Warning: unlink(online_g/34.201.122.150) [function.unlink]: No such file or directory in /home/nfadddij/www/main.php on line 802
Niezależne Forum Akademickie

www.nfa.pl/

:: WYSZŁO SZYDŁO Z WORKA
Artykuł dodany przez: nfa (2007-04-11 20:09:23)


Artur Śliwiński

WYSZŁO SZYDŁO Z WORKA



Ten niezbyt elegancki tytuł kontrastuje z obiektem mojej krytyki, cieszącym się sporym prestiżem społecznym, a mianowicie z Uniwersytetem Warszawskim. To właśnie problem jaskrawego rozdźwięku między stanem faktycznym i prezentacją, między kulisami i sceną teatralną jest głównym problemem stołecznego uniwersytetu. Dopiero na tym tle staje się czytelne stanowisko władz uczelni – Rektora i Senatu – wobec inicjowanych przez obecny rząd przemian politycznych i gospodarczych w Polsce.
Chodzi głównie o dwie uchwały podjęte przez Senat Uniwersytetu Warszawskiego 21 marca 2007 roku. W pierwszej Senat wyraża obawy związane z instrumentalnym traktowaniem prawa, „zawłaszczania” instytucji publicznych przez rządzące partie, ideologizacji stosunków społecznych i gospodarczych oraz ograniczania niezależności mediów. W następnej niejako przechodzi do rzeczy. W zdecydowanych słowach sprzeciwia się lustracji. Stwierdza jednoznacznie, że wyraża zastrzeżenia natury prawno-konstytucyjnej dotyczące postanowień ustawy z dnia 18 października 2006 r. (z późn. zmianami) o ujawnianiu informacji o dokumentach bezpieczeństwa państwa z lat 1944-90 oraz treści tych dokumentów.
Jednak nie są to pierwsze wypowiedzi władz uniwersyteckich w sprawie lustracji. Już 21 czerwca 2005 roku, tuż po wyborach na funkcję Rektora UW, zabiera głos w tej sprawie pani prof. Krystyna Chałasińska – Macukow. Stwierdza: Środowisko akademickie potrafi samo oczyścić się i nie potrzebujemy do tego nowych narzędzi prawnych, które w dodatku mogą być wykorzystane do politycznych rozgrywek. W tym jednym prostym zdaniu zawiera dwie istotne myśli.

Po pierwsze, przekonanie, iż środowisko akademickie jest zdolne do autolustracji. Do połowy 2005 roku żadne środowisko zawodowe czy społeczne w Polsce nie zdołało się samodzielnie uwolnić z pęt agentów służb bezpieczeństwa i wyrastających z tych służb układów mafijnych. I oto pani prof. Chałasińska – Macukow zapowiada przełom. Będąc prawnikiem, najprawdopodobniej wiedziała , że powtarza zapowiedzi prof. Tomasza Strzembosza sprzed dziesięciu lat o samodzielnym oczyszczeniu się z wpływów bezpieki środowiska prawników, które szybko okazały się czystą iluzją. Będąc wieloletnim pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego dobrze wiedziała, że jest to absolutnie niemożliwe. Jednak dla podtrzymania prestiżu środowiska uniwersyteckiego przyjęła pozę osoby naiwnej i … zatroskanej, by przypadkiem ktoś nie wykorzystał środowiska akademickiego do politycznych rozgrywek.
Po drugie, jak widać, broni tego środowiska. Doprawdy warto przyjrzeć się tej obronie.

