www.nfa.pl/

:: Przejrzystość przede wszystkim
Artykuł dodany przez: nfa (2005-12-29 03:18:18)

Marcin Brynda

 Przejrzystość przede wszystkim

W toczącej się ostatnio na NFA (i nie tylko) dyskusji o naprawie polskiej nauki, często pojawia się postulat przejrzystości, czy też ogólnie pojętej transparencji. Nie wdając się w polemikę z wieloma innymi propozycjami, które przedstawiane są na tym forum celem rozwiązania rodzimych problemów akademickich, przejrzystość wydaje się być jednym z najbardziej ważnych (jeśli nie najważniejszym) dezyderatów wskazywanych jako niezbędny warunek zdrowego funkcjonowania systemu polskiej nauki. Nie chodzi tu tylko o przejrzystość w zakresie publikacji naukowych konkretnych naukowców; chodzi także, a może przede wszystkim, o przejrzystość przyznawania grantów naukowych, przejrzystość organizowania konkursów na stanowiska akademickie, przejrzystość jakości zajęć dydaktycznych itd.. Analizując zasady takiej ogólnie pojętej przejrzystości na przykładzie dwóch odległych geograficznie, ale zbliżonych co do zasad funkcjonowania systemów naukowych, szwajcarskiego i amerykańskiego, warto jest wyciągnąć pewne wnioski, które mogą pomóc w wysiłkach podejmowanych celem uzdrowienia nauki w naszym kraju.

Przejrzystość publikacji naukowych

Ogólnie przyjętym standardem zewnętrznej przejrzystości jest, zarówno w Szwajcarii jak i w USA, zamieszczanie na stronach internetowych konkretnych profesorów, ilości opublikowanych publikacji naukowych; takie dane są często uzupełnione równoczesnym zaznaczeniem ogólnej liczby cytowań. Te informacje są w większości przypadków na bieżąco uaktualniane, tak aby np. studenci poszukujący miejsca na doktorat czy staż post-doktorski mogli, przynajmniej bardzo powierzchownie, ocenić dynamikę danej grupy naukowej. Jeśli przykładowo profesor X opublikował w ostatnim roku w danej dziedzinie 25 prac naukowych, a profesor Y tylko 4 prace, daje to już pewien obraz naukowych standardów jakie panują w danej grupie badawczej. Można sie oczywiście spierać czy dokonania naukowe profesora Y, który mógł opublikować tylko 4 prace, ale za to np. w bardzo prestiżowych wydawnictwach, są bardziej znaczące niż profesora X, który opublikował aż 25 prac, ale w wydawnictwach mało znaczących. Ale do oceny tego typu niuansów służą też umieszczane na stronach internetowych kompletne listy publikacji, z zaznaczeniem źródeł. Mogą to być np. listy najbardziej znaczących publikacji ułożone tematycznie albo listy publikacji z ostatniego roku lub semestru. Kolejnym, tym razem wewnętrznym standardem są publikowane przez konkretne departamenty, coroczne, kwantyfikowane listy publikacji, do których dostęp mają np. (w przypadku niektórych uczelni amerykańskich) tylko pracownicy departamentu, a w przypadku uczelni szwajcarskich, również osoby z poza uniwersytetu. Takie ilościowe listy publikacji, dają też szybką (bez potrzeby żmudnego ślęczenia nad przeszukiwarką baz danych, nie dla każdego zresztą dostępną) możliwość oceny jakości pracy kolegów z departamentu lub wydziału. W Polsce jeszcze nieczęsto spotyka się takie lokalne bazy danych na stronach internetowych uniwersytetów, czy konkretnych wydziałów. Oglądając ostatnio wyrywkowo strony internetowe polskich naukowców, daje się też zauważyć pewna patologia. Jest nią umieszczanie przez niektórych badaczy na listach swoich publikacji, artykułów, w których nie są oni autorami, ale jednym z autorów jest np. były doktorant albo student pracujący wcześniej w laboratorium umieszczającego taką listę. Jest to najzwyklejsza nieuczciwość i przywłaszczanie sobie naukowych dokonań kogoś innego, kto rozpoczął już swą własną, niezależną karierę naukową. Zasady publikacji jasno określają obligacje autorów pracy naukowej. Inna jest rola i kontrybucja głównego autora lub współautora, a zupełnie inna np. osoby, której udziela się tylko podziękowania za konkretnie wykonany pomiar lub obliczenie.

