www.nfa.pl/

:: Aby żarówka zaświeciła
Artykuł dodany przez: nfa (2006-07-05 04:49:28)


Józef Magoński

Aby żarówka zaświeciła


W końcówce maja 2006 r w polskiej edycji Newsweeka ukazał sie Artukul Prof. Płoszajskiego zatytułowany: "Żarówka dobra, tylko nie świeci". Artykuł zawiera kilka bardzo trafnych opinii o środowisku akademickim w Polsce, np. opinie o potrzebie dopływu "świeżej krwi" do naszych uczelni, czy opinie o wyższości kredy nad rzutnikiem. Tę wyższość należy oczywiście rozumieć nie jako coś co jest uniwersalnie i zawsze prawdziwe, ale w ten sposób, że w wielu przypadkach zapis niektórych rozwiązań na tablicy lepiej trafia do studentów niż najefektowniej nawet przygotowane prezentacje multimedialne. W artykule zabrakło mi poruszenia kilku istotnych spraw, które uważam za niezwykle ważne, aby nasza żarówka rzeczywiście zaświeciła i o nich wspomnę w głównej części tego komentarza. Niewątpliwie trafna jest (poruszona zresztą wcześniej przez J. Wieczorka i C. Wojcika na portalu NFA) opinia dotycząca negatywnego wpływu tzw. chowu wsobnego na polskich uczelniach. W tym kontekście moją uwagę zwróciło dostrzeżenie znaczenia tzw. czasowego zatrudniania wykładowców z innych ośrodków akademickich na etatach typu Visiting Professor lub Visiting Lecturer. Uczelnie amerykańskie wybierając tych "czasowych" wykładowców mają jak myślę swój ściśle określony interes. To nie jest tak, że tylko ten Visiting Professor ma okazję zdobyć większe doświadczenie. W końcu to uczelnia sama dobiera sobie tego czasowego pracownika, a wybiera go kierując się różnymi względami, np. aby zapoznać się z niektórymi jego koncepcjami dydaktycznymi i w przyszłości zapoczątkować u siebie podobne zajęcia. Zastanawiałem się kiedyś jakie względy zadecydowały o tym, że CWU podpisał ze mną kontrakt na rok akademicki 2005/2006. Wprawdzie zostałem zaplanowany do prowadzenia zajęć z Chemii Ogólnej oraz w celu "załatania chwilowej dziury" dydaktycznej z Chemii Organicznej, to jednak moją uwagę zwróciła łatwość z jaką przyznano mi prowadzenie zupełnie nowego w CWU wykładu. Mam tu na myśli wykład dla graduate students zatytułowany 'Physical and chemical aspects of energy conversion". Była to ulepszona i wzbogacona o środki audiowizualne wersja wykładu jaki prowadziłem kiedyś gościnnie na Politechnice Gdańskiej. Dodatkowo moją uwagę zwrócił fakt, iż jak na na stosunkowo mały Zakład Chemii, wykład ten wybrali prawie wszyscy magistranci i na dodatek jeszcze dwóch stałych pracowników naukowych CWU. Korzyść była niewątpliwie obustronna, ale mam powody aby przypuszczać, że zaoferowanie mi tego wykładu nie było przypadkowe. Wymianę doświadczeń w układzie ośrodek akademicki - wykładowca z zewnątrz uważam za rodzaj aktywności, który z definicji powinien być korzystny dla obu stron i z tego powodu myślę, że jest on wart rozpowszechnienia w Polsce.

