Uczelnia w analogicznej fazie - to już tylko słynna nazwa. I w takiej fazie jest – wedle moich doświadczeń - UW. Większość pracowników czuje się już tak uznana lub genialna, że może spokojnie spocząć na laurach. A student UW ma oniemieć z zachwytu za każdym razem, gdy zda sobie sprawę, w jakich murach się znajduje. I to powinno mu wystarczyć i skompensować wszystko, łącznie z kwaśną miną na wykładach.
Na podstawie moich obserwacji wykładowców UW, wyodrębniłem 4 ich kategorie. Oto one:
1.Potrafię i chcę (znakomita mniejszość). Jest to typ, który wkłada dużo pracy w przemyślenie i uporządkowanie materiału dydaktycznego oraz uważa, że trzeba go jak najlepiej przekazać studentom.
2.Nie potrafię i chcę (większość). Ten typ bierze się za coś, do czego nie został stworzony. Powody są ambicjonalne i finansowe. Pamiętam, że wykłady ewolucjonizmu były na UW tak żenujące, że zastanawialiśmy poważnie nad tym, czy profesor je prowadzący nie powinien odwiedzić neurologa. Po prostu nie mogliśmy zrozumieć jak to się stało, że komuś takiemu powierzono nauczanie ważnej dziedziny biologii. Jego wykłady nie tyle były słabe, co po prostu był to bełkot.
3.Potrafię i nie chce mi się. Ten typ ma wiedzę i może nawet - umiejętności dydaktyczne, ale pochłaniają go sprawy naukowe lub administracyjne i nie chce mu się zniżyć do solidnego przygotowania wykładu. Dydaktyka to dla niego przykry, zaburzający obowiązek.
4.Potrafię i nie dam. Ten typ ma wiedzę i umiejętności, ale jego poglądy są takie, że niechętnie się nimi dzieli. Uważa, że nie po to tak długo się męczył zdobywaniem wiedzy, aby teraz podać to studentowi "na ławę". Student ma czas, aby do większości rzeczy dojść sam. Jest to typ, którego wykłady pozostawiają ogromne poczucie niedosytu. Najlepsze kąski zostają skrzętnie ukryte przed potencjalną, młodą konkurencją, która nie może wiedzieć więcej niż on w jej wieku. Nie sprzyja to postępowi, ale taki jest polski system szkolnictwa wyższego. Jego głównym grzechem jest oderwanie od społeczeństwa i gospodarki. Tam gdzie nauka i nauczanie są mocno związane z przemysłem i potrzebami ludzi, kierownik grupy naukowej jest mocno zainteresowany, aby zasilali ją jak najlepsi, kooperatywni ludzie. Tylko to przynosi owoce w postaci prestiżu społecznego i pieniędzy. Niestety, w zawieszonym w próżni, polskim skansenie naukowym, dynamiczny rozwój stanowi tylko zagrożenie dla ambicji.
Na UW dostrzegłem również osobliwe zjawisko otaczania wybranych profesorów kultem. Niestety, celowali w tym niektórzy, nadgorliwi w swym lizusostwie, studenci. Nie mogłem tego zrozumieć, bo wykłady "bożków" były irytująco słabe. Ale mówiono mi wtedy z namaszczeniem: "To genialny naukowiec, o wielkiej wiedzy, której nie umie przekazać".
Nadal nie rozumiałem kultu, bo dla mnie – studenta, czyli klienta uczelni, najważniejsze jest to, abym na pytanie: "co wyniosłeś z wykładów na tej uczelni?" nie musiał odpowiadać: "głównie SIĘ".
Maciej Panczykowski
Katowice
strony: [1] [2]
|