 Przejrzystość konkursów naukowych

Na temat organizacji naboru na pozycje naukowe w Polsce wiele już przelano atramentu na stronach NFA, warto więc przypomnieć jak wygląda analogiczny proces w Szwajcarii lub w USA. Konkursy na stanowiska samodzielnych pracowników naukowych lub profesorów są organizowane w sposób zupełnie jawny. Jawność jest obowiązkowym elementem takiej procedury od momentu podjęcia decyzji o otwarciu stanowiska, do momentu przyjęcia nowego pracownika. Podstawą organizacji konkursu jest selekcja jury, które jest generalnie dobierane w taki sposób, aby ścierały się w jego gronie różne interesy naukowe. Przykładowo na wydziale chemii, np. grupy badawcze związane z chemią organiczną delegują swoich przedstawicieli, którzy będą naciskali na poparcie kandydata o orientacji zbieżnej z interesami tej grupy, natomiast reprezentanci badaczy prowadzących badania w zakresie absorpcji optycznej, będą naciskali na przyjęcie kandydata specjalizującego się np. w spektroskopii laserowej. Taki konflikt interesów wbrew pozorom nie jest wcale zły dla uczelni. Wręcz odwrotnie, pomaga w doborze najlepszego kandydata, gdyż każdy aplikujący na stanowisko jest poddawany szczególnie krytycznej weryfikacji przez specjalistów z różnych dziedzin spokrewnionych z jego domeną badawczą. W USA wręcz standardem jest też konsultowanie osób spoza danej uczelni, a w szczególności byłych pracowników lub studentów ubiegającego się o pozycję kandydata. To daje możliwość oceny jakości jego kontaktów ze współpracownikami oraz przydatności do pracy zespołowej. Interesem każdego zatrudniającego departamentu jest aby potencjalny współpracownik mógł w przyszłości nie tylko dobrze prowadzić badania naukowe, ale także dbać o pomyślny rozwój danej placówki naukowej w harmonijnej współpracy z innymi jej pracownikami i administracją. Kolejnym etapem naboru jest organizowanie seminariów dla kandydatów na dane stanowisko naukowe w taki sposób, aby każdy (wstęp na takie seminaria jest otwarty) mógł osobiście ocenić każdego kandydata. Np. na uniwersytetach szwajcarskich jest zwyczajowo przyjęte organizowanie pięciu do dziesięciu seminariów skumulowanych na przestrzeni 2-3 dni, tak aby można było równolegle dokonać porównania przedstawiających swe programy naukowe kandydatów na to samo stanowisko. Oczywiście nawet takie reguły stawiające na pełną transparencję, nie chronią przed patologiami. Francja na przykład zmaga się od lat z plagą tzw. "ustawiania stanowisk". Wśród francuskich doktorantów lub świeżo upieczonych doktorów ogólnie przyjętą zasadą jest, że nie składa się dokumentów w konkursach, w których startują lokalni kandydaci. W wielu przypadkach te konkursy są z góry przygotowane tak, aby przyjąć wcześniej umówionego kandydata z organizującego konkurs departamentu. Ale system francuski jest głęboko skomunizowany i jak pokazały nie tak dawne turbulencje, które przechodził, chyba nie stamtąd powinniśmy czerpać wzory.

 Przejrzystość funduszy

Większość profesorów w USA, umieszcza na swoich stronach internetowych lub w zamieszczonych na nich CV, informacje o wysokości grantów naukowych jakimi dysponują i jakie zdobyli na badania w ostatnich latach. W Szwajcarii ten obszar nauki jest jeszcze bardziej zinstytucjonalizowany. Każdy może wejść na stronę internetową agencji SNSF (Swiss National Science Foundation) i po wpisaniu nazwiska konkretnego badacza otrzyma wyczerpujące dane co do tytułu projektu, wypłaconej przez SNSF sumy oraz merytorycznego opisu objętych grantem badań. Co ciekawsze, nie dotyczy to tylko profesorów pracujących w Szwajcarii, ale także np. studentów i pracowników naukowych wyjeżdżających na zagraniczne stypendia finansowane przez SNSF. Ktoś może oczywiście przytoczyć argument, że np. w USA przyjmuje się tych profesorów, którzy przynoszą uniwersytetowi największa ilość pieniędzy z grantów (uczelnia przywłaszcza sobie często znaczącą część grantu na finansowanie swego funkcjonowania), ale ilość i jakość zdobytych grantów też jest niewątpliwym wykładnikiem naukowej jakości kandydata. Zresztą nie dyskusja nad tym zagadnieniem jest tu tematem najważniejszym. Chodzi o przejrzystość w sensie dostępności informacji o przyznanych funduszach, co zresztą każdy może również (dzięki przejrzystości dostępu do naukowych publikacji beneficjentów takich grantów) skorelować z osiągnięciami i naukowym dorobkiem opłacanego przez instytucję badacza.

