Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 116


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Komentarze do "Jak winien wyglądać ministerialny front walki z patologiami ? "

3i3zez - 2017-06-18 23:02:08
ju0pqygq1bu25lkapw
autor: ~9p44s9KL

Finansowanie i kategoryzacja nauki - 2014-09-06 10:24:40
Ministerstwo z dumą ogłasza, że wprowadziło nowy system finansowania nauki, którego podstawą jest wynik kategoryzacji z roku 2013. Przyjrzyjmy się bliżej procedurze kategoryzacyjnej. Kategorie przyznaje się porównując wyniki naukowe jednostek zgrupowanych na zasadzie jednakowego zakresu obszaru działalności naukowej. Tak więc, w jednej grupie mogą znaleźć się zarówno (a) jednostki naukowe (np. PAN), (b) wydziały dużych Uczelni posiadające prawo nadawania habilitacji oraz (c) wydziały nieduże, prawa habilitowania, a nawet doktoryzowania, nie posiadające. Pracownicy jednostek typu (a) nie są obarczeni procesem dydaktycznym i cały swój czas mogą poświęcić pracy naukowej, staraniom o granty, organizacji konferencji i wyjazdom na staże. Porównywanie uzyskanych przez nich wskaźników w tym zakresie z analogicznymi wartościami tych wskaźników dla jednostek typu (b) i (c) jest niedopuszczalnym biurokratycznym uproszczeniem. Podobnie, porównywanie odnośnych wartości wskaźników między jednostkami typu (b) i (c) jest też nadużyciem. Tym razem wynika to z faktu, że jednostki typu (b) nie zatrudniają asystentów, gdyż prowadzą studia doktoranckie. Młodzi, niedoświadczeni i słabo (z natury rzeczy) publikujący ludzie prowadzący ćwiczenia jako studenci studiów 3-go stopnia nie są zaliczani do grona pracowników jednostki typu (b), a więc nie zaniżają średniej wartości wskaźników bibilometrycznych tej jednostki. Natomiast asystenci zatrudnieni w jednostkach typu (c) już są wliczani do statystyk i, w dodatku, mają istotnie wyższe pensum dydaktyczne niż studenci-doktoranci. Podsumowując, jednostki typu (a) zajmują się "tylko" pracą naukową i organizacją tej pracy, jednostki typu (b) są obarczone dodatkowo całym procesem dydaktyczno-wychowawczym w zakresie studiów, jednostki typu (c), poza tym wszystkim, wychowują na swój koszt przyszłe kadry. WNIOSKI: (1) Procedura kategoryzacji jest niepotrzebnym traceniem czasu, albowiem z góry wiadomo, która z rozważanych tu kategorii jednostek naukowych, jaką powinna dostać kategorię (dla biurw ministerialnych: wystarczy zamienić litery małe na duże). (2) Jeżeli któraś z jednostek (b) lub (c) trafiła, w wyniku kategoryzacji 2013, do kategorii wyższej niż powinna, to (i) na obu łopatkach leży tam proces dydaktyczny, (ii) działają tam "spółdzielnie" zawyżające wartości wskaźników bibliometrycznych lub (iii) mają dobre wejścia gdzie trzeba. W każdym z tych wypadków odpowiednie służby kontrolne powinny zadziałać. Czego oczywiście nie będzie, tak jak nie było lustracji i dekomunizacji!
autor: ~Maciej Horowski

trzymam - 2014-09-05 22:17:36
kciuki, ale chciałbym też trzymać sie za kieszeń, bo wolabym, by uczeni kształcili się w dobrym zarzadzaniu za własne. Nie wiem jednak jak im dostęp do mojej kieszeni zamknąć.
autor: ~Jontek

autor: ~Jontek - 2014-09-05 15:29:36
Przecież o tym napisałem , więc Jontek ( i nie tylko) winien kciuki trzymać za powodzenie misji.
autor: ~Józef Wieczorek

Oman - 2014-09-05 11:45:33
jest pięknie położony, klimat ma bardzo ciepły, i generalnie jest tam teraz chyba bardzo przyjemnie. Niby dlaczego nasze naczalstwo ma tam nie polecieć? Wywczasy się przecież należą. Może na Kanary byłoby i bliżej, ale jak tu taką Teneryfą dzisiaj gdzieś zaszpanowac? Nie ma więc co sie na ludzi oburzać, ale więcej forsy na naukę z budżetu sypnąć. A J. Wieczorek powinien pamiętać, że ustrojem Omanu jest monarchia ABSOLUTNA. Gdzie jeszcze na świecie można pogłębiać znajomość obowiąującego w naszej nauce i szkolnictwie wyższym ustroju? Nie ma się co czepiać, bo konsultacje ws. sposobów sprawowania władzy moga byc bardzo kształcące.
autor: ~Jontek

Na koszt podatników! - 2014-09-04 18:59:34
Jak głosi komunikat na e-stronie KRASPu "Od 8 do 10 września 2014 r. delegacja przedstawicieli polskiego szkolnictwa wyższego i nauki przebywać będzie z oficjalną wizytą w Omanie. Delegacji przewodniczyć będzie minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. dr hab. Lena Kolarska-Bobińska, a w skład delegacji wejdą przewodniczący KRASP prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś oraz przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego - prof. dr hab. Jerzy Woźnicki". Łatwo teraz zrozumieć, że w takim kieracie, nasze władze nie mają czasu na dyrdymałki typu system KRK i ECTS, "nauczanie" matematyki na Politechnikach, plagiatyzm, nierozliczanie grantów, lawinowo postępująca biurokracja itd. itp. ----- Przy okazji: ciekawe czy w Omanie zrozumieją tę całą naszą tytulaturę, czy też uznają to, jak to bywa u nich, jako elementy nazwiska? No i jeszcze to anachroniczne "zw." u szefa KRASP.
autor: ~Maciej Horowski

MH - 2014-09-04 14:49:46
Pełna zgoda co do obsady stanowisk. Dlatego nikt ich nie oferuje Kaczyńskiemu et consortes.
autor: ~Obserwator

@Obserwator - 2014-09-04 09:09:17
Nie ma Pan racji co do Tajdusiów i Kaczorków, albowiem oni cywilizacji łacińskiej raczej nie reprezentują - patrz ich działalność publiczna. By Panu przybliżyć istotę owej cywilizacji wskażę dla przykładu, że w cywilizacji łacińskiej osoby umoczone w katastrofie smoleńskiej, z jawnym kłamaniem w żywe oczy włącznie, nie mieliby najmniejszej szansy na stanowiska unioeuropejskie i premierskie (nawet gdyby to były kobiety, i to kobiety na metr w głąb). Podobnie, w cywilizacji łacińskiej dyrektorami szpitali położniczych nie mogli by zostać dzieciobójcy, a nauczyciele gmerający w majteczkach swoich uczniów oberwali by po pyskach, następnie byli by na te pyski wyrzuceni z pracy i, z kolei, za te pyski zawleczeni do więzień i na leczenie.
autor: ~Maciej Horowski

łacina - 2014-09-03 20:38:34
Zgoda, w cywilizacji łacińskiej najważniejsi są Tajdusie i Kaczorki.
autor: ~Obserwtor

minister, a teorie Feliksa Konecznego - 2014-09-03 17:21:20
W cywilizacji łacińskiej minister to służebny urząd państwowy i jego psim obowiązkiem jest przestrzeganie wszystkich praw i równości obywateli. W innych cywilizacjach (bizantyjskiej, turańskiej oraz wszelkiej maści cywilizacjach azjatyckich) jest jak pisze Obserwator. Niestety ZSRE oraz najsilniejsi tego sojuza członkowie do cywilizacji łacińskiej nie przynależą.
autor: ~Maciej Horowski

minister - 2014-09-03 00:22:36
Jeżeli to nagroda ministra to tylko minister powinien decydować o trybie jej przyznawania a jak RPO się coś niepodoba to niech sam ufunduje nagrodę ku czci demencji starczej
autor: ~Obserwtor

