Centralna Komisja ma szerokie pole manewru, aby zdyskwalifikować dorobek określonego kandydata. Nie wiedzieć czemu, główną postacią procesu kwalifikacyjnego stać się może superrecenzent, który zdyskredytuje opinię Rady Wydziału i trzech innych recenzentów. Z tego wynikałoby, że wszyscy są niekompetentni z wyjątkiem superrecenzenta! Przecież to absurd. Jeszcze większym absurdem jest fakt, że PT Prezydium może odrzucić wszelkie opinie i wszelkie recenzje, następnie podjąć decyzję w odniesieniu do dorobku w ramach dziedziny, na której żaden z członków Prezydium się nie zna. Tymczasem pojawiają się określenia, że dorobek nie jest „twórczy”, nie jest „znaczny”, naukowo jest „niski”, etc. Przecież to są już kwalifikacje merytoryczne, trzeba zatem znać się na danej dziedzinie i specjalności, aby ocenić, co jest twórcze a co nie. Co więcej, są to oceny „uznaniowe”. Wiadomo, jak różne bywają zdania i jak różnie oceniają jedni naukowcy innych naukowców. Koniec końców decyzja ma charakter uznaniowy, choć obudowany całą aparaturą procedurą formalno-prawną. Analizując strukturę działania Centralnej Komisji możemy stwierdzić, że daje niesłychane pole manewru „uznaniowego”: promowania jednych, a niszczenia innych. Stąd powstaje pytanie, jaki jest sens istnienia dziś komisji o tak szerokich uprawnieniach i pozostającej praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą merytoryczną? Czy może jest to zemsta „zza grobu” postmarksistowskiego lobby? Pytania takie można i trzeba zadawać, zwłaszcza gdy środowisko akademickie jest nieco sparaliżowane, bo wiele mechanizmów działa tak jak dawniej. A wiadomo czas biegnie, stopnie i tytuły trzeba zdobywać w odpowiednim momencie, aby nie zostać wyrotowanym. I tu jest ten potężny straszak.
Ostatnia reforma nauki przeprowadzona w zeszłym roku dokonała się w klimacie dominacji postkomunistów, którzy wówczas byli u władzy. Wiele dziwnych uprawnień ck zostało zachowanych. Warto więc na spokojnie jeszcze raz te uprawnienia zanalizować, czy pozwalają one na to, aby decyzje były podejmowane w sposób kompetentny i merytoryczny, a nie uznaniowy. Jeśli nie, to po co w ogóle taka komisja? Jest to pytanie skierowane nie tylko do środowiska akademickiego, ale również do Prezydenta RP, który podpisuje nominacje i osobiście je wręcza.
Piotr Jaroszyński, profesor KUL
Tekst opublikowany wcześniej na łamach tygodnika NASZA POLSKA, zamieszczony na NFA za zgodą autora
strony: [1] [2]
|