Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 128


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Debata nad Ustawą o Szkolnictwie Wyższym > Trzy odsłony problemu ustawy o szkolnictwie wyższym
TRZY ODSŁONY PROBLEMU USTAWY O SZKOLNICTWIE WYŻSZYM

Ewa Kostarczyk*

Aktualny system szkolnictwa wyższego i nauki wymaga głębokich zmian.

O tym mówią zarówno pracownicy naukowo-dydaktyczni jak i studenci oraz ich rodzice. W mediach pojawiły się oficjalne informacje o tym, że studenci coraz częściej są oszukiwani przez uczelnie. Do biura rzecznika praw studenta przychodzi codziennie kilkadziesiąt skarg na uczelnie, które prowadzą płatne studia. http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,2374288.html
Jednak, najbardziej zaciekłe dyskusje odbywają się głównie w Internecie na łamach Forum Nauka wydań on-line Gazety Wyborczej, lecz również bezpośrednio w formie komentarzy na ukazujące się artykuły w wydaniach internetowych różnych czasopism (GW, Polityka, Przegląd, Gazeta Prawna, Tygodnik Powszechny itp.)

Uczestnicząc osobiście w tych dyskusjach zaczynam zastanawiać się na czym polega dziennikarstwo z prawdziwego zdarzenia i czy czasem też nie potrzebuje pewnych zmian?
Jest to dla mnie intrygujące czy dziennikarze w ogóle czytają forumy internetowe? Czy dziennikarze są świadomi faktu, że często pod różnymi loginami tych dyskusji kryją się osoby ze sporym doświadczeniem dydaktycznym oraz dorobkiem naukowym? A może dziennikarze uważają nas za bandę wichrzycieli?
Jeśli na pierwsze i drugie pytanie odpowiedź brzmi NIE, dziennikarski profesjonalizm można poważnie kwestionować.
Jeśli zaś na trzecie pytanie odpowiedź brzmi zarówno TAK jak i NIE oznacza to, że sprawę należałoby wziąć na dziennikarski warsztat.

Problemy polskiej nauki w mediach

Z kim dziennikarze przeprowadzają wywiady? W moim notatniku na wrzesień 2004 odnotowuję: wywiad w tygodniku Przegląd z Prof. Andrzej B. Legockim, prezesem Polskiej Akademii Nauk, który niezbyt przekonywująco alarmował, że postulaty likwidacji PAN godzą w całą (bliżej nieokreśloną) sferę badań naukowych (p://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=wywiad&name=39) . Choć wywiad ten został obśmiany przez komentujących, nie przeszkodziło to, by prawie jednocześnie, media podały informację, że prezydent Aleksander Kwaśniewski został uhonorowany tytułem profesora Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego im. Michaiła Łomonosowa (http://www.wprost.pl/ar/?O=68060). Prezydent oczywiście nie odpisał naukowcom na ich serdeczne powitanie w ich gronie oraz wiązane z tym nadzieje poprawy ich sytuacji oraz perspektyw. Ironii dopełnia fakt, że w najnowszym rankingu 200 najlepszych uczelni świata Uniwersytet Łomonosowa figuruje jako jedyna uczelnia z krajów dawnych demoludów (http://www.thes.co.uk/worldrankings/). Prezydent Kwaśniewski przerósł, zatem nas wszystkich.
Następnym prominentem, który dostąpił zaszczytu indagacji przez media to Dariusz Rott, rzecznik prasowy Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, który uspokoił wszystkich, że propozycje zapisane w projekcie ustawy nie wprowadzają żadnego istotnego novum, bo przecież od wielu lat szkolnictwo wyższe jest oceniane przez Komitet Badań Naukowych i różne jego zespoły. http://www.gazetaprawna.pl/dzialy/28.html?numer=1316&dok=1316.28.489.3.19.2.0.1.htm

Listopad w interesującej nas prasie rozpoczęliśmy od rozważań nad legalną stroną problemów pracowników dydaktycznych i naukowych: czyli rozmowy Gazety Prawnej z prof. Piotrem Węgleńskim, rektorem Uniwersytetu Warszawskiego, na temat wieloetatowości. (http://www.gazetaprawna.pl/dzialy/2.html?numer=1325&dok=1325.2.615.3.27.1.0.1.htm).
Zmiana reguł zatrudniania wieloetatowców na uczelniach oraz cały opisany przez Pana Rektora system nadzorujący wieloetatowość jest pełną abstrakcją. Można wręcz uwierzyć, że w Polsce mamy deficyt pracowników naukowych, a jedyny problem to pogodzenie obowiązków tych rozchwytywanych wszędzie nadzwyczajnych dydaktyków!