RPO ma rację - 2014-09-02 16:30:53
Bardzo się cieszę, że Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO) stwierdził, ze Przepisy wyłączają z grona osób rekomendujących kandydata do tego wyróżnienia (nagrody ministra - E.) naukowców nigdzie niezatrudnionych, w tym w szczególności emerytowanych. Z uwagi na krąg osób, których dotyczy powołany przepis, może to stanowić przejaw dyskryminacji pośredniej . I wśród takich osób są bowiem wartościowi specjaliści z odpowiednim dorobkiem. Zatem w przypadku ograniczenia habilitacji czy tytułu naukowego profesora do roli stanowiska uczelnianego można też będzie spodziewać się podobnego i słusznego protestu RPO, że dyskryminowałoby to naukowców nie pracujących na uczelniach. Dodatkowym argumentem może być tutaj też żelazna logika: skoro naukowcy pracujący poza uczelniami (lub w ogóle niepracujący) mogą oceniać naukowców pracujących na uczelniach (także w postępowaniach awansowych, to niby dlaczego i ich dorobek nie miałby być oceniany przez naukowców "uczelnianych" i dlaczego nie mieliby oni otrzymywać zań uniwersalnych stopni i tytułów naukowych? Z wyrazami szacunku
autor: ~Elgin

tak czy owak wygra Nowak - 2014-09-02 10:53:02
Znany ze stabilności POglądów, historyk z wykształcenia, marszałek Senatu Bogdan Borusiewicz, wraz ze swoimi chłopcami, zadbali o dobre samopoczucie przyszłego szefa Polskiej Agencji Kosmicznej i, w swoich POprawkach do Ustawy o PAK, przenieśli jej siedzibę z Warszawy do Gdańska - rodzinnego miasta Sławomira Nowaka! ---- Przy okazji: nadreprezentacja historyków w naszej polityce jest zadziwiająca: Tusk, Komorowski, Borusiewicz, Schetyna, Michnik, Macierewicz. A jeżeli dodać tu jeszcze filozofów (w tym "etyków"), to mamy pełen obraz klęski naszego nieszczęśliwego Kraju.
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-09-01 16:56:31
Szanowny Panie Doktorze, Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Profesorów: Wojciecha Słomczyńskiego i Karola Życzkowskiego znałem już wcześniej jako autorów koncepcji pierwiastkowego systemu głosowania w Radzie Unii Europejskiej (Słomczyński W, Życzkowski K. (2007), Kompromis Jagielloński. Alternatywny system głosowania dla Rady Unii Europejskiej, chaos.if.uj.edu.pl/~karol/pdf/ KompJag.pdf), z którą zetknąlem się kilka lat temu podczas przygotowań do mego kolokwium habilitacyjnego (była ona bowiem - dość luźno zresztą - powiązana z moimi zainteresowaniami naukowymi). Propozycja ta została wówczas oficjalnie przedstawiona przez Polskę na forum Unii Europejskiej, było o niej bardzo głośno na na naszym kontynencie, ale koniec końców nie udało się jej wówczas, niestety, wcielić w życie. Prof. dra hab. K. Życzkowskeigo pamiętam także z jego interesujących tekstów zamieszczanych w zaprzyjaźnionym "Forum Akademickim" (np. Ile waży jedno cytowanie, Forum Akademickie 10/2011, forumakademickie.pl/fa/2011/10 /ile-wazy-jedno-cytowanie/). Ale pierwszy raz dowiaduję się od Pana, że zci znakomici naukowcy zajmują się również procedurami konkursów/przetargów. To ciekawe. Jak tylko będę miał taką możliwość, postaram się do tej książki zajrzeć. Serdecznie pozdrawiam.
autor: ~Elgin

PAK - 2014-08-30 12:27:34
W Sieci głośno o prawie pewnym kandydacie na szefa Polskiej Agencji Kosmicznej. Po zmianach ustawy o PKA dokonanych przez Senat (i już niedługo zaklepanych przez POsłusznych POsłów), stanowisko to obsadzi sam Premier, a przyzna je skrzywdzonemu przez prokuraturę, media oraz kelnerów Sławomirowi Nowakowi.
autor: ~Maciej Horowski

@Elgin - 2014-08-29 20:11:21
Szanowny Panie Elgine, jeżeli chodzi o naukowe podejście do zagadnienia wyborów, obsady stanowisk, czy też wyłaniania najlepszych w danej konkurencji, to z przyjemnością polecam książkę Panów Kazimierza Rzążewskiego, Wojciecha Słomczyńskiego i Karola Życzkowskiego "Każdy głos się liczy. Wędrówka przez krainę wyborów", Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2014. Obawiam się, że daleko nie wszyscy politycy, a tym bardziej politykierzy, są w stanie tę książkę przeczytać ze zrozumieniem albo tylko przeczytać. Jednak propagowanie zawartych w niej treści może przynieść wiele pożytku. Pozdrawiam z życzeniami owocnej i przyjemnej lektury.
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-08-29 17:14:43
Szanowny Panie Doktorze, bardzo dziękuję za cenne wyjaśnienia. Ma Pan przy tym oczywistą słuszność pisząc: W idealnym przypadku komisja konkursowa/przetargowa powinna być powołana przez właściciela lub radę nadzorczą całego przedsięwzięcia. . Problem jednak pojawia się wówczas, gdy owym właścicielem (lub nawet większościowym współwłaścicielem) jest państwo bądź samorząd. Wtedy wpływu politycznego na taką rekrutację z oczywistych powodów nie da się uniknąć (wszak właściciela - państwo reprezentuje Ministerstwo Skarbu Państwa, którego szef powoływany jest jak najbardziej z klucza politycznego; podobne odpowiednie funkcje samorządowe - poza nielicznymi wyjątkami - obsadzają też ugrupowania polityczne, a w malych gminach - lokalna oligarchia). Można tylko dywagować jak tę ułomność zminimalizować. Mnie osobiście żaden pomysł w tym zakresie nie przychodzi na razie do głowy. A Panu? A przy okazji: skoro Pan pisze, że nauka zajmuje się analizą takich procedur (wszak według Pana to jest procedura naukowa), to czy mógłby Pan w swej uprzejmości podać literaturę naukową , gdzie można by było więcej na ten temat poczytać? Byłbym bardzo ciekaw. Serdecznie pozdrawiam.
autor: ~Elgin

