Kontrola nauki dziś
Spośród trzech ramion powołanych przez władze ludowe w najczarniejszym okresie stalinowskim, które miały pomóc władzy ludowej w kontrolowaniu nauki, wszystkie szczęśliwie przetrwały przełom roku 1989: Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, Polska Akademia Nauk, Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów. Najbardziej odpolityczniona została PAN. Rada Główna, bezpośrednio podlegająca ministrowi nauki, ma w swym zakresie "wszystkie sprawy dotyczące szkolnictwa wyższego i nauki" (np. akty prawne, budżet, statuty uczelni), jest nadal ciałem politycznym, bo "pomaga w ustalaniu polityki edukacyjnej państwa", ale nie podejmuje decyzji, tylko przedstawia swoją opinię. W tym kontekście zrozumiała staje się huśtawka systemu edukacji naszego państwa, która wynika z upolitycznienia nauki i nauczania; nowa ekipa, promując nową ideologię, przerywa jedną reformę i zaczyna drugą, która zostaje przerwana przez kolejną ekipę.
W kolejce po tytuł
Najsilniejszym organem jest Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów, ponieważ jest to organ decyzyjny. Jeszcze do roku 2005 decydował o przyznaniu jednostkom organizacyjnym uprawnień do nadawania stopni naukowych, o przyznaniu stopnia doktora habilitowanego i o przedstawieniu prezydentowi kandydata do tytułu profesora. Obecnie pozycja CK jest osłabiona w zakresie habilitacji. Doktor habilitowany i profesor to samodzielni pracownicy naukowi, bez których nie ma ani katedry, ani wydziału, ani uczelni, a których odpowiednia liczba daje uprawnienia do nadawania stopnia magistra i doktora. A więc poruszamy się tu w kręgu elity naukowej, punktu bardzo czułego w całym systemie edukacji i nauki. Temat rzadko podejmowany przez samą kadrę akademicką, bo... mogłoby zaszkodzić, np. kandydatom lub środowisku, magistrów to nie interesuje, a przeciętny zjadacz chleba tego nie zrozumie. Jednym słowem, formułowanie kontrowersyjnych uwag pod adresem CK to taki taniec na żyletce. A więc tym bardziej trzeba o tym mówić.
Postulat troski o jakość kwalifikacji naukowych pracowników akademickich ma wielkie znaczenie i dla nauki, i dla edukacji. Problem w tym, na ile obiektywne i kompetentne są opinie i decyzje. W czasach PRL-u Centralna Komisja skutecznie kontrolowała i - gdy trzeba było - blokowała habilitacje i profesury niewygodnych osób lub środowisk, zwłaszcza prawicowych i katolickich. Powstaje pytanie: czy mimo zmian pewne mechanizmy nie są nadal skutecznym narzędziem kontroli ideologicznej, środowiskowej, personalnej? Czy Centralna Komisja nie jest w jakiejś mierze reliktem PRL-u?
Proste mechanizmy kontroli
Pewne przesłanki wskazują na to, że jednak tak, że CK jest reliktem PRL-u. Spośród wielu warto zwrócić uwagę na niektóre. Głównym kryterium uznania wniosku o nadanie tytułu profesora jest dorobek po habilitacji stanowiący oryginalny wkład do reprezentowanej przez kandydata dyscypliny naukowej. Bardzo cenny wymóg. Ale kto o tym decyduje? Decyduje o tym Prezydium Centralnej Komisji. A czy członkowie Prezydium na owej dyscyplinie naukowej się znają? W większości wypadków NIE.
Rozbierzmy cały mechanizm na części. Rektor jakiejś uczelni na wniosek Rady Wydziału, poparty trzema recenzjami profesorów, z których tylko jeden może należeć do uczelni kandydata, składa wniosek do Centralnej Komisji o przedstawienie owego kandydata do tytułu. Komisję stanowi 8 sekcji oraz Prezydium, w skład którego wchodzi przewodniczący, dwaj zastępcy i szefowie poszczególnych sekcji. Sekcja Nauk Humanistycznych to ok. 50 osób reprezentujących ok. 20 dyscyplin naukowych, od nauki o zarządzaniu, poprzez bibliologię, psychologię, socjologię, aż do filozofii. Objęte opisowym mianem "nauki humanistyczne" stanowią różne dyscypliny, o odmiennej metodzie, przedmiocie i celu, o czym wie każdy, kto zapoznał się na studiach z takim przedmiotem, jak metodologia nauk, kto pisał pracę magisterską lub robił doktorat. Czy członkowie wspólnej komisji znają się - i to na poziomie habilitacji i profesury - na tych naukach, by ocenić czyjś dorobek naukowy?
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6]
|