www.nfa.pl/

:: O lepszą efektywność polskiej nauki i szkolnictwa wyższego
Artykuł dodany przez: admin (2004-11-21 09:01:04)

Józef Kalisz

O lepszą efektywność
polskiej nauki i szkolnictwa wyższego

Wstęp

Celem nauki jest jej rozwój. Wspinacze wysokogórscy w odpowiedzi na pytanie, dlaczego wspinają się na szczyty, odpowiadają "bo są". Podobnie naukowcy dążą do nowych odkryć, "bo są" do osiągnięcia. Nauka jest kreacją, w wielu przypadkach analogiczną do twórczości ludzi sztuki. Dlatego nie jest demokratyczna, lecz elitarna.
Podstawowymi warunkami pomyślnego rozwoju pracy naukowej są wolność poszukiwania i niezakłócony czas na myślenie. Stąd często praca wieczorami, w weekendy i na urlopach. Niekiedy "naukoholizm". Warto zacytować fragmenty wykładu "R&D in analog circuits: possibilities and needed suport", który wygłosił prof. Yannis P. Tsividis na otwarcie konferencji "European Solid-State Circuits Conference ESSCIRC'92" (Kopenhaga, 1992):

Conditions for creativity. To come up with really new ideas we need to put our feet up on the desk and think. Is there time to think today? Not in most cases. The best one can hope for is endlessly pushing keys on a keyboard in order to meet the deadlines. (...) If we could just stop for a moment and realize what it implies for the long run, we would really get worried. There is no technological future if we cannot invent. And to invent we need quiet, unhurried time to think.

Naukowiec mający czas na myślenie zazwyczaj uważa się za szczęściarza, bo spokojnie może powiedzieć, że skutecznie robi to, co go pasjonuje, a w dodatku jeszcze ktoś chce mu za to płacić. Czyż to nie wspaniałe?
Jest truizmem, że nauka i edukacja stanowią strategiczne podstawy rozwoju kraju. W oparciu o te fundamenty tworzy się nowoczesne technologie i konkurencyjny światowo przemysł, za którym idzie bogactwo i siła państwa. W Polsce nie ma kuwejckich złóż ropy naftowej i nie ma innej drogi rokującej perspektywiczny sukces dla Polski w UE. Nie wszyscy w Polsce mogą zostać handlowcami i menedżerami. Choć w latach 70-tych ubiegłego wieku w znakomitym kabarecie "Pod Egidą" Jan Pietrzak wyśmiewał slogan "Postawimy na naukę" z któregoś plenum KC, to dzisiaj już nie są żarty. Wystarczy prześledzić rozwój tak kiedyś ubogich krajów jak Finlandia i Irlandia, które głównie dzięki zdecydowanemu zainwestowaniu w naukę i edukację należą obecnie do czołówki europejskiej, jeśli chodzi o PKB na mieszkańca.

Poniżej omówione są niektóre problemy w polskiej nauce i przedstawione są propozycje określonych zmian. W szczególności dotyczy to:

sposobu oceny polskich osiągnięć naukowych jako środka do właściwej alokacji środków finansowych i do wprowadzenia zdrowej konkurencji w nauce;
zbędnych tytułów "belwederskich" i habilitacji;
rozpraw doktorskich;
udziału polskich naukowców pracujących za granicą w reformach polskiej nauki;
kształcenia za granicą;
niektórych aspektów funkcjonowania uczelni wyższych.

Autor jest profesorem tytularnym od 1982 roku, z dorobkiem naukowym przedstawionym na stronie http://elka.wel.wat.edu.pl/~jkalisz/kalisz.htm. Nie pretenduję do nieomylności i kompletności w poniższym tekście, któremu na pewno można wiele zarzucić. Zaznaczam również, że tekst ten wyraża wyłącznie moje osobiste poglądy, podyktowane troską o jak najlepszy rozwój polskiej nauki. W połączeniu z innymi, również lepszymi propozycjami, które mogą przedstawić inni naukowcy, być może uda się przekroczyć próg "masy krytycznej" w celu podjęcia odpowiednich decyzji ustawowych i administracyjnych oraz ustanowienia zdrowych norm i reguł postępowania w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym.
Niniejszy tekst jest adresowany do tych pracowników naukowych (zarówno w jednostkach badawczych i uczelniach jak i w organach rządowych), którzy widzą potrzebę istotnych reform w organizacji polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Autor apeluje do polskich naukowców o formułowanie własnych propozycji dotyczących reform w polskiej nauce i umieszczanie ich na osobistych stronach internetowych w macierzystych jednostkach naukowych. Publikujmy wzajemnie linki do tych stron. Może uda się wypracować pewne wspólne stanowisko?



