Dlatego że dopiero na poziomie habilitacji można było mówić o naukowej samodzielności, którą przecież każdy naukowiec pragnął osiągnąć.
Pracę magisterską pisze się kilka miesięcy, pracę doktorską kilka lat (w humanistyce co najmniej 4), a rozprawę habilitacyjną pisze się często nawet lat kilkanaście. Ta ostatnia wymaga więc i czasu, i samozaparcia, i samopoświęcenia, zważywszy, że uposażenie naukowców w Polsce było zazwyczaj marne. Rozprawa habilitacyjna jest recenzowana przez 3 samodzielnych pracowników naukowych (czyli doktorów habilitowanych lub profesorów reprezentujących dziedzinę, której rozprawa dotyczy), z których jeden pochodzi z macierzystej uczelni, a dwóch z innych ośrodków akademickich. Kolokwium habilitacyjne odbywa się na Radzie Wydziału, która składa się z kilkudziesięciu samodzielnych pracowników naukowych, również związanych z daną dziedziną wiedzy. Jeśli kolokwium przebiegło pomyślnie, to (jeszcze do zeszłego roku!), ostateczny werdykt należał do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, przemianowanej w r. 1990 na Centralną Komisję. I tu otwierało się bardzo ciekawe pole manewru, jakie mogła stosować Komisja.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której Centralna Komisja odrzuca wniosek Rady Wydziału o zatwierdzenie stopnia naukowego doktora habilitowanego kandydata X. Środowisko i kandydat są oczywiście zaskoczeni i oburzeni. Postanawiają się odwołać. Najpierw do samej Komisji. Po pół roku nadchodzi pismo, w którym Komisja stwierdza, że podtrzymuje swoją negatywną decyzję. Co pozostaje? Zwrócić się do sądu. Takie sprawy rozpatrywane są przez sąd administracyjny. A więc zwracamy się do sądu administracyjnego. Do zeszłego roku był to od razu Naczelny Sąd Administracyjny (NSA). Mam tu przed sobą taką sprawą zamieszczoną w materiałach LEX (nr 81761). NSA wydało wyrok po prawie 4 latach! podtrzymując decyzję CK. A więc wyobraźmy sobie, ile lat trwało przygotowanie rozprawy habilitacyjnej, i ile czasu zajmuje oczekiwanie na definitywne stwierdzenie, że rozprawa habilitacyjna została odrzucona.
Ale jest jeszcze ciekawszy przypadek. Otóż, kandydat na doktora habilitowanego przekonany był, że wygrał z CK, ponieważ Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrzył jego skargę pozytywnie (LEX, 54203). Nic podobnego! Ostatecznie bowiem CK nie zgodziła się z decyzją Sądu i wniosek odrzuciła. Od momentu złożenia wniosku o zatwierdzenie przez Radę Wydziału do definitywnego odrzucenia minęły ponad 4 lata!
Gra na czas i metody są takie, że negatywnie oceniony przez CK kandydat jest praktycznie bezsilny. Kto o tym wie, siedzi cicho i czeka na kolejne podejście. Kto o tym nie wie, próbuje walczyć, przez co jeszcze bardziej się pogrąża. Widać to po lekturze dziesiątków takich spraw, widać te metody, widać mechanizm, widać, jak zaprojektowany w PRL-u model generowania kadr akademickich wcale się nie skończył.
Piotr Jaroszyński, profesor KUL
Tekst opublikowany wcześniej na łamach tygodnika NASZA POLSKA, zamieszczony na NFA za zgodą autora
strony: [1] [2]
|