@Elgin - 2014-08-28 18:23:32
Szanowny Panie Elginie. Jako skrajnie negatywny przykład obsady wysokich stanowisk podam eurometodę powoływania szefa Rady Europejskiej i pozostałych członków tej Rady, z bolszewicka zwanych KOMISARZAMI. Odmienną metodą, np. w wyborze szefa Polskiej Agencji Kosmicznej, jest otwarty konkurs za ściśle podanymi warunkami objęcia funkcji, kryteriami oceny, jawnością kandydatur i ujawnieniem pokonkursowej dokumentacji. W idealnym przypadku komisja konkursowa powinna być powołana przez właściciela lub radę nadzorczą całego przedsięwzięcia. W ten sposób obsadza się stanowiska profesorskie na poważnych Uczelniach. Myślę, że zagadnienie to świetnie zna Pan Zdzisław Szulc. ----- Przy okazji: czym musi być faktycznie Związek Socjalistycznych Republik Europejskich skoro na jego dyrektora chce się powołać trampkarza Tuska?
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-08-28 17:55:42
Szanowny Panie Doktorze, czy mógłby Pan pokrótce opisać, na czym polega wspomniana przez Pana rzetelna naukowa procedura obsadzania stanowisk? Jeżeli oceny kandydatów dokonuje komisja (czy rada) złożona z najlepszych specjalistów z danej dziedziny (z ewentualnym udziałem osoby odpowiedzialnej za sprawy administracyjne) to chyba właśnie o to chodzi? Oczywiście, że taka komisja (rada) powinna być niezależna i obiektywna pod każdym względem (także politycznym) - i tutaj ma Pan całkowitą słuszność, że propozycje senatorów tego nie gwarantują. Ale fachowy zespół oceniający zgłoszone kandydatury/oferty jest przecież powoływany przy każdym naborze/przetargu w każdej szanującej się firmie czy instytucji. Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

Główny nurt dozwolonej krytyki - 2014-08-28 09:26:46
Pisanie o tematach, na które nie ma POzwolenia w mediach mętnego nurtu, nie mieści się w głowie Obserwatora. Typowy odruch z czasów PRL (i utrwalony w III RP, czyli PRLbis). Jednak zagadnienie dydaktycznego ORMO istnieje. Podobnie jak w "normalnym" ORMO garną się tu ludzie o specjalnej strukturze osobowościowej i specjalnych możliwościach intelektualnych. Z rukami po szwam wykonują polecenia władzy, udają władzę i, w dodatku, robią to w czasie przeznaczonym na wypoczynek (często tzw. akredytacje odbywają się w soboty i nawet niedziele). O społecznym pożytku płynącym z bezrefleksyjnego pilnowania ścisłego wypełniania wszystkich poleceń biurw ministerialnych nie trzeba wspominać (minima kadrowe, KRK wraz z cyrkiem ECTS, "nauczanie" matematyki na Politechnikach, wieloetatowość i wiele innych patologii przechodzi bez tu bez mydła). ----- Ale jeżeli Obserwator liczył, że PO linii partyjnej dostanie jakieś stanowiska w Krajowej Agencji Kosmicznej, to rozumiem Jego oburzenie moim wpisem. Ale, jako podatnik, nie podzielam
autor: ~Maciej Horowski

: ~Obserwtor - 2014-08-28 07:19:54
Tak, ale na NFA umieszczono wiele ostrych tekstów, też książek ( rozesłanych m.in. posłom od nauki) a dyskusji brak ! i projektów zmian na lepsze - również.
autor: ~Józef Wieczorek

Niesamowite - 2014-08-27 23:39:04
Karpiński publikuje ostry tekst w Rzepie, a na NFA dyskusja o ORMO. Żałosne.
autor: ~Obserwtor

Kosmos też POpaprają? - 2014-08-27 22:01:11
Mający bezwzględną większość w Senacie POlitycy postanowili skrajnie uPOlitycznić powoływaną właśnie Polską Agencję Kosmiczną. Z Sejmu do Senatu przeszła Ustawa o PAK (nie mylić z dydaktycznym ORMO, czyli PKA), w której wyboru kandydatów na prezesa Agencji dokonywać miała specjalna rada złożona z przedstawicieli administracji państwowej oraz ekspertów z nauki i przemysłu zaproponowanych przez prezesa Polskiej Akademii Nauk (co jest i tak odległe od rzetelnej naukowej procedury obsadzania stanowisk). Jednak Senatorowie proponują by redę tę wskazywał PREMIER, a w dodatku sam wybór szefa Agencji miałby być dokonywany przez zespół powołany przez… premiera. Głosowanie nad poprawkami w piątek 29 sierpnia.
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-05-13 17:59:20
Szanowny Panie Doktorze, to nie tak - ja postuluję aby każdy pracowity, wytrwały i mający szczere chęci samodoskonalenia się młody człowiek mógł studiować bez względu na zasobność portfela własnego i rodziców oraz by po ukończeniu studiów mógł otrzymany kredyt, który Pan proponuje, spłacić a zarazem, aby pieniądze podatników/kredytodawców na ten cel były wydawane w ramach tych kredytów rzetelnie i stanowiły długookresową opłacalną inwestycję publiczną. Aby kredytów nie otrzymywali ci, którzy z dużą dozą prawdopodobieństwa zwyczajnie je zmarnotrawią, w tym tzw. "krewni i znajomi królika". Przecież w końcu o to chodzi, czyż nie? Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

@dr Maciej Horowski - 2014-05-13 17:58:44
Szanowny Panie Doktorze, to nie tak - ja postuluję aby każdy pracowity, wytrwały i mający szczere chęci samodoskonalenia się młody człowiek mógł studiować bez względu na zasobność portfela własnego i rodziców oraz by po ukończeniu studiów mógł otrzymany kredyt, który Pan proponuje, spłacić a zarazem, aby pieniądze podatników/kredytodawców na ten cel były wydawane w ramach tych kredytów rzetelnie i stanowiły długookresową opłacalną inwestycję publiczną. Aby kredytów nie otrzymywali ci, którzy z dużą dozą prawdopodobieństwa zwyczajnie je zmarnotrawią, w tym tzw. "krewni i znajomi królika". Przecież w końcu o to chodzi, czyż nie? Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

@dr Maciej Horowski - 2014-05-13 17:58:43
Szanowny Panie Doktorze, to nie tak - ja postuluję aby każdy pracowity, wytrwały i mający szczere chęci samodoskonalenia się młody człowiek mógł studiować bez względu na zasobność portfela własnego i rodziców oraz by po ukończeniu studiów mógł otrzymany kredyt, który Pan proponuje, spłacić a zarazem, aby pieniądze podatników/kredytodawców na ten cel były wydawane w ramach tych kredytów rzetelnie i stanowiły długookresową opłacalną inwestycję publiczną. Aby kredytów nie otrzymywali ci, którzy z dużą dozą prawdopodobieństwa zwyczajnie je zmarnotrawią, w tym tzw. "krewni i znajomi królika". Przecież w końcu o to chodzi, czyż nie? Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

@Elgin - 2014-05-13 15:18:08
Szanowny Panie Elginie. Tym razem proponuje Pan zdecydowanie za dużo socjalizmu i egalitaryzmu. To już bywało i to się nie sprawdza w praktyce. Pozdrawiam
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-05-12 07:59:54
Szanowny Panie Doktorze, popieram Pana postulat dotyczący różnorodności w naszym szkolnictwie wyższym. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że w każdym przypadku owa różnorodność musi prowadzić do elitarności. Oznacza to, że różnorodność szkół winna przynieść podobny efekt - to jest zapewnienie, by absolwent KAŻDEJ wyższej uczelni z tytułem magistra lub równorzędnym cieszył się w społeczeństwie takim samym wysokim szacunkiem. To samo tyczy się też uniwersalności stopni i tytułów naukowych - różnorodne mogą być miejsca ich zdobywania ale ich prestiż, ranga i atrakcyjność dla pracodawców muszą być tak samo najwyższe. Co się zaś tyczy proponowanego przez Pana systemu kredytowania studiów i konieczności spłaty kredytu po ich ukończeniu, to ma to oczywiście sens. Jednak, aby system taki funkcjonował należycie i był dla państwa, kredytodawców oraz społeczeństwa opłacalny, muszą być spełnione dwa warunki: 1) istnienie uniwersalnego, przejrzystego i sprawnego systemu weryfikacji kandydatów do uzyskania takiego kredutu pod kątem ich pracowitości, wytrwałości i szans na sukces edukacyjny 2) zagwarantowania w chwili podpsania umowy kredytowej pracy w kraju dla kandydata po ukończeniu studiów celem umożliwienia mu efektywnej spłaty tego kredytu. Tylko wtedy ryzyko strat dla państwa (względnie innych kredytodawców) - czyli wydawania pieniędzy na marne - byłoby zminimalizowane. Czy to jest realne? Serdecznie pozdrawiam
autor: ~Elgin