Polskie osiągnięcia naukowe

Nie dysponujemy pełną wiedzą o stanie polskiej nauki, w szczególności o osiągnięciach badawczych polskich naukowców. W odniesieniu do jednostek badawczych istnieje już - choć niedoskonały - system oceny parametrycznej (SOP) wprowadzony przez Komitet Badań Naukowych (www.kbn.gov.pl/finauki98/lista/index.html). Jest on oparty na ankietach wypełnianych przez oceniane jednostki i prezentujących w określonych kategoriach dorobek naukowy jednostek. Na tej podstawie określa się wysokość finansowania jednostek, w szczególności w ramach PBS (Projekty Badawcze Statutowe). Szkoda jednak, że w różnych zespołach danej dyscypliny i w różnych dyscyplinach danej dziedziny (np. nauk technicznych) stosuje się różne kryteria i miary oceny. To wymagałoby ujednolicenia.
Jak wiadomo, "diabeł tkwi w szczegółach". Do kierowania tematami PBS powinni być uprawnieni wyłącznie pracownicy naukowi od stopnia doktora wzwyż. Należałoby wprowadzić dość oczywistą zasadę, że wszyscy samodzielni pracownicy naukowi w danej jednostce powinni kierować określonymi tematami PBS. Dotyczy to profesorów zarówno tytularnych jak i mianowanych na stanowiska profesorskie. Nienormalne są sytuacje, gdy w danej jednostce tematami PBS kierują doktorzy, a nie kierują nimi profesorowie.
Podział funduszy w jednostce powinien być jawny i decydująco zależeć od dorobku naukowego kierowników PBS (czyli od ich pozycji w rankingu, o którym jest mowa dalej) i ich zespołów badawczych. Stosowne kryteria i procedury tego podziału, oparte na zasadzie "naukowcy o największych osiągnięciach otrzymują najwięcej", powinny być określone przez Ministerstwo Nauki i Informatyzacji dla każdej dziedziny nauki. W ten sposób można by ograniczyć arbitralne dzielenie funduszy przez kierowników jednostek, co prowadzi do niepotrzebnych zadrażnień. Słabsze zespoły badawcze też powinny być wspierane (jak mówią Rosjanie, "drugije cypliata toże chotiat kliwat' "), ale nie na zasadzie corocznego, pseudodemokratycznego przydziału. Finansowanie zespołów badawczych o miernych osiągnięciach naukowych powinno być - przy braku postępu - z roku na rok ograniczane, aż do całkowitej likwidacji włącznie.
Ponieważ celem SOP jest globalna ocena jednostek badawczych, więc nie umożliwia on identyfikacji najlepszych naukowców i skutecznie zamazuje niewielką aktywność naukową innych. Aby uzyskać informacje o indywidualnych osiągnięciach naukowych, trzeba zorganizować odrębny bank danych.
W coraz lepszym portalu internetowym nauki polskiej (http://nauka-polska.pl) warto by utworzyć elektroniczne formularze indywidualnego dorobku publikacyjnego (na przykład od 1980 roku) dla wszystkich dziedzin nauki i udostępnić je do wypełnienia wszystkim polskim pracownikom naukowym w kraju i za granicą. Uzyskane dane byłyby umieszczane w rekordach bazy "Ludzie nauki". Dzięki temu dorobek polskich naukowców stałby się jawny i możliwy do szczegółowego przejrzenia w Internecie przez każdego. Natomiast wprowadzenie i modyfikacja indywidualnego formularza (rekordu) wymagałoby indywidualnego logowania, definiowanego przez autora i komputer portalu przed pierwszym zapisem rekordu do bazy przez Internet. Wpisanie się do bazy dorobku należałoby traktować jako prestiżowe i w zasadzie obowiązkowe. Trzeba by przyjąć zasadę, że ci pracownicy nauki, którzy nie opublikowali wykazu swego dorobku w bazie, nie powinni pełnić funkcji kierowniczych w organizacjach i jednostkach naukowych oraz w uczelniach wyższych. Niespełnienie tego warunku powinno skutkować obniżeniem oceny SOP i finansowania danej jednostki oraz jej prestiżu.
W bazie "Ludzie nauki" należałoby także umieścić linki do własnych stron internetowych ludzi nauki (w ich macierzystych instytucjach) oraz koniecznie ich służbowe adresy poczty elektronicznej i numery telefoniczne.

,

Ocena osiągnięć naukowych

Trzeba podjąć działania, aby ograniczyć i docelowo wyeliminować nagminnie spotykane w Polsce pozoranctwo naukowe. Głęboką troskę budzi sztuczne rozdymanie dorobku publikacyjnego, nierzadko występujące przed wszelkiego rodzaju awansami naukowymi: zbyt liczne, praktycznie nie recenzowane referaty na środowiskowych konferencjach krajowych, takież artykuły w wewnętrznych periodykach uczelnianych lub instytutowych (czasem "dla zmyłki" o anglojęzycznych tytułach), powtarzanie tych samych treści w różnych, czasem licznych publikacjach o zmienionych tytułach, "monografie" wydawane przez uczelniane oficyny wydawnicze o praktycznie zerowym zasięgu czytelnictwa i podobnej użyteczności, a jednocześnie brak publikacji z czasopism i konferencji międzynarodowych o uznanym prestiżu. Nieliczne periodyki i konferencje krajowe o znaczącej randze naukowej generalnie nie zmieniają tej sytuacji. Nierzadko płytkości dorobku publikacyjnego usiłuje się nadawać etykiety doniosłości. W niektórych przypadkach jest to niemal teatr, w którym na niby poważne role grają zarówno kandydat na awans, jak i recenzenci oraz głosujący i popierający wniosek. Zdarzają się również żenujące przepychanki. Ustawowe wymagania "znaczącego dorobku" okazują się w praktyce niezwykle rozciągliwe.
Aby uzdrowić ten chory stan rzeczy trzeba wprowadzić pewne obiektywne miary oceny dorobku naukowego i wykorzystać je do ustanowienia rygorystycznych progów dla awansów naukowych.
Dysponując komputerową bazą indywidualnego dorobku ludzi nauki, można by podjąć taką próbę oceny, choć niełatwo jest oceniać dorobek naukowy. Nie istnieje idealny, czy choćby dobry system oceny osiągnięć naukowych.
Znaną, zgrubną miarą osiągnięć naukowych jest liczba publikacji w prestiżowych czasopismach naukowych o zasięgu światowym, czyli z tzw. "listy filadelfijskiej" (LF), dostępnej w Internecie na stronie Thomson Institute for Scientific Information (ISI): www.isinet.com/journals/. Aby ocenić "wartość" czasopisma można wykorzystać wyniki uzyskane z Journal Citation Reports i miarę Impact Factor. Popularną miarą osiągnięć jest liczba cytowań (Science Citation Index (Expanded)), dostępna na platformie ISI Web of Science i krytycznie opisana przez prof. Andrzeja K. Wróblewskiego (www.kbn.gov.pl/pub/kbn/sn/archiwum/9602/wrobel.html). Do oceny naukowców bywają również stosowane kryteria rynkowe, a w szczególności liczba i wielkość funduszy, które udaje im się zdobyć w formie grantów i innych donacji do finansowania badań.
Gotowym do wykorzystania narzędziem rankingowym jest baza ESI (Essential Science Indicators) oferowana przez ISI (www.isinet.com/products/evaltools/esi/) na platformie ISI Web of Knowledge (www.isiwebofknowledge.com). W określonej dziedzinie nauki ESI umożliwia łatwą generację rankingów naukowców, instytucji, krajów i czasopism w oparciu o liczbę artykułów opublikowanych w czasopismach z LF i ich cytowań. Ilustruje to przykład pokazany na następnej stronie.