Istotą problemu uwikłania się środowiska naukowego w formalne i nieformalne zależności od agentów służb bezpieczeństwa oraz od ich mafijnych odgałęzień jest wykorzystywanie tego środowiska do politycznych rozgrywek. Celowo powtarzam tutaj słowa wypowiedziane przez panią Rektor. Obawia się ona jednego: wykorzystania środowiska akademickiego do politycznych rozgrywek. Zamyka oczy na fakt, że jest to praktyka sięgająca pierwszych lat powojennych i stosowana do dnia dzisiejszego. Symptomatyczne jest to, że ma nic przeciwko tej praktyce. Zapędzając się w obronie status quo nie zauważa, że staje się gorącym zwolennikiem dotychczasowej praktyki wykorzystywania swego środowiska do politycznych rozgrywek i zagorzałym przeciwnikiem pozbycia się takiego zniewolenia.
Czego się pani Rektor obawia ? Tego, że działania zmierzające do wykorzenienia dotychczasowej praktyki wykorzystania środowiska naukowego do rozgrywek politycznych mogą być … wykorzystane do politycznych rozgrywek. Tych obaw nie zamierzam podważać. Jasne jest bowiem, że lustracja jest polityczną rozgrywką. Ściślej biorąc, jest politycznym przedsięwzięciem naruszającym dotychczasowe układy polityczne. Podobnie jasne jest, że bez nowych narzędzi prawnych jest ono niemożliwe do przeprowadzenia. Ważne jest nie to, czy się gra czy nie, lecz w co się gra.
Zanim przejdę do oceny treści wspomnianych na wstępie uchwał Senatu Uniwersytetu Warszawskiego warto wspomnieć o wspólnym mianowniku cytowanej wypowiedzi pani Rektor i obydwu uchwał. W żadnym z tych tekstów nie ma ani jednego słowa o konsekwencjach lustracji dla edukacji i nauki. A przecież jest bezdyskusyjne, że kompetencje pani Rektor oraz Senatu szacownej uczelni stołecznej zamykają się w granicach troski o rozwój edukacji i nauki. Czym innym jest troska – nawet autentyczna, a co dopiero mówić o fałszywej – o środowisko akademickie, a czym innym troska o rozwój edukacji i nauki. Nie odmawiam Pani Rektor przywileju troszczenia się o środowisko akademickie, a także reprezentowania jego interesów. Ale nabiera to sensu dopiero po skonfrontowaniu dbałości o interesy środowiska z dbałością o interes nadrzędny: o rozwój edukacji i nauki. Uwikłanie środowiska akademickiego w sieć agenturalno-mafijną jest zjawiskiem patologicznym. Wówczas niestety także interesy tego środowiska podlegają patologii. Zaś ofiarą jest nauka i edukacja.
Jestem przekonany, że władze Uniwersytetu Warszawskiego (Rektor i Senat) na moje zarzuty o głębokiej patologii władz uczelni i części środowiska naukowego nie zareaguje. O tej patologii wiedzą równie dobrze, a może nawet lepiej niż ja. Może nawet martwią się, że swoimi nieprzemyślanymi uchwałami wywołują wilka z lasu.

Wspomniałem przed chwilą, że czym innym jest troska o interesy środowiska akademickiego, a czym innym troska o rozwój edukacji i nauki. Podobnie, czym innym jest troska o demokratyczne państwo prawa (będąca głównym motywem pierwszej ze wspomnianych na wstępie uchwał Senatu UW), a czym innym troska rozwój nauki i edukacji. Jeśli jedno szłoby w parze z drugim, byłoby normalnie i przyzwoicie. Niestety tak nie jest.

Uchwała Senatu UW stanowi formalnie wyraz obaw przed szeregiem deformacji państwa prawa, w rzeczywistości jednak ma dwojaki charakter. Jest bezpardonową oceną istniejącego systemu rządów i zarazem jego ostrą krytyką polityczną. Niezbędne jest tutaj przytoczenie pierwszej części uchwały: Senat Uniwersytetu Warszawskiego z obawą obserwuje nasilające się w życiu politycznym i społecznym naszego kraju przejawy instrumentalnego traktowania prawa, „zawłaszczania” instytucji państwowych przez rządzące partie polityczne, ideologizacji stosunków społecznych i gospodarczych, ograniczania niezależności mediów, a przede wszystkim publicznego radia i telewizji. Tylko ten fragment jasno określa stanowisko Senatu: w imię obrony demokratycznego państwa prawa atakuje on rządzącą opcję polityczną. Co zatem jest najbardziej uderzające w tym zdaniu ? Po pierwsze, graniczący z fałszem brak umiarkowania. Stwierdzenie, że wspomniane negatywne zjawiska nasilają się jest nadzwyczaj enigmatyczne. Każdy naukowiec zgodzi się, że takie stwierdzenie powinno mieć jasno określone ramy czasowe. Brak odpowiedzi na zasadnicze pytanie: od kiedy się nasilają ? (czy nasilają się w ostatnich miesiącach, w ostatnich kilkunastu latach czy może w całym okresie powojennym).
Jest rzeczą bezsporną, że w okresie rządów SLD negatywne działania – instrumentalnego traktowania prawa, ideologizacji, uzależnienia mediów – były tak oczywiste, jak oczywiste jest, że słońce nie wstaje o północy. Co gorsze, były to działania cynicznie jawne. Stanowiły praktykę głęboko zakorzenioną w instytucjach publicznych.
Trudno nie zauważyć, że wielu profesorów UW nie tylko uczestniczyło w tej praktyce, ale nawet ją „twórczo” kształtowało. Wielu z nich zostawiło ślady takiej aktywności w postaci publikacji oraz imiennych składów ówczesnych gremiów politycznych i legislacyjnych. Część z nich zapewne zasiada w Senacie i uczestniczyło w podjęciu omawianej uchwały. Ich szczególnie obowiązywało umiarkowanie, bowiem z ich winy czytając uchwałę Senatu można powiedzieć: przyganiał kocioł garnkowi. Nawet, jeśli uznać ich krytykę obecnej polityki rządu za zasadną, problem nie znika. Za krytyką kryje się obłuda. Cóż jest bardziej obłudnego, aniżeli zarzucanie swym przeciwnikom politycznym niegodziwych czynów, które samemu się popełniło ? Jakie członkowie Senatu UW mogą mieć poważne wątpliwości etyczne, wyrażane w związku z tym, że nie podoba im się kształt, jaki przybiera proces lustracyjny.
A przy tym zarzuty wcale nie są oczywiste.

