Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 118


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Debata nad Ustawą o Szkolnictwie Wyższym > Ekspert w krainie polskiej nauki
Ewa Kostarczyk

Ekspert w krainie polskiej nauki


Prawie od dwóch lat[1] z niezmiennym zainteresowaniem śledzę w mediach wypowiedzi Ministra Nauki Prof. Kleibera. Kiedy w listopadzie 2001 przeczytałam wypowiedź Pana Ministra zamieszczoną na łamach Gazety Wyborczej odebrałam ją personalnie, a rodzinie i przyjaciołom obwieściłam, że nareszcie problem odpowiedniego wykorzystania potencjału intelektualnego wykształconych Polaków zostanie wzięty pod uwagę. Podobnie przyjmowałam kolejne, krótkie czy obszerniejsze wystąpienia telewizyjne Pana Ministra. Sądziłam, że widoczna poprawa mojej sytuacji nastąpi niebawem. Dzisiaj, kiedy usłyszałam wypowiedź Pana Ministra z okazji ogólnopolskiego Dnia Nauki już tak nie sądzę. Asertywne wypowiedzi Pana Ministra Nauki irytują mnie i nużą jak zbyt długo powtarzany kawałek kataryniarza.


O tytułach naukowych, ustawach i władzy

Kiedy ktoś dotknięty niesprawiedliwością losu czyta cytowane w wyżej wymienionym artykule (XI.2001) wypowiedzi osoby świeżo desygnowanej do NAPRAWY RZECZY ogarnia go nadzieja. Nadzieja jest tym większa im wyraźniejsza identyfikacja z problemem. A jeśli dodatkowo podobne sformułowania padają co rusz z okienka TV - naprawa patologii wewnątrz struktur decydenckich i organizacyjnych zaczyna jawić się w świadomości obywatela jako postępujący proces. Jest to zgodne z prawidłami percepcji na poziomie neuropsychologicznym. Zgodnie z tymi prawidłami, dodanie jakiegoś mało istotnego lecz nowego szczegółu w sposób iluzoryczny przeistacza statyczny obraz w proces.
Proces z definicji - może nie mieć końca.
"Mało czujni odbiorcy" czyli tacy, których problem bezpośrednio nie dotyczy, nie zadają sobie nawet pytań czy poruszane problemy są rozwiązywane i w jaki sposób. Wystarczy puścić od czasu do czasu zdartą płytę...
Natomiast u odbiorców, których problem dotyczy pojawia się pewna forma dysonansu poznawczego[2]. Odbiorca "zakorzeniony" w temacie różni się od "mało czujnego" prostym faktem posiadania bieżących informacji, bagażu doświadczeń, przemyśleń oraz własnych pomysłów na naprawę rzeczy.
Zakorzeniony odbiorca posiada również, a może przede wszystkim umiejętność merytorycznej oceny jednostek aparatu ferującego decyzje o polityce zatrudniania, podziale środków finansowych na cele badawcze, przyznawaniu stanowisk oraz wszelkich awansach i nagrodach.
W dobie Internetu z przebogatymi w hasła wyspecjalizowanymi wyszukiwarkami sprawdzenie w skali światowej dorobku naukowego Kowalskiego nie stanowi naprawdę żadnego problemu.

W naszym kraju, szybciej sprawdzi student profesora, niż profesor kolegę. Co - gorsza - profesor nie zadaje sobie takiego trudu, nie chcąc narażać się na niepotrzebny stres. W końcu, niczym zmącony spokój profesor ma zapewniony powyżej przeciętnego wieku emerytalnego. Zapewnia mu to odpowiednia ustawa uwzględniająca szczególna wartość jego ciężkiej pracy oraz wykształcenia w trosce i służbie dla edukacji narodu. Ustawa nie bierze pod uwagę ani dziedziny, którą reprezentuje profesor ani dorobku naukowego profesora. Najprościej, oznacza to, że w skokowo rozwijających się dziedzinach nauki profesorowie stosunkowo szybko tracą swoje kompetencje i blokują miejsca zatrudnienia osobom, które właśnie byłyby niezbędne by kompetentnie pchnąć daną dziedzinę nauki do przodu.
Nowomoda ukształtowała nowy rodzaj profesora zorientowanego na business. Taki profesor miast wziąć indywidualną odpowiedzialność za swoją przedsiębiorczość, traktuje uczelnię jako swoisty, prywatny poligon doświadczalny. Profesor o zadęciu businessowym korzystając z funduszy państwowych, często rozpowszechnia dodatkowo idee o nie przystosowalności autorytetu uczonego do współczesnych zadań uczelni. Takie autorytarne, wykrętne tłumaczenie niewątpliwie może pomóc profesorowi na własny niedostatek intelektu, nie pomoże jednak ani na prawdziwy sukces uczelni (nie ten rankingowy ze szpalt polskich czasopism) ani na kształtowanie motywacji poznawczej młodzieży.
Niestety, status profesora w nauce polskiej przypomina pod pewnymi względami uprzywilejowanie pewnego zwierzęcia na Dalekim Wschodzie.


Uczeni, mędrcy, naukowcy i badacze - czyli pracownicy nauki

W latach międzywojennych, uczony był określany jako człowiek zajmujący się stale nauką, czyli jakimś systemem (przedmiot) logicznie powiązanym systemem ustalonych prawd. Znaniecki (lata 30-te) podkreślał, że uczonym jest tylko ten człowiek, którego praca naukowa jest obiektywnie wartościowa, co gwarantuje mu uznanie społeczne w obrębie kręgu ludzi, którzy podobnie jak i on zajmują się nauką. W konsekwencji pracy naukowej uczony uzyskuje stanowisko społeczne z którego wynikają pewne uprawnienia, a jego praca zaczyna pełnić funkcje społeczną, natomiast on sam odgrywać w danym kręgu rolę społeczną uczonego[3].
Różnice pomiędzy mędrcem a uczonym dotyczą zasadniczo posiadania formalnego wykształcenia. Choć obydwa pojęcia zakładają pewną wszechstronność wykształcenia czy też renesansowość umysłu, to mędrzec bez dyplomu nie mógłby zostać uczonym.