Warto również przytoczyć przykład zastosowania rankingu ESI, podany na stronie www.isinet.com/rsg/esi/:

Challenge: The Rector of a large German University wants to allocate a new source of research funding where it will have the biggest positive impact on the University's scientific standing.
Application: Essential Science Indicators makes it possible for the Rector to compare the research performance of its departments with other universities. Funding is then allocated to the departments that are showing the greatest potential in their field, leading to greater scientific successes for the university.

Ministerstwo Nauki i Informatyzacji powinno zapewnić centralne finansowanie licencji na dostęp do ISI Web of Knowledge dla wybranej grupy najlepszych (elitarnych) polskich uczelni i jednostek badawczych, to znaczy o najwyższych pozycjach w ESI i SOP.

W oparciu o krajową bazę dorobku w portalu nauki polskiej można by również zorganizować komputerowy system oceny dorobku (SOD), który umożliwiłby utworzenie rankingu polskich naukowców. SOD mógłby operować punktacją opartą głównie na liczbach generowanych przez ranking ESI, a także na liczbie publikacji w czasopismach spoza LF (lecz ujętych na liście SOP), liczbie książek naukowych, opublikowanych przez określone krajowe i zagraniczne wydawnictwa, oraz liczbie referatów na znanych konferencjach.
Miary SOD powinny być ustalone odrębnie dla każdej dziedziny naukowej, gdyż nie można jednakowo traktować na przykład nauk technicznych, społecznych i humanistycznych. Wynikające stąd niedoskonałości nie są groźne, bo w istocie najbardziej potrzebne są rankingi w obrębie jednej dziedziny lub dyscypliny z osobna. Tym niemniej oceny w różnych dziedzinach powinny być odpowiednio zindywidualizowane, gdyż produktywność publikacyjna jako wyłączna miara oceny może niekiedy prowadzić do fałszywych wniosków.
Waga wystąpień na znanych konferencjach międzynarodowych powinna być ok. 3-krotnie niższa niż publikacji z LF, a na polskojęzycznych konferencjach krajowych (tylko z drukowanymi materiałami konferencyjnymi) ok. 10-krotnie niższa. Wiadomo bowiem, że na tych ostatnich zwyczajowa "poprzeczka" jest ustawiana znacznie niżej niż na konferencjach międzynarodowych o uznanym prestiżu. Prawdziwe ostrogi zdobywa się dopiero w wyścigach międzynarodowych.
Liczba punktów i wynikająca stąd kolejność na liście byłaby bieżąco modyfikowana przez komputer sortujący automatycznie bazę rankingową. W ten sposób można by utworzyć w miarę obiektywne i stale aktualne rankingi polskich naukowców w obrębie poszczególnych dyscyplin naukowych, a nawet w skali kraju. Pozycja w rankingu powinna być uwzględniana przy ocenie projektów badawczych, doborze recenzentów i konsultantów w Ministerstwie Nauki i innych gremiach, przy obsadzie stanowisk kierowniczych w nauce, a także przy awansach i podwyżkach płacowych. W szczególności dotyczy to wyborów na stanowiska i do ciał kolegialnych, decydujących o sprawach naukowych. Uprawnieni do kandydowania powinni być wyłącznie najlepsi naukowcy w danym środowisku, specjalności czy dyscyplinie. Do tego celu ranking naukowców jest niezbędny. Na przykład, jeśli jest stu potencjalnych kandydatów, a trzeba wybrać pięciu, to lista kandydatów w wyborach powinna być ograniczona do dwudziestu najlepszych.
Trzeba utworzyć formalne zasady stanowiące, że przy obsadzie stanowisk kierowniczych w jednostkach naukowych powinny być preferowane osoby o największych osiągnięciach naukowych (lecz poniżej pewnej granicy wiekowej). Szef powinien mieć większe osiągnięcia i prestiż naukowy niż podwładni, a nie odwrotnie. Trzeba jednak zaznaczyć, że są kierownicy, którzy choć nie spełniają tego kryterium, lecz z dużym zaangażowaniem i skutecznie pełnią swoje funkcje.
Można by zacząć od wprowadzenia lokalnych rankingów naukowców w uczelniach i jednostkach badawczych, lecz stosowny program komputerowy i kryteria powinny być wspólne dla wszystkich w Polsce i dostępne w portalu nauki polskiej. W ten sposób można by przyśpieszyć rozwój zdrowej konkurencji w środowiskach naukowych.