Przejrzystość przydatności dydaktycznej

Informacje o dydaktycznej przydatności profesora są przygotowywane poprzez system zbierania danych o nauczycielach akademickich nie tylko na podstawie ilości i jakości ich publikacji, aktywności naukowej i tzw. globalnego "impact factor", ale także przez ocenę samych studentów. W USA i w Szwajcarii, studenci oceniają nie tylko profesorów, ale również swoich asystentów i wykładowców poprzez corocznie rozprowadzane ankiety, w których punktuje się jakość wykładów, "dostępność" profesorów (tzn. dyspozycyjność względem studentów, którym przecież w pewnym sensie służą, w sferze możliwości zadawania pytań na temat wykładu), ich wysiłek celem zainteresowania studentów wykładanym tematem, itp.

Transparencja w rodzimej nauce

Ponieważ w Polsce przejrzystość naukowa jest jeszcze w powijakach, i nie zanosi się na to aby w tym temacie nastąpiły w najbliższym czasie jakieś rewolucyjne zmiany, może warto zastanowić się w ramach NFA nad jakąś społeczną inicjatywą, która pomogłaby w zmianie tej sytuacji. Jak zresztą pokazuje sama historia NFA, dzięki niezmożonej energii kilku zapaleńców (a raczej gwoli sprawiedliwości, jednego zapaleńca) tego typu inicjatywy oddolne nie tylko, że wywierają spory impakt społeczny, to w zasadzie jako jedyne mają szanse powodzenia. Jedną z takich potencjalnych inicjatyw może być np. idea podobna do tej jaka przyświecała powstaniu globalnej encyklopedii internetowej WIKIPEDIA. Założenie strony, którą mogliby edytować podłączający sie do niej internauci, pozwoliłoby na stworzenie nieodpłatnej, ogólnodostępnej bazy danych, w której pojawiałby się dorobek naukowy polskich naukowców. Ci naukowcy, którzy chcieliby umieścić tam swoje publikacje sami, mogliby to zrobić w ciągu kilku minut załączając np. tekstowy plik zawierający listę swoich naukowych artykułów. Dorobek naukowy tych, którzy z jakichś powodów go ukrywają, mogliby zamieszczać za nich (i co najważniejsze bez zgody samych zainteresowanych) inni z ich otoczenia. Oczywiście taka baza danych musiałaby mieć administratora, który dbałby o to aby umieszczane tam informacje ograniczały się tylko i wyłącznie do faktograficznie przedstawianego dorobku naukowego, a nie zawierały innych nieistotnych w temacie treści lub prywatnych dywagacji i ocen. Być może warto również zastanowić nad akcją promowania (np. w formie listów wysyłanych do uczelnianych dziekanatów i rektoratów) idei umieszczania naukowego dorobku profesorów na stronach internetowych uczelni. Takie inicjatywy mogłyby stać się inicjatorami szerszej akcji udostępniania dorobku naukowego polskiej społeczności akademickiej szerokiej rzeszy zainteresowanych. Na zakończenie chciałbym tylko dodać, że przedstawione tu propozycje są tylko swego rodzaju kanwą do szerszej dyskusji, która mam nadzieję zaowocuje dziesiątkami innych pomysłów na to jak zrobić aby naukowa transparencja stała się w Polsce normą. Do takiej dyskusji oraz mocy nowych pomysłów i inicjatyw w nadchodzącym roku 2006 serdecznie namawiam czytelników witryny NFA.

Marcin Brynda




adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=152