Odwilż jesienią

Na przełomie października i listopada powiało jednak odwilżą. Polityka zamieściła artykuł Józefa Wieczorka http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1197343&MP=1, w którym poruszono problem „…nastawienia na zdobywanie tytułów niezależnych często od poziomu wiedzy i produkcji mało wartych dyplomów…” . Drugim ważnym tematem artykułu to wieloetatowość „…wielu ‘sklonowanych’ profesorów ‘pracujących‘ na wielu etatach w bardzo licznych uczelniach, ale na ogół bardzo słabo znanych, lub nieznanych w nauce światowej.” Autor artykułu porównuje również dwa projekty ustawy o szkolnictwie wyższym. Projekt zwany prezydenckim czy rektorskim, który utrwala dotychczasowy anachroniczny, niewydajny system nauki polskiej oraz projekt konkurencyjny, tzw. poselski, przypominający, co prawda system anglosaski (bez habilitacji, z otwartymi konkursami na stanowiska uczelniane), lecz zakładający zbytnią stabilizację kadry.

Z kolei, prawie równolegle, w Przeglądzie http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=opinie&name=31 Dariusz Wędzki, jako ekonomista postuluje wprowadzenie specjalnego systemu punktowego do oceny zarówno pracownika naukowego, jak też kierowników zakładów naukowych oraz instytucji naukowych. Według autora takie posunięcie osłabiłoby tendencje do hamowania rozwoju kariery naukowej nie współpracownikom, których uczelnia nie faworyzuje.

Społeczny wymiar kłopotów z zatrudnianiem na uczelniach

Jedynym uczciwym oraz poprawnym z punktu widzenia ekonomii zatrudnienia rozwiązaniem sytuacji wieloetatowości, a zarazem dwuetatowości jest wykorzystanie potencjału dydaktycznego osób, które nie są zatrudnione w systemie szkolnictwa wyższego. Rektor Węgleński w swoim cytowanym wyżej wywiadzie do Gazety Prawnej wprowadza w błąd opinię publiczną mówiąc, że "...uniwersytet stwarza możliwości dodatkowych dochodów. Jeżeli dany pracownik ma czas i inicjatywę, może przy pełnej aprobacie uczelni zorganizować i poprowadzić studia np. podyplomowe czy też studia na nowym, dotychczas nie uprawianym kierunku. Nie ma przeszkód, żeby zarabiać całkiem przyzwoite pieniądze na uniwersytecie...". Tego rodzaju czysto wewnętrzne możliwości uczelnie stwarzają dla bardzo wąskiego, wyselekcjonowanego kręgu osób i wszystkim wiadome jest dobrze, co oznacza "pełna aprobata". Tego rodzaju możliwości i pieniądze nie są otwarte dla wprowadzenia nowej tematyki czy angażowania autentycznych specjalistów z mało znanej dziedziny.
Dydaktyków i naukowców, dla których uczelnie nie mają etatów jest ogromna liczba, a wśród nich są zarówno doktorzy niehabilitowani jak i habilitowani. Często, są to osoby z dużym doświadczeniem zawodowym, przekraczającym znacznie doświadczenie wieloetatowców oraz zasłużonych profesorów zwyczajnych. Do tych osób należą również osoby przebywające za granicą, które nie mają żadnych perspektyw zawodowych w Polsce dopóki aktualny system zatrudniania istnieje. Ilość dydaktyków i naukowców z prawdziwego zdarzenia, które nie pracują na uczelni przekracza znacznie ilość wieloetatowców. Dla wielu "nie-etatatowców" wykonywanie różnych prac zleconych dla uczelni, a nierzadko dla indywidualnych pracowników akademickich jest koniecznością życiową. Ten, dla jednych życiowy przymus, dla innych, tych - etatowych pracowników, stanowi znaczną pomoc. Należą tutaj wszystkie tłumaczenia na języki obce w celu publikacji w czasopiśmie o zasięgu międzynarodowym, wszelkie typu statystyczne obliczania wyników, opisy materiału przedmiotu, nie mówiąc już o drobnych sprawach informatycznych.