Trzeba również utworzyć mechanizm do wyszukiwania i wspierania najlepiej rokujących młodych naukowców, którym z natury rzeczy trudno się przebić na czoło rankingu. Mogą to być m.in. specjalne granty (rektorskie i ministerialne) przyznawane po doktoratach uzyskanych z wyróżnieniem. Z drugiej strony, trzeba ustawowo określić wymagania, które powinny być spełnione dla wyróżnienia doktoratu. Obecnie stosowane kryteria są bowiem mało precyzyjne, zbyt rozciągliwe i nierzadko skutkują wyróżnieniami również dla miernych doktoratów. Dość oczywistym, minimalnym kryterium wyróżnienia doktoratu powinna być pewna liczba znaczących publikacji, na przykład co najmniej dwu z LF, z nazwiskiem doktoranta na pierwszym miejscu listy autorów.
"Demokratyczne wybory" w nauce to często tylko piękna idea. Większość głosujących nie zna dorobku naukowego kandydatów, a ponieważ w Polsce tę większość stanowią zazwyczaj osoby o niewielkim dorobku, więc w głosowaniu zwraca się głównie uwagę, aby był to kandydat możliwie łagodny w ocenach - czytaj podatny na sugestie znajomych królika. Jeśli kandydatury przedstawia przewodniczący, a Rada Naukowa "opiniuje" w głosowaniu jawnym, to wynik zazwyczaj jest z góry wiadomy.
Obecnie stosowane "demokratyczne wybory" do niektórych gremiów naukowych (np. w KBN) w praktyce wyglądają tak, że wyborcy często nie znają nie tylko dorobku, ale nawet nazwisk i macierzystych jednostek naukowych proponowanych kandydatów. Jest to wynikiem zabiegów lobbystycznych i uzgodnionych rekomendacji między podobnymi wydziałami różnych uczelni w celu wyboru "przychylnych" kandydatów. "Wybory" bywają również uzupełniane arbitralną kooptacją. Punktacja rankingowa i prawdziwie demokratyczne procedury pozwoliłyby uzdrowić tę sytuację.
Trzeba jednak zauważyć, że omawiane wyżej rankingi nie są zbyt często stosowane w krajach zachodnich o dobrze ukształtowanych procedurach, tradycji i kulturze w działalności naukowej (wyjątek stanowi baza ESI) . Na przykład w USA najważniejsze, strategiczne decyzje na uczelniach zazwyczaj podejmuje rada zarządzająca (Board of Trustees, Board of Regents), złożona z najwybitniejszych naukowców (np. noblistów) i ludzi o wysokim autorytecie społecznym. W oparciu o zasady konkurencji kształtowane są reguły oceny działalności naukowej i dydaktycznej oraz polityka personalna. Do najwyżej cenionych pryncypiów - oprócz osiągnięć naukowych - należą uczciwość, autorytet i uznanie środowiska. Również w Polsce trzeba dążyć do utworzenia takich zdrowych reguł i organizacji, niezależnie od systemów rankingowych.
W Polsce nierzadko ludzie mający osiągnięcia nie są popierani, lecz wywołują niechęć, zawiść, a nawet agresję. Są ludzie, którzy z pasją walczą z sukcesem innych i w tym osiągają sukcesy. Zdarzają się przypadki podszywania się pod sukcesy innych osób lub zespołów badawczych, bądź naciąganego firmowania tych sukcesów. Dlatego trzeba ustawowo "zapalić zielone światło" dla najlepszych naukowców. Nie daje to gwarancji braku negatywnych praktyk (nie da się ich uniknąć, gdyż wszyscy ludzie w znacznej mierze kierują się emocjami), lecz umożliwia ich istotne ograniczenie.
Informacje o dorobku publikacyjnym naukowców bez jego wartościowania i punktacji rankingowej można łatwo uzyskać w różnych bazach internetowych, ale wszystkie mają pewne ograniczenia. Na przykład w ogólnodostępnej bazie Ingenta (www.ingenta.com, opcje w advanced search) można łatwo przejrzeć częściowy dorobek publikacyjny również polskich naukowców.
Istnieją także bazy internetowe z obszernymi zbiorami publikacji w obrębie wybranych dziedzin nauki lub w zakresie zdefiniowanym przez bazę. Doskonałą wyszukiwarką publikacji naukowych jest Scirus (www.scirus.com/srsapp/). Znane wydawnictwo Elsevier udostępnia bazę ScienceDirect (www.sciencedirect.com), a angielski Institute of Physics swoją bazę czasopism (http://journals.iop.org/). Ta ostatnia umożliwia bezpłatne pełne wydruki artykułów z ostatniego miesiąca. Amerykański Institute of Electrical and Electronics Engineers (IEEE) zapewnia swym członkom bibliotekę cyfrową IEEE Xplore (http://ieeexplore.ieee.org/Xplore/DynWel.jsp), która umożliwia dostęp do pełnych tekstów publikacji w licznych czasopismach IEEE oraz referatów konferencyjnych od 1988 roku.