@Elgin. W różnorodności siła. - 2014-05-10 11:37:09
Szanowny Panie Elginie, zgadzam się z Panem w kilku sprawach. Dzisiejsza kondycja mentalna i intelektualna braci studenckiej jest strasznie wykoślawiana. Zarówno systemem szkolnictwa (dwanaście lat obowiązkowej demoralizacji i ciężkich przejść) jak i systemem szkolnictwa wyższego wymagają szybkich i radykalnych zmian. W konsekwencji większość studentów nie nadaje się na studia (są to ofiary systemu, więc nie można ich winić - winić należy decydentów i Profesorów!), a niepubliczne szkoły wyższe, w zasadzie są przechowalnią dla młodych bezrobotnych. Ja nie uważam, że wszystkie te szkoły należy zlikwidować, ja tylko domagam się możliwości utworzenia, obok nich, porządnych, niezależnych od biurw ministerialnych i ideologii aktualnych okupantów, najprzeróżniejszych szkół, na wszystkich poziomach nauczania. Zgodnie z potrzebami i wymaganiami rodziców i uczniów oraz studentów. Poza tym, system kredytowania studiów i konieczności spłaty kredytu po ich ukończeniu blokuje kształcenie na koszt społeczeństwa specjalistów (np. lekarzy) wyjeżdżających zaraz po uzyskaniu dyplomu za granice. Przypomina się program "Mitteleuropa" z 1915 roku. Pozdrawiam
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-05-10 09:01:47
Szanowny Panie Doktorze, pisze Pan: Gdyby studia nie były darmowe, gdyby studenci musieli płacić za naukę, to opisane tutaj fikcyjne nauczanie matematyki na Politechnikach na pewno by nie mogło mieć miejsca. Kto płaci ten wymaga rzetelnej usługi. To oczywiście piękne, logiczne i rozsądne, ale miałbym wątpliwości, czy w pełni efektywne. A moje rozterki biorą się z dwóch przesłanek: 1) Z własnych doświadczeń i obserwacji wiem, że stosunek studentów od nauki i ich pilność na studiach niestacjonarnych, na których przecież za naukę płacą, jest znacznie gorszy niż na bezpłatnych studiach stacjonarnych. Studenci niestacjonarni często nie chodzą na zajęcia a wielu z nich nie napisało prac dyplomowych, choć powinni byli to zrobić dawno (nawet 2-3 lata temu). W niektórych przypadkach można mieć nawet pewne podejrzenia co do rzetelności ich pracy. Nie potrafię tego zrozumieć - przecież skoro płacą za studia własnymi pieniędzmi, to tym bardziej powinno im zależeć na tym, aby jak najlepiej je wydać i aby ta inwestycja w przyszłości zwróciła im się z lichwą (jak mawiali nasi dziadkowie). Tymczasem studenci na bezpłatnych studiach stacjonarnych biją ich pod względem pilności i włożonej pracy na głowę (co oczywiście nie znaczy, że wszystko jest tam kryształowe). Niepojęte. 2) Obawiam się, że pełna odpłatność za studiach mogłaby spowodować, ze studiować mogliby tylko bogaci. Nie ma bowiem efektywnego kompleksowego planu fundowania w całości czesnego pracowitej, wytrwałej i rokującej duże nadzieje młodzieży z niezamożnych rodzin. Ani tym bardziej środków na ten cel (wyjąwszy kilka drobnych i skromnych fundacji). I gdyby w obecnej sytuacji wprowadzić to w życie, to istotnie, zgodnie z tym co od dawna postuluję wykształcenie wyższe powróciłoby do swej naturalnej elitarności. Tyle tylko, że owa elitarność w takim wydaniu dotyczyłaby wąskiej grupy najbogatszych lecz niekoniecznie najmądrzejszych i najbardziej światłych obywateli. A przecież chodzi właśnie o mądry i światły rdzeń społeczny naszego kraju. Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

Studia płatne w Polsce - 2014-05-10 08:35:48
Płatne studia w Polsce są zaprzeczeniem zdrowego rynku edukacyjnego z przynajmniej trzech powodów: (1) powszechna wieloetatowość pracowników niepublicznych Uczelni, (2) bezwzględna konieczność podlegania wszystkim przepisom Ministerstwa typu minima kadrowe, KRK, (3) zmonopolizowana przez POlityków z Ministerstwa akredytacja Uczelni szczelnie ukrywa przed społeczeństwem skandalicznie niski poziom absolwentów Uczelni. Tym samym studia niepubliczne są zmuszane do powielania wszystkich błędów (wraz z programami nauczania, kadrą i udawaniem, że się uczy) studiów publicznych. WNIOSEK: nasz system studiów płatnych to tylko niegodziwa metoda pompowania kasy do kieszeni profdrhabów i ich pupilków-asystentów. ------- I jeszcze jedno: Pańska uwaga wskazująca na strach przed ewentualnym bezrobociem bardzo celnie wyraża istotę tego społecznie szkodliwego marazmu w NiSW, istotę kompletnej bierności Panów Profesorów w zakresie podejmowania prób poprawy poziomu nauczania i jakości pracy (lawinowo rosnąca biurokracja!).
autor: ~Maciej Horowski

Ulecz się sam - 2014-05-10 00:24:03
Przecież studia w Polsce sa płatne! Jeszcze niedawno ponad połowa studentów płaciła, otrzymując w zamian towar mający opinię gorszego od tego bezpłatnego. ---- Liczba godzin matematyki, forma i zakres jej nauczania zależą tylko od kadry. Pretensje proszę więc mieć do siebie samego. Gdyby powrócić do studiów 5-letnich, trzeba by też powrócić do systemu, w którym mniej niż 10% młodzieży idzie na studia i stosownie zredukować kadry na uczelniach. ----- Niech Pan nie łudzi się, że ograniczając strumień studentów, nie podciąłby Pan gałęzi, na której siedzi. Ci, co by zostali, zamiast studiować matematykę w Białymstoku, wybieraliby szkoły pomaturalne, ławeczkę pod monopolowym lub zagranicę. A wtedy Pan winą za swoje bezrobocie obciążyłby pewnie unię i Tuska.
autor: ~adiunkt

Remedium - 2014-05-09 20:52:59
Gdyby studia nie były darmowe, gdyby studenci musieli płacić za naukę, to opisane tutaj fikcyjne nauczanie matematyki na Politechnikach na pewno by nie mogło mieć miejsca. Kto płaci ten wymaga rzetelnej usługi. Podobnie, rynek rozpędzi KRK, ministerialną PKA oraz ustali faktyczny ranking Uczelni. Zniknie także nadprodukcja humanistów, pedagogów, psychologów, ekologów, zarządzaczy, europeistów itd. itp., a na genderyzm i genderystykę pójdą tylko zboczeńcy.
autor: ~Maciej Horowski