Najważniejsza refleksja jaka nasunęła mi się po przeczytaniu artykułu Prof. Płoszajskiego dotyczy jednak tego czego tam nie znalazłem, a co moim zdaniem ma kolosalne znaczenie w kwestii tej naszej żarówki. Chodzi o kryteria, w oparciu o które podejmuje się decyzje o awansie naukowym pracownika naukowo-dydaktycznego. Fundamentalny i odwieczny problem naszych uczelni wynika z zatrudnienia w przeszłości wielu osób, które zupełnie nie interesowały się obraną dziedziną, ale ulepiły sobie ciepłe posadki dzięki różnorodnym zasługom pozanaukowym. Nierzadko były to mniej lub bardziej zakamuflowane zasługi polityczne, innym razem były to osiągnięcia w pracy typowo administracyjnej. Zarówno jedne, jak i drugie umożliwiły, co jest pewnym kuriozum, zdobycie wysokich tytułów naukowych ! Dalszy rozwój postępował już samorzutnie i na tym polega znaczna część problemu. Osoby takie nie mając praktycznie żadnej konkurencji, ale też nie mając żadnych ciekawych koncepcji, a mając już pod opieką pewną grupę młodzieży, ciągnęły za sobą tabuny magistrantów czy doktorantów. Kierunek tych działań był taki sam jak poprzednio, czyli nijaki. Młodzież rozdmuchiwała balony, najpierw habilitantowi, potem już profesorowi, a sama się najzwyczajniej marnowała ponieważ zajmowała się rozwijaniem pomysłów nijakiego szefa. Jedynym zmartwieniem takiego profesora było to, aby takie nijakie prace dobrze "sprzedać". Zadbać o to, aby przyznano grant, aby z tego wycisnąć jak najwiekszą ilość publikacji. W tym celu w naszym środowisku naukowym potworzyły się przedziwne towarzystwa wzajemnej adoracji, które odgrywały i wciąż odgrywają wręcz decydującą rolę w jego "uprawianiu". Niestety inaczej tego nazwać nie można. Wiele tytułów naukowych przyznano właśnie za tematy nijakie i realizowane zwykle na miernym poziomie. I nic z tego, że pojawiło się wiele uwag krytycznych dotyczących sposobu zatwierdzenia habilitacji, czy w ogóle celowości samej habilitacji. Kandydat, w celu bezpiecznego przejścia całego procesu koncentrował się bowiem bardziej na tym jak skutecznie ominąć wszelkie niebezpieczeństwa niż na wykonaniu rewelacyjnej pracy. Najlepiej bylo "popełnić" taką habilitację, którą charakteryzowałaby się podlizywaniem przyszłym recenzentom, a w szczególności temu głównemu, który rozdawał karty w tej samej dziedzinie. Jeżeli habilitant miał ambicje wykonania pracy przełomowej, to musiał w niej wyrazić autentycznie własną opinię. Taka opinia zazwyczaj musiała naruszyć "dobre imię" rozdającego karty, więc nagroda Centralnej Komisji bywała już z góry ustalona i wiadoma jaka. Zjawisko, o którym tu piszę jest niczym innym jak tym, które jest nam tak dobrze znane z wojska. Tak! Ja mam na myśli dokładnie ten sam efekt. To EFEKT FALI i nie udawajmy, że jest inaczej. Ci, którzy już są po habilitacji siedzą już cicho. Boją się stanąć w obronie słusznej sprawy, bo przecież nad nimi cały czas wisi ten sam bat rozdającego karty, albo ryzyko popsucia dobrych układów. Jeżeli odważą się na jakakolwiek krytyke, to oberwie im sie przy najblizszej okazji wlasnego "awansu". Cała ta machina zła wyeksportowała wielu wartościowych ludzi ze środowiska naukowego w Polsce. Jedni wyjechali za granicę, inni zajęli się przysłowiową "pietruszką", a jeszcze inni trafili do zakładów psychiatrycznych. Warto by się kiedyś tym problemem zająć, bo nawet ten ostatni przypadek nie dotyczy bynajmniej jednostek. Wielu z tych wyeksportowanych nigdy nie dano szansy na rozwój naukowy poprzez blokowanie dostępu do sprzętu choćby średniej klasy oraz poprzez notoryczne zaniżanie ocen grantów KBN w taki sposob, aby zawsze zabrakło tyle ile trzeba, czyli jednego punktu. Po dłuższej nieobecności w środowisku naukowym i przy wiadomo jakim nastawieniu decydentów tego środowiska, nie ma praktycznie żadnych szans, aby ci ludzie zdecydowali się na powrót. Ostatnio pojawiła się przynęta (w postaci dwukrotnej pensji) dla powracających do Polski naukowców, ale wątpię czy chociaż pięciu w ciągu roku da się na to nabrać. Pomijając fakt, że ta dwukrotna pensja jest w dalszym ciągu kilkakronie mniejsza od pensji przeciętnego nauczyciela akademickiego w USA, problem polega na tym, aby umożliwić nieskrępowany dostęp do sprzętu odpowiedniej klasy i zapewnić przyzwoite środki na prowadzenie badań. Jeżeli taki powracający będzie musiał być na łasce źle życzących mu mamutów nauki polskiej to żadna (nawet pięciokrotnie wyższa) pensja nie zachęci go do powrotu.