,


Zbędne tytuły "belwederskie" i habilitacje

Trzeba jak najszybciej zrezygnować z "belwederskich" tytułów profesorskich i habilitacji. Trzeba również rozwiązać niepotrzebną "Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów", przy całym szacunku dla tworzących ją profesorów. Są to przestarzałe i absolutnie zbędne procedury, nie stosowane ani w innych krajach europejskich ani w USA. Pracownicy naukowi powinni być powoływani na stanowiska profesorskie wyłącznie przez uczelnie wyższe (senaty), a więc w żadnych innych jednostkach naukowych.
Trzeba przywrócić właściwy sens słowu "profesor", które oznacza nauczyciela. Warkoczyki tytułów ("prof.zw.dr hab.inż.") są zbędne i są już odbierane jako nieco śmieszne. Wystarczy albo profesor (który rzecz prosta musi mieć doktorat) albo doktor.
Aby uniknąć masowego powoływania profesorów (których powinno być - wzorem amerykańskim - trzy stopnie), wystarczy wprowadzić wyraźne kryteria w postaci rozporządzenia do ustawy. Na przykład, adiunkt ("profesor pomocniczy") powinien mieć stopień doktora i związane z nim minimum dorobku publikacyjnego. Profesor nadzwyczajny powinien mieć dodatkowo co najmniej trzy publikacje z LF i co najmniej trzy obcojęzyczne referaty na prestiżowych konferencjach międzynarodowych lub jedną dodatkową publikację z LF (we wszystkich przypadkach ze swym nazwiskiem na pierwszym miejscu listy autorów, aby wyeliminować zjawisko "dopisywania"). Profesor zwyczajny powinien się wykazać dodatkowo co najmniej trzema publikacjami z LF (z pierwszym miejscem na liście autorów) i otrzymać pozytywne rekomendacje od dwu profesorów z uczelni zagranicznych.
Powyższe propozycje są oczywiście dyskusyjne, lecz powinna obowiązywać żelazna zasada: profesorowie (zwłaszcza o wyższej randze) muszą mieć wyraźny dorobek naukowy w skali międzynarodowej. Przy głosowaniach w procesie powoływania na stanowiska profesorskie również warto wykorzystać procedury amerykańskie. Zgodnie z nimi do głosowania na profesora danego stopnia są uprawnieni wyłącznie profesorowie tego stopnia i wyższego. A więc podczas głosowania na profesora nadzwyczajnego głosują tylko profesorowie nadzwyczajni i zwyczajni, a na zwyczajnego tylko zwyczajni.
Osobne problemy to zatrudnianie bezterminowe (w USA tenure), kontraktowe (non-tenure) i w częściowym wymiarze czasu (part-time), a także metody oceny i przepisy emerytalne dla nauczycieli akademickich. Procedury amerykańskie oczywiście nie są idealne (nothing is perfect in this poor world), a obszerne artykuły i wypowiedzi na te tematy można znaleźć na stronach stowarzyszenia American Association of University Professors (np. www.aaup.org/Issues/tenure/index.htm) oraz na łamach znanego tygodnika The Chronicle of Higher Education (np. http://chronicle.com/jobs/archive/tenuretrack.htm). I tym razem, zamiast boleśnie uczyć się na własnych błędach, warto skorzystać z doświadczenia innych.
Powyższe propozycje nie oznaczają potrzeby "lustracji profesorskiej", czyli odbierania tytułów. Ich obecni posiadacze powinni utrzymać stosowne tytuły zgodnie z nową ustawą.
Habilitacje stanowią w Polsce historyczny przeżytek. Nierzadko "osiągnięcia" opisywane w rozprawach habilitacyjnych nie nadają się do publikacji w prestiżowych czasopismach naukowych, "dorobek" jest naciągany, a pochwalne recenzje od zaprzyjaźnionych recenzentów są "rytualne". Podobne sytuacje zdarzają się również w niektórych wnioskach profesorskich.
Uchwalona w 2003 roku "nowa" ustawa o stopniach naukowych i tytule naukowym, jak również "prezydencki" projekt "prawa o szkolnictwie wyższym" niestety petryfikują stare zasady, umacniając Centralną Komisję i w pewnej mierze promując dalszy rozwój naukowego pozoranctwa (jak za PRLu: najważniejsza jest kontrola, mimo że nieefektywna).
Istnieje pilna potrzeba utworzenia radykalnie zmienionych ustaw o stopniach naukowych i o szkolnictwie wyższym. "Poselski" projekt ustawy o szkolnictwie wyższym jest lepszy niż "prezydencki", lecz też wymaga dalszych modyfikacji. Warto zapoznać się z doświadczeniami amerykańskimi, a w szczególności z dokumentem 1940 Statement of Principles on Academic Freedom and Tenure with 1970 Interpretive Comments, dostępnym na stronie www.aaup.org/statements/Redbook/1940stat.htm.
Gdyby nie udało się osiągnąć w parlamencie zgody na likwidację habilitacji i tytułów profesorskich oraz wprowadzenie zdrowej konkurencji (poprzez rankingi i procedury omawiane poprzednio), to należałoby zaproponować powołanie przez Ministra Edukacji Narodowej i Ministra Nauki jednej osoby z wąskiego grona najwybitniejszych polskich naukowców (w tym Polaków pracujących za granicą), czyli ze ścisłej czołówki krajowych rankingów ESI, jako przewodniczącego komisji (mniejsza o nazwę), która opracowałaby jeden rządowy projekt ustawy o szkolnictwie wyższym i stopniach naukowych. Przewodniczący powinien mieć zagwarantowane prawo doboru członków komisji ("rady mędrców") wyłącznie według własnego uznania, bez potrzeby jakiegokolwiek uzasadniania. Propozycje odnośnie do członków komisji i rozwiązań ustawodawczych mogłyby składać różne osoby i organizacje, ale w żadnym razie nie powinny być one wiążące dla przewodniczącego. W ten sposób można by znacznie ograniczyć naciski polityczne i środowiskowe (głównie konserwatywne) na tworzenie ustawy.