Warto zauważyć, że krytyka rzekomych zagrożeń dla demokratycznego państwa prawnego jest nasycona problematyką prawną. Świadczy również o tym dalszy fragment uchwały, jako żywo przypominający samokrytykę środowiska prawniczego, a nie krytykę rządu: Niepokój nasz budzą: obniżający się poziom legislacji i nieracjonalny rozrost działalności prawotwórczej, podważanie autorytetu sądów, ataki na niezależność Trybunału Konstytucyjnego, faktyczna likwidacja służby cywilnej, przypadki jaskrawego nierespektowania zasady domniemania niewinności, nadużywanie instytucji tymczasowego aresztowania i nieposzanowania godności zatrzymanych, upolitycznienie prokuratury. Niebezpieczna staje się tendencja do coraz szerszego posługiwania się regulacjami represyjnymi…
Wreszcie wychodzi szydło z worka. Otrzymujemy czytelny przekaz: ustawa lustracyjna w opinii uniwersyteckich prawników – wyrażonych w formie uchwały Senatu Uniwersytetu Warszawskiego - jest niekonstytucyjna. Jest to farba podkładowa, na którą Trybunał Konstytucyjny powinien położyć kolory, a usłużni jak zwykle dziennikarze – ornamenty i szlaczki. Ta kombinacja stanowi sedno sprawy: utrącić lustrację, dokopać rządowi.
Środowisko prawników z Uniwersytetu Warszawskiego jest silne, a jeszcze silniejsze w swoim własnym mniemaniu. Potrafi osłaniać ewidentne łamanie prawa, a jeśli przyjdzie co do czego zwalczać ludzi, którzy temu się przeciwstawiają. Gdy to jest korzystne stoi na straży prawa, ale czasem prawo napawa je wielką odrazą. A wtedy zdaje się, że jego przedstawiciele sięgają do starych akt ze stalinowskich rozpraw politycznych. Przypominają sobie, jak wówczas krytykowano władze. A krytykowano szczególnie za to, że były ignorowane zasady domniemania niewinności, nadużywania instytucji tymczasowego aresztowania i nieposzanowania godności. Tylko o upolitycznieniu prokuratury wspominano dopiero po załamaniu się systemu komunistycznego, gdyż wcześniej było to zbyt niebezpieczne. I znowu, jak w myśleniu pani Rektor, pojawia się dziwna skaza. Na zewnątrz wygląda na to, że piszą to osoby naiwne i … zatroskane, tym razem o fundamenty demokratycznego państwa prawnego, zasady społeczeństwa obywatelskiego oraz standardy życia społecznego. Tego rodzaju pozbawiona konkretów nowomowa przenika do uchwały Senatu, aby przeistoczyć się w wołanie: Nie możemy przejść obojętnie wobec takiego stanu rzeczy. A przecież taki stan rzeczy był przez dziesiątki lat przyjmowany przez Senat UW obojętnie, by nie powiedzieć - ze zrozumieniem.
Czas wreszcie odróżnić słowną ornamentykę, stanowiącą listek figowy dla wielu patologii życia społecznego, od dalekiej od niej rzeczywistości. O jakie podważanie standardów życia społecznego podpisującym się pod uchwałą chodzi ? Gdyby przyjęli stanowisko bardziej idealistyczne, dążąc do wcielenia w życie pożądanych standardów lub ideałów życia społecznego, mieliby trochę więcej racji, a przynajmniej ich naiwność i zatroskanie zyskałyby na wiarygodności. Ale tutaj mówią o czymś – delikatnie mówiąc: ułomnym i enigmatycznym – o polskiej rzeczywistości. Charakteryzują ją przecież jako usadowioną na fundamentach demokratycznego państwa prawnego, respektującego zasady państwa prawnego oraz przestrzegającego wspomniane standardy. Stare przysłowie japońskie mówi: palec jest po to, aby wskazywać księżyc. Jakaż bieda stać się może, jeśli komuś pomyli się palec z księżycem. Niech senatorowie uniwersyteccy wybaczą tę słuszną uwagę: mylą palec z księżycem.