Pojęcia naukowca i badacza wywodzą się z pragmatycznej filozofii technokracji o rodowodzie anglojęzycznym (scientist, researcher) a oznaczając raczej wąską specjalizację nie wymagają wszechstronności.
Z kolei bliżej nieokreślonych, a więc szeroko pojętych pracowników nauki bierze w opiekę[4] Komitet Etyki w Nauce przy Polskiej Akademii Nauk w swoim "Dobrych obyczajach w nauce. Zbiór zasad i wytycznych (2001)".

Odmienność zadań jakie ma do spełnienia uczony czy naukowiec przekładają się na istotne różnice systemów edukacyjnych w różnych krajach. W przodujących pod względem myśli naukowo-technicznej krajach (USA, Wielka Brytania) stopień doktora nauk jest najwyższym sensu stricte stopniem naukowym upoważniającym do samodzielnej pracy naukowej oraz obejmowania stanowisk kierowniczych w instytucjach badawczych i naukowych. W anglosaskim modelu nauki, doktorzy nauk po odbyciu dwóch lub trzech kilkuletnich staży podoktoranckich (postdoctoral position - "postdoc") w różnych[5] laboratoriach posługujących się różną (WAŻNE!) metodologią badawczą stanowią dynamit, który ma szansę twórczo eksplodować.
W odróżnieniu, polski system edukacyjny nie akceptuje doktora nauk jako samodzielnego pracownika naukowego, Doktor nauk uzyskuje samodzielność dopiero po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego.
Obecnie, w wielu placówkach naukowych na terenie naszego kraju prowadzona jest polityka nie zatrudniania bądź nie przedłużania umowy o pracę świeżo wydoktoryzowanym pracownikom naukowym. Pracodawców przed poczuciem winy (bo przecież nie sankcji!) chroni racjonalizacja według której wysyłają oni świeżo upieczonego specjalistę w świat. W polskich realiach wysokiego bezrobocia, symbolicznych nakładach na naukę oraz niewielkiej liczbie instytucji naukowo-badawczych[6] oznacza to po prostu podcinanie gałęzi. Szanse młodego naukowca na to by spełnić marzenie i zostać uczonym, albo rozwijać dobrze zapowiadający się temat badawczy - rozpływają się wśród niewyraźnych uśmiechów kolegów naukowców ni to współczucia, ni to ulgi.

Zgodnie z regułami prawidłowo przeprowadzonego przewodu doktorskiego to nie promotor lecz doktoryzowany pracownik naukowy posiada najszerszą i najnowszą wiedzę dotyczącą danego zagadnienia. W prawidłowo funkcjonujących środowiskach naukowych powszechnie znaną metodą szybkiego uzyskiwania najnowszych i wieloaspektowych informacji przeglądowych jest korzystanie z prac doktorskich. Co zatem sprawia, że proceder wylewania dziecka z kąpielą stał się tak powszechny w środowiskach naukowo-dydaktycznych? Otóż ten prosty w swej istocie zabieg chroni zinstytucjonalizowanych pracowników nauki przed nieuniknioną rywalizacją o zajmowane stanowiska. Do kategorii zinstytucjonalizowanych pracowników nauki oczywiście można zaliczyć przede wszystkim samodzielnych pracowników naukowych (czyli według polskiego ustawodawstwa doktorów habilitowanych i profesorów). Należą do tej kategorii również wszyscy pozostali pracownicy naukowi (magistrzy i doktorzy nauk), którzy ponad marzenia o samodzielnej pracy naukowej przedkładają stabilność zatrudnienia oraz premię pracując na sukces swoich przełożonych.

Problemu jakości polskiej nauki nie można sprowadzać tylko i wyłącznie do braku pieniędzy. To organizacja instytucji naukowo-badawczych i dydaktycznych w Polsce nie promuje ani nauki ani pracowników naukowych. Opiniotwórcze hasła, że zwyciężają najlepsi, bo nawet w Polsce tylko tacy mogą się przebić jest medialnym nadużyciem. Problem niskich nakładów finansowych państwa na rozwój nauki jest zagadnieniem całkowicie odrębnym.

Każdy wzrost dotacji finansowych bez zmian strukturalnych w obrębie istniejących placówek naukowych i dydaktycznych byłby zjawiskiem korupcjogennym.

--------------------------------------------------------

[1] aktualnie trzech lat
[2] Dysonans poznawczy jest w psychologii poznawczej uznawany za siłę napędową myślenia
[3] Istota aktualnego konfliktu naukowców wynika z prostego faktu, że elita polskich profesorów oraz doktorów habilitowanych ma się nijako do pełnienia w środowiskach naukowych roli społecznych uczonych.
[4] Niestety tylko teoretycznie i nieefektywnie (wg. autopsji autorki)
[5] wg standardów polskich to długoletnie przywiązanie do jednego zakładu pracy świadczy pozytywnie o pracowniku
[6] które rzeczywiście mają coś wspólnego z nauką


List wysłany do GW w związku z pierwszym Ogólnopolskim Dniem Nauki oraz ukazaniem się w GW z dnia 21.09.2003 artykułu Danuty Zagrodzkiej "Einsteini pod parą"

List wysłałam powtórnie na ręce Redaktora Naczelnego Adama Michnika.

Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi.


Ewa Kostarczyk


nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.029 | powered by jPORTAL 2