KRK - 2014-05-09 15:29:34
Młodszy kolega naszego Nieocenionego Habilin, Pan adiunkt myli się w całej rozciągłości swej niegrzecznej wypowiedzi. (1) ECTS i rozbicie studiów magisterskich na dwa kawałki wprowadziła, z gruntu unioeuropejska w swej biurokratyczności i skutecznie glajszachtująca Szkolnictwo Wyższe w całym Eurokołchozie (proszę zwrócić uwagę na upadek, na tle USA i UK Uczelni Niemieckich i Francuskich we wszystkich najnowszych rankingach), Deklaracja Bolońska. (2) System KRK, będący rodzimym biurokratycznym owocem absurdalnych pomysłów owej Deklaracji, został narzucony, siłą Ustawy, przez Ministerstwo wszystkim Uczelniom w Polsce. (3) Całość funkcjonuje na bazie wcześniejszych, i już wtedy niezbyt trafnych i mądrych, minimów programowych narzucanych Uczelniom przez Ministerstwo i PKA w czasie, gdy poziom nauczania w szkołach średnich był wyższy niż aktualna, "nowoczesna" podstawa programowa. Wydziały, które nie mają prawa nadawania habilitacji nie mogą dowolnie zmieniać swych programów - potrzebna jest zgoda Ministerstwa. I tu pojawiają się dwa problemy (a) jak widać z praktyki, nikt się nie wychyla i istotnych zmian nie proponuje (nawet ci co zgody Ministerstwa nie potrzebują), (b) bałagan w Ustawie powoduję, że ostateczna decyzja Ministerstwa nie musi być potem zaakceptowana przez PKA. PODSUMOWANIE: Uniobiurokratyczny pomysł Deklaracji Bolońskiej został "twórczo" rozwinięty przez Panią Kudrycką i jej ekipę do łysenkowskich KRK, a korporacja profdrhabów grzecznie to połknęła i siedzi cicho (spłacając kredyty, dzięki polietatom i płatnym recenzjom oraz kręcąc grantowe lody). Nikogo tu nie obchodzi dobro studentów i płatników podatków.
autor: ~Maciej Horowski

życie przeciw - 2014-05-09 09:44:15
Pan MH wszystko robi przeciw czemuś, a co z przyszłym zgonem? Przeciwko czemu będzie miał on miejsce?
autor: ~Habil

MH - 2014-05-09 08:41:45
Pan MH nie ma bladego pojęcia o czym pisze. Widać, że nigdy nie układał programu, a jak zwykle najwięcej ma do powiedzenia.
autor: ~Habil

MH - 2014-05-09 08:14:49
Sam Pan bredzi, senatorze. Przecież programy studiów uchwalają rady wydziałów. To dziekani odpowiadają za ich realizacje. Co ma do tego KRK, minister, unia europejska?
autor: ~adiunkt

Grzęźniemy - 2014-05-08 22:28:10
Po "nauczeniu" studentów politechnik, w trakcie pierwszego semestru, matematyki w zakresie rachunku różniczkowego i całkowego funkcji jednej zmiennej (przeznaczając na to nie więcej niż 30 godz. wykładu i 30 godz. ćwiczeń rachunkowych) Panowie Profesorowie od matematyki już za kilka tygodni potwierdzą własnoręcznymi podpisami, że w drugim semestrze studiów "nauczyli" tychże studentów rachunku różniczkowego i całkowego funkcji wielu zmiennych (przeznaczając na to tyle samo czasu co poprzednio). Ta sztuka udaje się Panom Profesorom także dlatego, że, jak mają to wykazane na piśmie, WSZYSCY studenci w pierwszym semestrze opanowali CAŁY przekazywany im bagaż wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych. Owo nadzwyczajne osiągnięcie dydaktyczne jest godne "szacunku" także dlatego, że jeszcze na początku października nowo przyjęci studenci politechnik nie widzieli na oczy definicji granicy ciągu, granicy funkcji i ciągłości funkcji (o badaniu przebiegu funkcji absolutnie nie może być mowy), a więc nie mieli żadnych intuicji w kierunku opanowania podstawowych pojęć analizy matematycznej. Ten brak wiedzy jest spowodowany nowoczesnym (jak to określił nasz Ukochany Bredzisław: nie ma wolności bez nowoczesności) programem nauczania w szkołach średnich. W dodatku, tak "edukowani" matematycznie studenci, w trakcie tego samego pierwszego roku studiów są także "nauczani" fizyki - w zakresie mechaniki (w tym równanie różniczkowe zwyczajne) i elektromagnetyzmu (w tym równania różniczkowe cząstkowe). I tu, oczywiście, też nie daje się tym młodym ludziom czasu na pokonanie naturalnych i niełatwych barier związanych z opanowywaniem nowych pojęć. A ŻADEN PROFESOR POLITECHNIKI I ŻADNA RADA WYDZIAŁU ŻADNEJ POLITECHNIKI NIE GRZMI! Obrzydliwość! I w dodatku, za kilka tygodni wszystkie Rady Wydziałów wszystkich politechnik w całej Polsce przyjmą ponownie te same KRK-owskie plany i programy studiów dla cyklu rozpoczynającego się w roku akademickim 2014/15. ------- Przy okazji: wystarczyło KILKU Profesorów na UJ, by obiecany przez POlityków doktorat honorowy tej Uczelni dla politycznego czerwonego kameleona Józefa Barroso przepadł. A więc można zrobić coś dobrego i wbrew POlitykom!
autor: ~Maciej Horowski

NEPOTYZM - 2014-04-21 22:45:22
NEPOTYZM w uczelni państwowej, gdzie w radzie instytutu są tylko członkowie jednej rodziny
autor: ~Aleje

Odwołać KRK - 2014-03-31 21:28:56
Związek Sowiecki miał rzekomo najlepszą konstytucję na świecie. Gwarantowała ona KAŻDEMU sowieckiemu narodowi i KAŻDEMU sowieckiemu cziełowiekowi pełnię praw demokratycznych i swobód obywatelskich oraz stwarzała nadzwyczajne szanse coraz lepszego ich rozwoju. Jak było w praktyce każdy wie (warto poczytać Sołżenicyna, Rybakowa, czy, najstarszego z nich, Grossmana). My, w Polsce, mamy Krajowe Ramy Kwalifikacji, gdzie KAŻDY student KAŻDEGO kierunku studiów na KAŻDEJ Uczelni ma zapewnione zdobycie wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych w pełnym zakresie studiów. Te efekty kształcenia zostają wszechstronnie zweryfikowane, a wyniki owej weryfikacji są przechowywane w szafach pancernych WSZYSTKICH wykładających Profesorów. Poza tym, Dziekanaty przechowują dokumentację zawierającą dowody, że zastosowane przez Profesorów metody weryfikacji faktycznie sprawdzają wymaganą (i zapisaną w absolutnie niezmiennych dla danego cyklu kształcenia planach i programach studiów) wiedzę, umiejętności i kompetencje społeczne. Jak jest w praktyce - każdy widzi. I jeszcze ta przepaść między poziomem wiedzy i (nie)dojrzałości maturzystów, a wymaganiami na Uczelniach oraz głupkowaty system ECTS, z fikcyjnym rozpisaniem grubych setek godzin rzekomej pracy studenta w każdym semestrze. ------- Pytanie: czy można mieć jakikolwiek szacunek do korporacji, która spokojnie korzystając z tej dydaktycznej fikcji (oraz systemu minimów kadrowych) PObiera co miesiąc PObory? I to w wysokości pensji profesorskich. W dodatku, nierzadko na wielu etatach!
autor: ~Maciej Horowski

Likwidacja HABILITACJI komunistycznego BATA - 2014-02-19 23:55:26
na polskich naukowców...jest OBLIGATORYJNA
autor: ~BAT NA POLSKICH NAUKOWCÓ