Niniejsze spostrzeżenia i refleksje byłyby może mniej godne uwagi, gdyby nie jeden podstawowy fakt. Oto władze Uniwersytetu Warszawskiego nawołują do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Nie są w stanie zaświadczyć o swojej kondycji moralnej, uprawniającej do takiego nawoływania. Jedynie wykorzystują do tego celu autorytet zarządzanej przez siebie instytucji, który w ten sposób korodują. Nikt nie wymaga od członków Senatu UW nieskazitelności i szerokich kompetencji w sprawach publicznych. Jednak wymóg rzeczowości i przedstawienia logicznej argumentacji stanowi minimum tego, czego od nich należy się spodziewać. W sytuacjach ekstremalnych, gdy chodzi o rzeczywiste zagrożenie bytu narodowego lub niekorzystny bieg spraw międzynarodowych rozpoznanie umykających społeczeństwu procesów i tendencji wymaga energicznych akcji ze strony reprezentacji nauki akademickiej. Powinna ona pełnić funkcję ostrzegawczą, zachęcać i wspomagać poszukiwanie środków zaradczych. Czymś biegunowo odmiennym jest natomiast wpisywanie się w podtrzymywanie trudnego do przezwyciężenia i szkodliwego dla nauki polskiej status quo, który obecne rządy starają się przezwyciężyć.
W drugiej uchwale Senatu UW, bezpośrednio dotyczącej ustawy lustracyjnej, już nie ma mowy o tym, że środowisko uniwersyteckie zamierza się samo oczyścić z agentury SB. Stanowi ona zdecydowane uderzenie w obowiązującą uchwałę lustracyjną.
Między uderzeniem w ustawę lustracyjną a usiłowaniem wywrócenia procesu lustracji jest cienka granica. Uchwała Senatu nie kwestionuje potrzeby lustracji, ale jednak granicę tę przekracza. Głosi postulat „nowelizacji” ustawy, ale zawiera wymagania kierowane pod jej adresem, które całkowicie paraliżują możliwość przeprowadzenia procesu lustracyjnego.
W szczególności uderzające jest następujące stwierdzenie: Ustawa lustracyjna stanowi, naszym zdaniem, naruszenie prawa do pracy. Pozbawia ona takiego prawa osoby, w przypadku których nie ma żadnego związku między ich przeszłością lub niezłożeniem oświadczenia lustracyjnego a wykonywaną pracą. Z dalszego tekstu wynika, że Senat UW traktuje to stwierdzenie jako „tak poważne zastrzeżenie”, że należy wstrzymać proces lustracyjny.
Przychodząc w sukurs autorom senackiej uchwały chętnie wytłumaczę, na czym polega ogólny związek między byciem agentem w środowisku naukowym a wykonywaniem pracy naukowej. Polega on na tym, że obecność agentów łamie zasady uczciwej konkurencji naukowej. Podam dwa przykłady. Oto naukowiec nie uwikłany w sieci agenturalne pisze trzy poważne książki z zgłębionej przez siebie dziedziny naukowej, dzięki którym zostaje profesorem na Uniwersytecie Warszawskim, zaś agent pisze … trzy donosy na swoich przyjaciół i też zostaje profesorem. Oto pozycja profesora nie posiadającego koneksji ze środowiskiem agenturalnym zagraża pozycji profesora cieszącego się z posiadania takich koneksji, toteż – dzięki tym koneksjom – usuwa swego rywala z Uniwersytetu Warszawskiego.
Należy sądzić, że jednak nie takie przypadki senatorzy uniwersyteccy mieli na uwadze. Chodziło im raczej o przypadek, kiedy to pracowity oraz utalentowany naukowiec, który wiele lat temu nieszczęśliwie wpadł w sidła SB, a teraz swoją agenturalność traktuje jako przykry epizod, miałby zostać, o zgrozo, odsunięty od pracy naukowej na Uniwersytecie Warszawskim. Aby uchronić go przed „niewspółmiernością sankcji do przewinienia” trzeba lustrację zatrzymać.