Co proponuję?
1. Zdecydowanie oddzielić stanowiska naukowe od stanowisk administracyjnych.
Uzasadnienie: Świetni naukowcy po osiągnięciu stanowiska administracyjnego typu dziekan, rektor marnują się (jako naukowcy), natomiast świetni organizatorzy, którym przyznano tytuł profesora tytularnego z dziedziny, w której tak naprawdę niewiele znaczą zwykle marnują środki pieniężne podejmując się tematów nijakich. Psują naukę i przy okazji swoich następców wywołując w ten sposób lawinę efektów negatywnych.

2. Podpisywać np. na 5 lat kontrakty z zatrudnionymi na stanowiskach profesora przyznawanego przez zainteresowana uczelnie. Bezpośrednio za takim kontraktem powinny iść pewne środki pieniężne na rozpoczęcie działalności. Resztę środków pozostawić do wypracowania.
Uzasadnienie: Rozpoczynający działalność naukową profesor nie może być w swych poczynaniach uzależniony od osób, z którymi swoimi publikacjami wchodzi w konflikt interesów. Jeżeli osoby takie będą decydowały o przyznaniu mu środków, to jest oczywiste, że stosunkowo szybko zostanie wyautowany. Otrzymując na początku pewne przyzwoite środki otrzymuje szansę. Kontrakt krótszy wydaje się być bezcelowy, gdyż nie pozwoli na rzetelną ocenę efektów za ostatni okres pracy.

3. W ocenie działalności premiować w sposób szczególny tych, którzy wyróżniają się oryginalnością rozwiązań w nauce i technice, a przede wszystkim rozwiazaniami o charakterze aplikacyjnym jeżeli mają one wymiar osiągnięć na skalę światową lub przynajmniej europejską. Prace nijakie zaliczać jako "Ad Acta" i przyznawać za nie jedynie punkty bazowe.
Uzasadnienie: Tylko premiując prace oryginalne i ważne z punktu widzenia nauki lub techniki, a w szczególności wybitne prace o charakterze aplikacyjnym zatrzymamy w kraju kadrę na wysokim poziomie naukowym, a wyeliminujemy kadrę odwalającą pańszczyznę.

4. Nauczycieli akademickich wykazujących szczególne zamiłowanie do dydaktyki, lecz nie pasjonujących się badaniami naukowymi zatrudniać na etatach ściśle dydaktycznych nie przyznając im żadnych środków, chyba, że złożą ciekawą ofertę grantu i uzyskają akceptację uczelni bądź poza nią.
Uzasadnienie: Zdecydowanie warto wykorzystać ich umiejętności dydaktyczne ponieważ bardzo często okazują się oni nawet lepszymi nauczycielami niż "zapaleni" naukowcy.
Za celowe uważam, aby umożliwić przejście (po przedstawieniu jakiejś ciekawej koncepcji) ze stanowiska dydaktycznego na stanowisko naukowo-dydaktyczne i odwrotnie (w przypadku braku postępów w badaniach stricte naukowych).