Bez-etatowiec zazwyczaj korzysta z zasiłku dla bezrobotnych, posiada ubezpieczenie socjalno-zdrowotne i w powyższy sposób jest zdolny dociągnąć do pierwszego. Po trzech latach takiego funkcjonowania, przestaje pracy szukać (szukał jej przez 3 lata bezskutecznie). Po pięciu latach, pojawiają się pierwsze objawy depresji, a tym czasie etatowiec, robi kolejny stopień naukowy... Inny typ prac zleconych przez uczelnię, jak np. prowadzenie wykładów specjalistycznych jest również formą pchania do przodu pracowników danej uczelni. Specjalista bez etatu dostarcza nowej wiedzy, której rozbudową w postaci prowadzenia chociażby prac magisterskich zajmują się tylko etatowcy...

Autorom pomysłu zachowania dwuetatowców, nawet kontrolowanego, polecam wejście na stronę Science Direct. Jeśli ktoś traktuje poważnie zarówno swoją pracę naukową jak i dydaktyczną, doskonale wie jak trudno je pogodzić. Aktualna nauka ma charakter interdyscyplinarny, żeby dotrzymać kroku trzeba śledzić bieżącą literaturę problemu. W każdym tygodniu, ukazuje się, co najmniej 10 nowych specjalistycznych czasopism, które poważny naukowiec powinien przejrzeć. W każdym miesiącu, ukazuje się, co najmniej 10 czasopism dotyczących szkolnictwa wyższego czy też nowych propozycji zmian edukacji w jakiejś dziedzinie. Z tej wiedzy w takim systemie nikt tak naprawdę nie korzysta. Ani wielo-etatowcy, ani dwu-etatowcy, ani oczywiście studenci. Być może najwięcej z szerokiej wiedzy korzystają właśnie bez-etatowcy. Mają więcej czasu i dużo myślą. Niestety, nie mają możliwości korzystania z tej wiedzy dla własnego rozwoju. Z tej wiedzy najmniej korzystają profesorzy, którzy tak łatwo zostają zatrudnieni na kilku uczelniach jednocześnie. Możemy się tylko domyślać, jakie reguły gry będą sprzyjać pozytywnej decyzji rektora w sprawie zatrudnienia pracownika dydaktyczno-naukowego na innej uczelni. Aktualnie obowiązującą regułą w procesie poszukiwania zatrudnienia na wyższej uczelni jest proces dwustopniowy: 1. wysłanie listu motywacyjnego oraz CV, co pozostaje w 99% bez odpowiedzi, 2. wykonanie telefonu do interesującego wydziału czy zakładu uczelni. Po wstępnej rozmowie wyjaśniającej następuje zawsze grzeczna propozycja: Czy jest do Pana/Pani jakiś kontakt telefoniczny? Proszę nam podać numery. Niestety, szefa teraz nie ma, ale przekażemy tę informację i proszę spodziewać się od nas telefonu
pod koniec przyszłego tygodnia. Odpowiedź nigdy nie następuje.

Zmiany systemowe nazywamy reformą.

Zmian tych nie są w stanie przeprowadzić osoby wypromowane przez system. Interesem takich osób jest potrzymanie próchniejącego systemu, któremu są wdzięczne za uzyskane nobilitacje.
Reformy przeprowadzają zazwyczaj osoby kontestujące, czyli reformatorzy.
Może warto czasem dać im głos?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*dr n. przyr. Ewa Kostarczyk jest psychologiem klinicznym i neurofizjologiem
Jest autorką wielu specjalistycznych publikacji z dziedziny psychologii eksperymentalnej i neurofizjologii, rozdziałów książek.
10 lat jej życia zawodowego upłynęło na Uniwersytetach Cambridge w Anglii, Minnesota oraz Iowa (USA).



Oryginalny tekst przeslany fo tygodnika Przegląd gdzie ukazał sie w numerze 49, r.2004 pod tytułem Niechciani reformatorzy Dlaczego naukowcy z prawdziwego zdarzenia nie pracują na polskich uczelniach
nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.03 | powered by jPORTAL 2