,

Rozprawy doktorskie

Poziom polskich rozpraw doktorskich (i habilitacyjnych) spada. Niekiedy prace te są w znacznej mierze przepisywane z cytowanych obcych źródeł (nawet żmudnie całe rozdziały!), co leży na granicy plagiatu. Często spotykany wkład autorów to m.in. liczne, kolorowe wykresy symulacyjne, łatwo generowane przez współczesne programy komputerowe. Czasem trudno odróżnić pracę doktorską od magisterskiej pracy dyplomowej.
Trzeba więc rozważyć wprowadzenie ustawowego warunku, aby uzyskanie stopnia doktorskiego było uzależnione od posiadania pewnego minimum dorobku publikacyjnego, na przykład przynajmniej jednej publikacji z LF lub trzech obcojęzycznych referatów wygłoszonych na konferencjach międzynarodowych (we wszystkich przypadkach z nazwiskiem doktoranta jako pierwszego autora). Tak się to robi w Finlandii. Tam rozprawa doktorska jest przedstawiana do recenzji jako manuskrypt przed decyzją Dziekana zezwalającą na druk. Oznacza to, że wydrukowana rozprawa uwzględnia już poprawki wynikające z recenzji. Obrona publiczna jest jednocześnie egzaminem doktorskim. Byłem niedawno jednym z takich recenzentów. Drugim recenzentem był profesor z Danii. Czy w Polsce nie powinny być wprowadzone podobne, racjonalne i obiektywne procedury? Na początek powoływanie recenzentów wyłącznie z innych uczelni lub jednostek badawczych?
Należy popierać (czyli uwzględniać w punktacji SOD i SOP) pisanie rozpraw doktorskich w języku angielskim i udostępnianie ich w Internecie w postaci plików PDF.


Reforma PAN

Byłoby celowe powrócić do znanej propozycji, aby Polska Akademia Nauk stała się honorową korporacją najwybitniejszych polskich uczonych, a nie trwała jako nieco zmurszała megaorganizacja badawcza, o rodowodzie z ZSRR. Nie trzeba dodawać, że mianowanie nowych członków przez korporację mogłoby dotyczyć wyłącznie osób ze ścisłej czołówki rankingów z różnych dziedzin nauki, bez ceremoniałów "wyłaniania kandydatów na członka", pochodzących z minionej epoki. Instytuty "PAN-owskie" powinny być oceniane i finansowane bezpośrednio przez Ministerstwo Nauki, w oparciu o te same kryteria SOP jak inne jednostki badawcze, zasilane z budżetu państwa.
Godna poparcia jest znana propozycja połączenia wybranych instytutów PAN w formie nowego uniwersytetu. Można też alternatywnie rozważyć włączenie pewnych instytutów PAN do stosownych wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego.


Czy w Polsce można zrobić karierę w nauce?

Ten nagłówek został zapożyczony z artykułu Danuty Zagrodzkiej, dostępnego w archiwum Gazety Wyborczej (http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,1680758.html). Przegląd olbrzymiej listy postów otrzymanych z całego świata w odpowiedzi na ten artykuł nie nastraja optymistycznie. Wnioski są zbieżne z propozycjami przedstawionymi w niniejszym tekście. "Karierę naukową" (zależy jeszcze jak się to rozumie) można w Polsce zrobić, ale jest to znacznie trudniejsze i znacznie mniej opłacalne niż w krajach zachodnich, zwłaszcza w USA. Dla Polski oznacza to po prostu drenaż najlepszych mózgów za granicę.


,

Naukowcy polscy za granicą

Warto by zaprosić do współpracy przy reformie polskiej nauki najlepszych polskich naukowców pracujących za granicą. Niektórzy z nich mogliby wrócić do Polski, choćby czasowo, gdyby zostali upewnieni, że ich wiedza i doświadczenie będą docenione i odpowiednio wykorzystane, m.in. do opracowania nowych aktów ustawodawczych. Jako nie uwikłani w polskie piekiełko, mogli by nawet objąć stanowiska w rządzie i jego organach, wprowadzając ożywczy zastrzyk "świeżej krwi".
Pilnej reformy wymagają zasady uznawania w Polsce stopni i tytułów naukowych uzyskanych za granicą. Obecnie obowiązujące zasady nostryfikacji (www.buwiwm.edu.pl/uzn/uznanie.htm) są absurdalne. Do tej pory nie ma na ten temat umowy z USA, choć w dalszym ciągu pozostaje w mocy umowa z ZSRR(!). Naukowiec z amerykańskim doktoratem podlega w Polsce postępowaniu nostryfikacyjnemu, które w skrajnym przypadku może oznaczać powtórzenie całego przewodu w Polsce, łącznie z egzaminami doktorskimi. A w jaki sposób naukowiec z USA, który tam uzyskał doktorat i ma wybitny dorobek naukowy, mógłby uzyskać w Polsce stopień doktora habilitowanego? Musiałby przedstawić rozprawę habilitacyjną i przejść całą procedurę. Jak wybitny profesor z zagranicy, nie mający habilitacji, mógłby uzyskać tytuł profesora w Polsce? Droga przez mękę. Przykłady te również wskazują na pilną potrzebę zmian przedstawionych poprzednio (Zbędne tytuły "belwederskie" i habilitacje).
Ustawa z dnia 28 sierpnia 2003 r. "o wypowiedzeniu Konwencji o wzajemnym uznawaniu równoważności dokumentów ukończenia szkół średnich, szkół średnich zawodowych i szkół wyższych, a także dokumentów o nadawaniu stopni i tytułów naukowych, sporządzonej w Pradze dnia 7 czerwca 1972 r." jakby nie skutkuje zmianą przepisów omawianych wyżej. Po prostu nowych przepisów nie ma.