5. Praca dydaktyczna powinna być oceniana głównie (przynajmniej w 80%) przez studentów, jednakże po odrzuceniu ocen skrajnych. Samo przetwarzanie danych powinno odbywać się przy wykorzystaniu komputerów, a wyniki przekazane (bezpośrednio po obliczeniu) kilku niezależnym stronom w tym ocenianemu.
Uzasadnienie: Nauczyciel akademicki jest dla studentów i jeżeli nie sprawdza się w tej roli to nie powinien pełnić tej funkcji. Takie postawienie sprawy pozwoliłoby uniknąć psychicznego znęcania się nad studentami przez niektórych wykładowców. W szczególności dotyczy to kierunków ścisłych. Opinie skrajne (wyrażone liczbami) należy odrzucić, aby wyeliminować możliwość celowego zaniżania ocen niewielką grupkę studentów. Tak ustawiony rynek od razu wymiotłby z naszych uczelni wszystkich "nauczycieli" o skłonnościach sadystycznych.

6. Pracownik naukowo-dydaktyczny, który utracił etat i nie podejmuje żadnej innej pracy powinien mieć zagwarantowaną pensję (np. w wysokości 75% poprzednich poborów) przez maksymalny okres np. dwóch lub trzech lat. Jeżeli w okresie tym będzie w stanie przygotować grant i uzyskać finansowanie, powinien mieć pełne prawo, aby na równych zasadach stanąć do konkursu na te samą lub inną uczelnię.
Uzasadnienie: Pracownik naukowy powinien mieć szansę na rozwijanie swoich zainteresowań nawet w warunkach utraty etatu. Stwarza to szanse na to, iż w okresie takim potrafi dokonać czegoś znaczącego, a nawet jeżeli nie, to w najgorszym przypadku nie "wypadnie" ze swojej dziedziny.

7. Ocena działalności naukowej powinna być oparta na wyraźnie określonych i wymiernych parametrach, w miarę możliwości jak najbardziej niezależnych od oceny subiektywnej. Po ustaleniu odpowiednio wysokiego progu odpada problem habilitacji. To właśnie odpowiednio ustalona (liczbowo) wartość dorobku byłaby jednym z podstawowych mierników tej oceny. To jest oddzielny problem nad którym należałoby sporo popracować, ale bez zrobienia tego kroku zawsze będziemy zdani na łaskę mamutów nauki polskiej zwłaszcza tych, którzy trafili do środowiska naukowego z desantu ukształtowanego politycznie. Jeżeli znajdzie się towarzystwo pragnące kultywować tradycje habilitacji to nie widzę powodu, aby w tym przeszkadzać, ale należy mieć świadomość, że habilitacja jako klasyczny przykład publikacji wtórnej powinna być punktowana jednym tylko punktem bazowym. Takie towarzystwo powinno samo sobie sfinansować całe przedsięwzięcie, a więc nie powinno sięgać do kieszeni podatnika. Każda taka praca habilitacyjna powinna być dostępna w internecie, aby umożliwić publiczną weryfikację jej wartości i opinie o tej pracy powinny być też dostępne. Rynek sam zweryfikuje czy istnienie takiego towarzystwa i ustanowienie tytułu dra hab. ma racje bytu, czy nie, a każdy pracownik naukowy sam oceni, czy przedkładanie pracy habilitacyjnej jest w jego interesie, czy nie jest.
Uzasadnienie: Należy zminimalizować wszelkie "okazje" do manipulowania oceną działalności naukowej.
Spełnienie podanych wyżej warunków uważam za podstawowy warunek umożliwiający powstanie "odpowiedniego napięcia". Jeżeli napięcie to będzie wystarczająco duże to jak wynika to z prawa Ohma, nawet pomimo znacznego oporu (aktualnych decydentów środowiska naukowego) żarówka się zaświeci.

Józef Magoński
Department of Chemistry
Central Washington University
Science Building # 207B
Ellensburg WA, 98926
USA
e-mail: magonskj@cwu.edu



adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=265