prawo. Co gorsza, złożone w ostatniej chwili podanie zostało kilka tygodni później wycofane przez prof. Różańskiego z Biura CK. Podobno doradziła mu tak postąpić dr praw Ewa Frankiewicz z Zakładu Sądownictwa Administracyjnego (kierownik: prof. Jan Paweł Tarno) Wydziału Prawa UŁ, co zaparło mi dech w piersiach... Nie powołano nowych recenzentów, stąd w świetle KPA „odebranie” doktoratu przez Radę Wydziału nie ma żadnej mocy prawnej! Było to w zasadzie tylko „przedstawienie” udające, że coś zrobiono, szeroko publicznie roztrąbione, na które i ja dałem się nabrać władzom uniwersytetu.
Z przykrością o tym piszę, bowiem wiele wskazuje na to, że „właściciel” tego plagiatowego doktoratu, Sławomir Owczarski, rektor Wyższej Szkoły Kupieckiej w Łodzi, zachowa swój stopień śmiejąc się wszystkim w oczy tylko dlatego, że władze Uniwersytetu wykazały rzadko spotykaną niekonsekwencję prawną. Jest to tym bardziej dziwne, bowiem prof. Wiesław Puś, jako prorektor, był przed czterema laty świadkiem procedury odbierania profesury Maciejowi Potępie przez ówczesnego rektora Stanisława Liszewskiego. Z kolei zaledwie rok temu łódzki Uniwersytet Medyczny odbierał kilka doktoratów medycznych, więc łatwo można było się dowiedzieć od tamtejszego prorektora ds. nauki, prof. Pawła Liberskiego, jak to się robi.
strony: [1] [2] [3]
|