Kształcenie za granicą

Trzeba jeszcze usilniej wspierać współpracę międzynarodową, nie tylko w odniesieniu do europejskich programów naukowych, ale również wymianę studentów (Erasmus) i studia doktoranckie za granicą. Zwłaszcza na te ostatnie należałoby znacząco zwiększyć liczbę stypendiów w oparciu o wszelkie możliwe środki (fundacje Prezydenta, PAN, Nauki, biznesowe i osób prywatnych).
W Niemczech do ułatwienia międzynarodowej wymiany akademickiej została powołana organizacja rządowa Deutsche Akademische Austausch Dienst - DAAD (www.daad.de/portrait/en/index.html). Dostęp do licznych linków i wielu cennych informacji zapewnia witryna www.daad.de/ausland/de/3.2.5.html. W Polsce również powinna powstać podobna organizacja.
Warto odwiedzić w Internecie witrynę http://cc.ee.ntu.edu.tw/~giee/faculty_e.htm, zawierającą wykaz 24 profesorów z dwu zespołów badawczych mikroelektroniki z Narodowego Uniwersytetu Tajwanu. Siedemnastu z nich uzyskało doktoraty na prestiżowych uniwersytetach amerykańskich, a jeden na Uniwersytecie Berlińskim. Przy takiej opiece państwa nad rozwojem kadry badawczej w najnowszych technologiach nie można się dziwić, że Tajwan jest jednym z przodujących technologicznie i najbogatszych państw na świecie!
Z drugiej strony, od profesora pewnej znanej polskiej politechniki usłyszałem pogląd, że lepiej nie wysyłać studentów na studia za granicę w ramach Erasmusa, gdyż "najlepsi mogą nie wrócić". Zdumiewające. Tak jakby ci najlepsi studenci nie mogli wyjechać z Polski po uzyskaniu dyplomu, ale z poczuciem zawodu, że wcześniej uniemożliwiono im lepszy rozwój i kontakty. Tacy absolwenci rzeczywiście mogą nie wrócić.



Uczelnie wyższe

Stopniowo trzeba wprowadzić wyłącznie płatne studia wyższe na uczelniach publicznych wraz z szeroko rozbudowanym systemem stypendialnym i kredytowym. W tym celu będzie potrzebna zmiana w Konstytucji RP. Powinna się ukształtować konkurencja na rynku studiów wyższych, jak również wewnątrz uczelni. Obecnie niektóre uczelnie (zwłaszcza prywatne) zapewniają po prostu "papierek" (dyplom) zamiast rzetelnej wiedzy. Nadmiernie duża liczba kilkuset "uczelni" w Polsce stanowi dziwaczne zjawisko w Unii Europejskiej. W oparciu o ranking SOP powinna zostać zidentyfikowana niewielka grupa uczelni elitarnych, które otrzymywałyby znacząco zwiększoną pomoc finansową od państwa.
Urynkowienie szkolnictwa wyższego spowodowałoby naturalną selekcję uczelni, radykalne reformy wielu zapyziałych struktur na uczelniach i odpowiednią selekcję kadr, czego efektem powinien być lepszy poziom kształcenia i większe zaangażowanie studentów w zdobywanie wiedzy jako kapitału życiowego.
Aby podwyższyć poziom kształcenia, należy w rozporządzeniu do nowej ustawy wprowadzić system oceny wykładów wszystkich wykładowców poprzez anonimowe ankiety studenckie. Wyniki powinny być publikowane na wydziałowych stronach internetowych. W ten sposób profesorowie otrzymują pomoc (również w formie stymulującej krytyki) od studentów, a także studenci otrzymują pomoc, zwłaszcza gdy chodzi o wybór przedmiotów obieralnych. Aby uniknąć manipulacji, procedury ankietyzacji i publikacji wyników powinny być jawne i jednoczesne.
Ankiety stosowane na Uniwersytecie Carnegie Mellon są przedstawione na stronie www.cmu.edu/teaching/assessment/courseeval_forms.html.


,

Polityka płac

Nie można pominąć żenująco niskiego poziomu płac ludzi nauki w Polsce. W obecnym stanie rzeczy, najlepsi z nich, zwłaszcza młodzi, podejmują i będą podejmować pracę zawodową w innych krajach UE i w USA, zubożając i tak bardzo skromny polski potencjał naukowy. Z drugiej strony, zatrudnianie naukowców na dwu etatach (lub więcej) jest zjawiskiem patologicznym, w normalnych krajach niespotykanym, i powinno skutkować obniżeniem punktacji SOP zarówno dla uczelni "pierwotnej" jak i uczelni "wtórnych". Ponieważ oznaczałoby to redukcję finansowania, więc uczelnie wprowadziłyby stosowne ograniczenia autonomicznie.
Powinno nastąpić wyraźne zróżnicowanie płac naukowców ( w tym formalnie na tych samych stanowiskach) w oparciu o coroczną ocenę ich dorobku naukowego. Najlepsi polscy naukowcy (z czołówki rankingów ESI i SOD w danej dyscyplinie) powinni mieć zdecydowanie wyższy poziom uposażenia niż pozostali. Pracownicy naukowi bez wyraźnego dorobku powinni być wynagradzani według niskich stawek bazowych. Osoby bez przyrostu w punktacji rankingowej nie powinny uzyskiwać awansów i podwyżek, co w skrajnym przypadku będzie prowadzić do zwolnienia z pracy, czyli do naturalnej selekcji kadr naukowych.