BRAT I SISIOTRY W RADZIE INSTYTUTU - 2014-02-16 11:27:05
rodzina na swoim
autor: ~rodzinka.pl

@dr Maciej Horowski - 2014-02-10 07:44:34
Szanowny Panie Doktorze, ależ ja nie miałbym nic przeciwko temu! Jesteśmy wielką akademicką i naukową rodziną wspólnie dążącą do prawdy, więc każdy czlonek tejże rodziny powinien mieć takie same prawa wpływania na jej losy (i tym samym także na własny). Dzięki temu będzie zdrowiej, uczciwiej i rzetelniej. Czego Panu, innym P.T. Dyskutantom oraz sobie serdecznie życzę. Z wyrazami szacunku.
autor: ~Elgin

@Elgin - 2014-02-06 17:29:10
Szanowny Panie Elginie, oby nie wypowiedział Pan swojego życzenia w złą (dla Panów Profesorów) godzinę. Proszę sobie wyobrazić, że oto studenci pierwszych lat studiów politechnicznych zaczynają wymieniać z imienia i nazwiska swoich krzywdzicieli, tzn Panów Profesorów od matematyki, którzy nie nauczywszy owej matematyki stwierdzili na piśmie, iż nauczyli. I jeszcze wzięli za to, nienależne przecież, pieniądze. W dodatku tak nienauczonych studentów podesłali swoim kolegom od innych przedmiotów. A ci... Bez litości dla oszustów, oczekując ich zdemaskowania serdecznie pozdrawiam
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-02-05 10:54:57
Szanowny Panie Doktorze, bardzo dziękuję za wyjaśnienia. Ja jednak cały czas mam wątpliwości. Po pierwsze, głosowanie nad kandydatami na kierowników zakładów naukowych na Wydziałach czy składem komisji rekrutacyjnych na studia to mogą być dla studentów - wbrew pozorom - bardzo ważne sprawy. Pierwsza z nich decyduje o jakości kształcenia (kierownik ma wpływ na obsadę kadrową, nauczanie przedmiotów, itp.), komisja rekrutracyjna zaś jest jednym z czynników kształtujących renomę uczelni, a więc także - może z opóźnieniem ale jednak - na jej atrakcyjność także dla ewentualnych przyszłych kadr). Po drugie, obawiam się, że zbyt wiele różnych korporacji studenckich na tej samej uczelni mogłoby prowadzić do zwalczania się przez nie nawzajem (podsycanego np. przez niezdrowe ambicyjki ich liderów), a prawdziwe sprawy studenckie zeszłyby w takiej sytuacji na dalszy plan. Poza tym w jaki sposób mogłyby one wywierać wpływa na sprawy uczelni jeśli nie małyby prawa glosu (lub choćby weta, czy bardziej elegancko - ekskluzywy) w ważnych sprawach (np. w przypadku nadawania stopni czy tytułów naukowych, gdzie studenci nie mogą głosować, mogłoby to być właśnie prawo weta w przypadku uzasadnionego podejrzenia popełnienia plagiatu lub innej nierzetelności naukowej)? Korzystając z okazji, chciałbym też przeprosić za techniczny błąd w mojej poprzedniej wypowiiedzi. Oczywiście zamiast "to kto zostanie dziekanem nie będzie wpływać na to jak oni będą traktowani" winno być "to kto zostanie dziekanem będzie wpływać na to jak oni będą traktowani". A tak na marginesie: czy nie zastanawia Pana czasem czemu studenci są nieobecni na tym, szacownym forum - jak by nie było - AKADEMICKIM? Oni też mają wszak prawo się tutaj wypowiadać... Z wyrazami szacunku
autor: ~Elgin

@Elgin - 2014-02-05 09:39:15
Szanowny Panie Elginie. (A) Ja nie zwalczam korporacji profdrhabów, tylko zwalczam nadmierne, nieuzasadnione i bezczelnie wykorzystywane przywileje owej korporacji (np minima kadrowe i wieloetatowość). Sama korporacyjność jest naturalną cechą każdego niezdemoralizowanego socjalizmem społeczeństwa. Zwracam także uwagę na liczbę mnogą użytą przy terminie korporacje studenckie - w tym tkwi istota i bogactwo ruchu korporacyjnego. Jego zaprzeczeniem jest skanalizowany przez urzędasów ministerialnych i uczelnianych tzw. Samorząd Studencki. (B) W sprawie nadawania stopni i tytułów naukowych, zasiadający w nedreprezentatywnej liczbie w kolegialnych organach Uczelni, studenci NIE MAJĄ GŁOSU - w tym zakresie nie głosują z mocy prawa. Natomiast głosują np nad kandydatami na kierowników zakładów naukowych na Wydziałach, składem komisji rekrutacyjnych na studia i wielu, wielu kompletnie ich nie obchodzących sprawach. WNIOSEK: obserwator z prawem zabrania głosu doradczego by wystarczył (jak np Związki Zawodowe). ------ Przy okazji: właśnie teraz, tuż przed rozpoczęciem nowego semestru, Panowie Profesorowie podpisują tzw. sylabusy przedmiotów, które będą prowadzić od lutego i tymi podpisami uwiarygadniają wypisane tam absurdy (co do "rozliczenia" ECTS, co do tzw. umiejętności i kompetencji społecznych, które nabędą WSZYSCY studenci Panów Profesorów oraz co do innych łysenkowskich bzdur antydydaktycznych i antypsychologicznych). Jednocześnie teraz (sesja!) Panowie Profesorowie od matematyki na Politechnikach swoimi podpisami potwierdzają FAŁSZYWIE opanowanie przez studentów pierwszego semestru studiów materiału z zakresu rachunku różniczkowego i całkowego funkcji jednej zmiennej. Przy czym jeszcze we wrześniu owi młodzi ludzie nie widzieli na oczy definicji granicy ciągu i ciągłości funkcji (bo tego nie ma w podstawach programowych przed maturą). Owo "nauczanie" matematyki odbywało się wymiarze nie większym niż 30 godz. wykładu i 30 godz. ćwiczeń. Nie dziw, że w reakcji na takie świństwo Profesorowie Humaniści wprowadzają na Uczelnie genderyzm - jak równo, to równo!
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-02-04 21:18:35
Szanowny Panie Doktorze, ależ oczywiście, że poraziło mnie - że zacytuję Pana sformułowanie - "samozapętlające się pustosłowie przytoczonych tu ustawowych definicji". Z tym się zgadzam w zupełności. Natomiast poruszyłem problem, co do którego mam wątpliwości i nie podzielam Pana stanowiska w jego zakresie. Albowiem można by na Pana replikę odpowiedzieć tak: (1) Nie wiem w jakiej skali w przeszłości głosowanie studentów przeważyło w wyborze rektora (choć w pamięci mam prawybory na to stanowisko zorganizowane z inicjatywy jednego z pracowników naukowych wśród całej społeczności studenckiej mojej Alma Mater w czasach, kiedy sam studiowałem i w których też oddałem swój głos). Ale przyzna Pan, że im większy będzie udział studentów (i do tego bardziej świadomych swoich praw oraz tego co od nich zależy), to ten wpływ będzie istotniejszy. To prosta logika. (2) i (3) Pisze Pan dalej: Senaty, Rady Wydziałów i Rady Naukowe Instytutów podejmują decyzje lub opiniują sprawy w znakomitej większości poza zasięgiem lub możliwościami studentów, więc ich NADreprezentacja jest przynajmniej niepotrzebna, żeby nie powiedzieć - szkodliwa. Najlepszą metodą uczenia studentów demokracji (i jednocześnie bogactwa różnorodności) byłoby przywrócenie w Polsce, sprawdzonego od setek lat na całym świecie, systemu korporacji studenckich. Ktoś złośliwy mógłby to skomentować tak: czyli: wara Wam od naszych spraw; jak chcecie się bawić w demokrację, to zróbcie se własne kółko, nazwijcie je sobie jak Wam się podoba - choćby korporacją - i nawzajem się doń wybierajcie. Sądzę, że nie tędy droga - tym bardziej, że to przecież nie kto inny jak właśnie Pan piętnuje tu - i słusznie - różne "korporacje". Zaś to co Pan teraz proponuje to właśnie zadbanie o to, by nikt nie wtrącał się do owych "korporacji", ale by sobie utworzył inna korporację, jeśli chce się to bawić. Czyżby o to Panu chodziło? Żeby o obok korporacji - jak to Pan kąśliwie pisze - "profdrhabów" była i druga korporacja - '"studenciaków", przy czym by obie były oddzielone od siebie pancerną ścianą? Toż to byłaby konserwacja minionej epoki! A przecież decyzje jakie podejmuje choćby rada wydziału, w znakomitej części dotyczą właśnie studentów - np. to komu nadaje (lub nie) doktorat i habilitacje czy dla kogo występuje (lub nie) o nadanie tytułu profesorskiego oraz jakie decyzje finansowe podejmuje ma wpływ na to, kto i jak będzie ich uczył; to kto zostanie dziekanem nie będzie wpływać na to jak oni będą traktowani; podobnie w przypadku senatu (to kogo zatwierdza na stanowiskach decyduje o tym, jakich będą mieli nauczycieli) władz rektorskich. Powtarzam: obie strony powinny współdecydować o losach uczelni i członków jej społeczności. A przywoływanie w tym kontekście "wielopłaszczyznowej współpracy absolwentów i ich Alma Mater w wielu krajach Zachodu" wydaje mi się nieporozumieniem. Absolwent (jeśli nie pracuje na tej uczelni lub nie jest jej współwłaścicielem) nie jest juz bowiem członkiem rzeczywistym jej społeczności, ale co najwyżej wspierającym, być może z cennym głosem doradczym. Dlatego nie można porównywać go z tym, którzy jest jednym z aktywnych trybików tegoż mechanizmu, nim i w nim żyje oraz go kształtuje. Z wyrazami szacunku
autor: ~Elgin