Łatwo zauważyć, że rozumowanie to nie jest całkiem logiczne. Przede wszystkim musi zastanawiać fakt, że co prawda formalnie jego agenturalność skończyła się wiele lat temu (z wyjątkiem tych, którzy zostali przewerbowani), ale istnieją także układy nieformalne. Struktury esbeckie przeistoczyły się w układy nieformalne i mafijne, o czym każdy wie. W tych układach sprawy wyglądają zgoła odmiennie. Sprawy przesuwają się z historii do teraźniejszości. Jest bardzo wątpliwe, że wspomniane struktury łatwo rezygnują z wcześniejszych zdobyczy, choćby z tych biednych naukowych „duszyczek”.
A teraz całkiem poważnie. W lustracji naukowców nie chodzi o to, aby wyrzucać z pracy Bogu ducha winnych naukowców. Chodzi o to, że stanowili oni i nadal stanowią zagrożenie dla rozwoju nauki i młodzieży akademickiej, którego należy się wreszcie pozbyć. Nawet fakt, czy dany agent bezpieki był wrednym donosicielem czy ofiarą łatwowierności nie ma tutaj większego znaczenia. Czy jego donosicielstwo miało związek z pracą naukową czy nie miało, też nie ma znaczenia. Podstawowe znaczenie ma fakt, że stanowi on zagrożenie, którego można skutecznie uniknąć jedynie wówczas, gdy się go odsunie od psucia nauki i młodzieży.
Ta argumentacja zapewne jest Senatowi UW znana, a mimo to nie przyjmuje jej do wiadomości albo uważa za podrzędną wobec argumentacji forsowanej przez siebie. W tym celu posługuje się mało przekonywującymi wybiegami prawniczymi „natury prawno-konstytucyjnej”. Tak oto Senat przekracza linię dzielącą krytykę ustawy lustracyjnej od sabotowania procesu lustracyjnego w ogóle. Ignoruje przy tym zasadniczy problem, że stając w obronie uniwersyteckich agentów SB gotów jest zaprzepaścić lustrację wszystkich, którzy wykonują funkcje zaufania publicznego, a przy okazji – żywotny interes publiczny.
Nie powinno nikogo zdziwić, jeśli szeroka opinia publiczna znajdzie w omawianej uchwale władzy Uniwersytetu Warszawskiego taki mniej więcej, niepisany przekaz: my agenci bezpieki wraz z naszymi wychowankami i sympatykami stanowimy większość w Senacie Uniwersytetu Warszawskiego. A to oznacza, że rządzimy całą społecznością uniwersytetu. Przekazu tego nie osłabi sprowadzenie zastrzeżeń przeciw lustracji do „natury prawno-konstytucyjnej” ani przekonanie, że obecną ustawę należy znowelizować, a przynajmniej zawiesić jej wykonanie do „czasu rozstrzygnięcia jej zgodności z konstytucją”. Każdy taki sprzeciw jest podobnie opakowany i przystrojony.
Nic nie przekreśli faktu, że sprzeciw ten wypływa od osób zainteresowanych utrąceniem lustracji. Gdyby chociaż agenci SB na czas głosowania nad ustawą wyszli z sali Senatu ! Wtedy, być może, wynik głosowania nad omawianą uchwałą byłby inny.

Artur Śliwiński


adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=379