@Elgin - 2014-02-04 19:38:46
Szanowny Panie Elginie, naprawdę nie poraziło Pana samozapętlające się pustosłowie przytoczonych tu ustawowych definicji? Odpowiadam jednak na Pana pytania: (1) Wybory Rektorów są pośrednie. Jak powszechnie wiadomo, w takim wypadku największą szansę na zwycięstwo ma ich organizator (tu: Rektor ubiegający się o drugą kadencję lub wskazany przez niego kandydat). Nadreprezentacja studentów i nienaukowych pracowników Uczelni jeszcze tę szansę podnosi. Ciekawym byłoby przebadanie procentowej różnicy głosów oddanych na kandydatów na rektorów w ostatnich wyborach i przeanalizowanie jak często, w skali kraju, dwudziestoprocentowa reprezentacja studentów przeważyła - wybrała rektora. (2) Senaty, Rady Wydziałów i Rady Naukowe Instytutów podejmują decyzje lub opiniują sprawy w znakomitej większości poza zasięgiem lub możliwościami studentów, więc ich NADreprezentacja jest przynajmniej niepotrzebna, żeby nie powiedzieć - szkodliwa. (3) Najlepszą metodą uczenia studentów demokracji (i jednocześnie bogactwa różnorodności) byłoby przywrócenie w Polsce, sprawdzonego od setek lat na całym świecie, systemu korporacji studenckich. O innych zaletach tego systemu łatwo się przekonać analizując wielopłaszczyznową współpracę absolwentów i ich Alma Mater w wielu krajach Zachodu. ------- Przy okazji: w Sieci krąży wierszyk Lecha Niekrasza pt "Progresywizm": naukę polską nareszcie \ też na gender studies \ stać \ stąd dostojna Alma Mater \ zamienia się \ w Kurwę Mać.
autor: ~Maciej Horowski

@dr Maciej Horowski - 2014-02-04 13:49:00
Szanowny Panie Doktorze, nie bardzo rozumiem, czemu tak bardzo nie podoba się Panu zwiększona reprezentacja studentów w organach kolegialnych uczelni. Ja oceniam to zjawisko pozytywnie i to z kilku zasadniczych powodów: 1) Narzekano już tu nieraz, że władzie rektorsko - dziekańskie wybiera wąskie grono osób, że nie ma nad tym pelnej kontroli społecznej. Większa liczba studentów to właśnie większa jajwność i przejrzystość procedur tudzież większa społeczna kontrola nad tym co się na uczelni dzieje. Tego boją się na ogół ci którzy mają coś do ukrycia, acz nie powinni mieć. Głęboko wierzę w to, że Pan do takich osób nie należy. 2) Jak podkreśla nieraz także p. dr J. Wieczorek, uczelnia jest wspólnotą uczniów i nauczycieli, mającą na celu przekazywanie wiedzy i doskonalenie umiejętności. Dlaczego więc integralni uczestnicy tego procesu i integralni czlonkowie tej wspólnoty (tj. studenci) mieliby być w tym względzie traktowani gorzej niż nauczyciele? Gdzie jak gdzie, ale tutaj egalitaryzm wydaje się niezbędny. 3) Szkoła wyższa jest pierwszym poważnym etapem wkraczania młodych ludzi w doroslość. Także w wymiarze obywatelskim. Muszą być oni przecież świadomymi i odpowiedzialnymi wyborcami, gdy będą decydować w powszechnych wyborach czy referendach o fundamentalnych sprawach i ksztłace naszego Kraju. Dlaczegóż więc nie mieliby najpierw uczyć się demokracji i konsekwencji oddanego przez siebie glosu na mniejszym "poletku doświadczalnym" jakim jest wspólnota akademicka? Uczyć się tego od bardziej doświadczonych - także i w tym względzie - MIstrzów? Bo jeśli nie na uczelni, kształcącej jądro społeczeństwa, to niby gdzie? Serdecznie pozdrawiam.
autor: ~Elgin

Mętne prawo dla cwaniaków i polityków - 2014-02-04 12:37:59
W proponowanym przez Ministerstwo projekcie zmian ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym nie ma nowej redakcji definicji studiów stacjonarnych. Aktualnie wygląda to tak: studia stacjonarne - forma studiów wyższych, w której co najmniej połowa programu kształcenia jest realizowana w postaci zajęć dydaktycznych wymagających bezpośredniego udziału nauczycieli akademickich i studentów. Jest tam także definicja programu kształcenia - opis określonych przez uczelnię spójnych efektów kształcenia, zgodny z Krajowymi Ramami Kwalifikacji dla Szkolnictwa Wyższego, oraz opis procesu kształcenia, prowadzącego do osiągnięcia tych efektów, wraz z przypisanymi do poszczególnych modułów tego procesu punktami ECTS. Sedno sprawy leży w tym, że owa mocno nieprecyzyjna definicja nakłada się na zagadnienie tzw. darmowych studiów - uczelnie publiczne mogą brać pieniądze tylko za prowadzenie studiów niestacjonarnych! A te zostały zdefiniowane w Ustawie jako forma studiów wyższych, inna niż studia stacjonarne, wskazana przez senat uczelni. ----- Reszta Ustawy, wbrew poglądom Pana J.S., jest równie do... niczego. Że wymienię chociażby nadreprezentacje studentów w kolegialnych organach uczelni, petryfikację monopolu Ministerstwa w zakresie akredytacji kierunków studiów i kategoryzacji jednostek naukowych, utrzymywanie absurdalnego systemu minimów kadrowych (od licencjata po profesurę) i, przede wszystkim, POdtrzymywanie łysenkowskich Krajowych Ram Kwalifikacji z całym skundlającym NiSW sztafażem biurokratyzmu i dydaktycznego kretynizmu.
autor: ~Maciej Horowski

Walka z patologiami - 2014-01-25 13:30:42
Wydaje się, że w walce z patologiami pierwszym celem powinno być zlikwidowanie źródła owych patologii. A więc: ZLIKWIDOWAĆ MINISTERSTWO! Ministerstwo generuje patologie nie tylko na poziomie finansowania NiSW (tzw. algorytm przydziału środków, biurokratyczny system przydziału i nierozliczania grantów) ale na poziomie oceny instytucji naukowych (tzw. system kategoryzacji) oraz poszczególnych naukowców (skandaliczne stosowanie bibliometrii) oraz na poziomie dydaktyki na Uczelniach. Łysenkowskość KRK zaprezentuję na przykładzie systemu ECTS. System wymaga, by na każdy semestr przypadało 30 ECTS. Semestr to 17 tygodni (15 zajęć i 2 sesji). Czyli, średnio na tydzień przypada 1,8 ECTS. Jeden ECTS to 25-30 godzin (rzekomej) pracy studenta. Czyli tygodniowo mamy 45-54 godz. Wszystko to jest bardzo szczegółowo rozpisane w planach i programach studiów (tzw. sylabusy), a w konsekwencji potwierdzone podpisem wykładowcy, pieczątką dziekana i autorytetem Uczelni. Dlaczego jednak Związek Zawodowy Studentów się nie oburza (tygodniowo student pracuje więcej niż robotnik lub biurwa). Z bardzo prostej przyczyny: TO JEST BIUROKRATYCZNA FIKCJA, student tyle nie pracuje! Ową fikcję potęguje każdy student studiujący na kilku kierunkach, który ma potwierdzoną urzędowo wielokrotność tej liczby. I fakt, że fizycznie to niemożliwe nikomu nie przeszkadza (pozdrowienia od Józefa Szwejka!). Więcej! Studenci nadal chcą "studiować" za darmo dodatkowe kierunki. I jeszcze więcej! Ministerstwo nadal chce brać za to pieniądze. A filozofy domagają się etatów!
autor: ~Maciej Horowski

Przypadek ? - 2014-01-24 00:08:22
Czy nie jest przypadkiem tak, że to jednak zaplanowany proces ? Danie wszystkiego młodym, szumne hasła o innowacjach, brokerach innowacji, itp., kasa leje sie strumieniami dla młodych wilków, a równolegle ogranicza się konkursy grantow dla dojrzałych naukowców. Cel główny - odcięcie tych ambitnych i rokujących od środków do prowadzenia badań, tym samym pozbycie się całej rzeszy pracownikó naukowych, którzy mogli by przypadkiem rozwinąć skrzydła. Oto nasz kraj w całej krasie. Dlaczego Pani Minister nic nie wspomina o pracownikach ? wyłącznie opinie o studentach, absolwentach, walak z plagiatami, etc. A gdzie walka z wszechobecną patologią ?
autor: ~Pseudo

Pieniądze na dydaktykę - 2014-01-23 23:22:27
U nas koszt dydaktyki rozliczany jest w ten sposób, że składa się 2 części: kosztu pracownika tzn. jego pensji rozliczonej na pensum (tak jakby zajmował się jedynie dydaktyką) i drugiej części, narzutów na wszystkich poziomach uczelni, kosztu materiałów, pracowników technicznych, kosztów extra itp. Sztywno ustalone są proporcje profesorów, adiunktów itp. W drugą z części można wrzucić dowolne śmieci uczelniane, koszt godziny dydaktycznej jest więc podwojony w stosunku do samych kosztów pracownika i osiąga astronomiczne wartości. Problemem wszystkich algorytmów jest średnia: jeśli jedna jednostka ma 10 zbędnych technicznych pijących po kątach i panienki o długich paznokciach, a druga ani jednego to znaczy że wszyscy składają się na pijaków i panienki pracujące u królika. Z rozliczeń władza udowadnia, że dotacja pokrywa u nas 50% kosztów więc reszta dorzucana jest np. z moich narzutów. Uczelnia pobiera dotację na doktorantów, ale ich kształcenie, wykazywane liczbą godzin w indeksie, które podpisuję, nie figuruje w moim pensum, czyli ktoś zabiera kasę. Studentów przyjmuje się do oporu, wszystko co się rusza, o zaocznych lepiej nie wspominać. I tak funkcjonuje nasz algorytm. I zawsze będzie część A i część B, i częścią B będzie można dowolnie manipulować i zawsze będzie średnia dla wydziału, uczelni. I w razie problemów to my pójdziemy na trawę a królik zatrudni nowe dziewczyny. Nie bardzo rozumiem wiary JS w siłę sprawczą współczynników, przełom w postaci bazy POLON i wyrażane wielokrotnie przekonanie iż pokręcenie jakichś śrubek zmieni semimagicznie ten skostniały system. Nie żebym nie tego nie chciał, po prostu nie rozumiem.
autor: ~Antoni

Plany Ministerstwa - głębsza POlszewizacja - 2014-01-21 22:33:26
Ministerstwo zaciska więzy i jednocześnie POdlizuje się korporacji profdrhabów. Poniższy fragment relacji z wystąpienia Pani Minister umieszczonej na stronach MNiSW jednoznacznie wskazuje, że Ministerstwo POstanowiło jeszcze mocniej ubezwłasnowolnić Wyższe Uczelnie przy jednoczesnym zabetonowaniu tzw, minimów kadrowych. "Dla resortu ważna będzie walka z patologiami, która z jednej strony poprawi jakość kształcenia, a z drugiej wzmocni nadzór nad uczelniami. - Ma pomóc nam w tym nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która w czerwcu powinna zostać przyjęta przez Sejm - powiedziała prof. Lena Kolarska-Bobińska. - Umożliwi ona nadawanie i cofanie uprawnień do prowadzenia kierunków studiów, skuteczne przeciwdziałanie plagiatom, dbałość o zatrudnienie przez uczelnie odpowiedniej kadry dydaktycznej". ------ Przy okazji: O kompletnym ubezwłasnowolnieniu Uczelni na wszystkich poziomach ich działalności (od Rektora, poprzez Senaty, aż do Rad Wydziałów) świadczy brak jakichkolwiek protestów przeciwko zagwarantowanej ustawowo nadreprezentacji studentów i nienaukowych pracowników Uczelni w składach Kolegiów Elektorskich oraz pozostałych kolegialnych organów Uczelni. Po prostu, organy te faktycznie NIC NIE MOGĄ! Poza, oczywiście, bezkrytycznym dbaniem o przestrzeganie Ministerialnych rozporządzeń z łysenkowskimi Krajowymi Ramami Kwalifikacji na czele.
autor: ~Maciej Horowski

Reforma jest prosta - 2014-01-21 18:49:35
Ustawa jest jako taka. Centrum sterowania jest w algorytmie podziału dotacji dydaktycznej.
autor: ~J.S.



podaj: imię
e-mail
temat
treść
 

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.081 | powered by jPORTAL 2