Wady organizacyjne jednostek naukowych

Często jeszcze spotykane, charakterystyczne zjawiska to:


Skostniała struktura organizacyjna wyższych uczelni, gdzie na wydziałach są w dalszym ciągu preferowane feudalnie zorganizowane instytuty, zakłady i katedry, zamiast dynamicznie organizowanych zespołów badawczych, składających się w znacznej mierze z doktorantów.
Nadmiernie rozbudowany i niewydolny aparat biurokratyczny w administracji, czego efektem jest głównie zwiększanie liczby papierowych formularzy i bezsensowna strata czasu.
Przywiązanie licznych urzędników do stylu nakazowo-rozdzielczego z PRLu, co wyraża się coraz większą liczbą wymaganych podpisów na nadmiernie licznych dokumentach administracyjnych i dydaktycznych. Na pewnej uczelni kierownicy projektów badawczych nawet w przypadku niewielkich zakupów muszą pokornie wypełniać srogi dokument "Zapotrzebowania" z solidnym tekstem "Uzasadnienia", aby dopiero po uzyskaniu kilku akceptujących urzędniczych podpisów można było po jakimś czasie wystawić zamówienie (podpisy, pieczątki), co z resztą jeszcze wcale nie gwarantuje sukcesu. Zdarzają się takie przypadki jak zwrot do KBN pieniędzy z grantu, bo nie potrafiono przez pół roku kupić drukarki laserowej! Ocena egzaminu i zaliczenia wymaga cyfrowego i słownego zapisu do czterech dokumentów papierowych, ale nie do bazy komputerowej!

Mamy już w Polsce wielu wykształconych, profesjonalnych specjalistów od zarządzania (nawet ze stopniem MBA - Master of Business Administration, www.mbainfo.com/mbaintro.html). Dlaczego nie zatrudnia się ich do administracyjnego kierowania uczelniami i wydziałami? Dałoby to radykalne uproszczenie struktur administracyjnych, wyeliminowanie wielu zbędnych dokumentów i znaczącą obniżkę kosztów. Dlaczego jeszcze, jak w epoce socjalizmu, musimy z olbrzymim wysiłkiem pokonywać przeszkody, które sami sobie stwarzamy?



Uwagi końcowe

Można zapytać, po co potrzebne są tak gruntowne zmiany w polskiej nauce, jeśli wystarczyłoby np. 10-krotnie zwiększyć budżet nauki i byłoby wspaniale. Otóż nie byłoby. Obecny system w polskiej nauce i edukacji nie promuje najlepszych, lecz (w duchu egalitarnego socjalizmu czyli równej biedy) sprzyja "po równo" wszystkim lub według urzędniczo ocenianych "zasług", czyli promuje miernoty (vide bogato udokumentowany artykuł "Szkoła kiepskich" we "Wprost" z 16 marca 2003).
Niestety, mentalne skomunizowanie polskiego społeczeństwa, wynikłe z 45 lat PRLu, dotyczy również środowiska naukowego. Dlatego są również formułowane bardzo ostre propozycje (vide artykuły Cezarego Wójcika "Rozwiązać PAN" w "Przeglądzie" z 16 lutego 2003 oraz Józefa Wieczorka "Koniec z fikcją w nauce" w "Przeglądzie" z 17 listopada 2003 - dostępne w archiwum internetowym tygodnika). Dodatkowe pieniądze, jakkolwiek bardzo potrzebne, w obecnym systemie funkcjonowania polskiej nauki byłyby w znacznej mierze zmarnowane. Potrzebne są gruntowne reformy.
Aby takie reformy zostały zainicjowane i zrealizowane, niezbędna jest odpowiednia wola polityczna przywódców państwowych i parlamentarnych, rozumiejących fundamentalną ważność nauki dla silnego państwa. Strategia rozwoju Polski i przyszłe dobro państwa powinny być na czele listy priorytetów władz państwowych, a nie doraźne korzyści lub wyniki najbliższych wyborów. Aby jednak w parlamencie pojawili się właściwi ludzie, trzeba w Konstytucji RP zmienić ordynację wyborczą na większościową i wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze (www.jow.pl, www.normalne.pl). Tylko w ten sposób można wyeliminować głosowanie na skompromitowane "partyjne listy wyborcze" i wybierać najlepszych ludzi, a nie "partie". Istniejący obecnie w Polsce system wyłaniania tzw. "elit sprawujących władzę" jest zupełnie chory, co nie stwarza dużych nadziei na sensowne reformy również w polskiej nauce.
Czy można jednak mówić o wielkich reformach, gdy często nawet w relatywnie niewielkich sprawach nie potrafimy dać sobie rady? Na przykład przesadna fasadowość. Przy inauguracji roku akademickiego senatorowie w dziwacznych togach, uroczyste adresy powitalne, przemówienia... praktycznie pół dnia na teatralne ceremoniały. Miałem przyjemność uczestniczyć w takiej inauguracji na Uniwersytecie w Oulu w Finlandii. Uroczystość miała miejsce po południu (przed południem był normalny czas pracy). Gospodarze i goście w normalnych wizytowych strojach (poza umundurowanymi gośćmi z wojska) zebrali się w pięknej sali, na stojąco, rektor wygłosił pięciominutowe przemówienie (podkreślam: pięć minut), po czym zebrani uczestniczyli przez godzinę w okolicznościowym koktajlu. Mądrzy Finowie nie lubią "puszczać pary w gwizdek".



Autor pragnie podziękować profesorom Andrzejowi Brzeskiemu (University of California, Davis) i Wojciechowi Małemu (Carnegie Mellon University) za szereg cennych informacji i bardzo pomocnych komentarzy, które pozwoliły ulepszyć powyższy tekst. Wiele zawdzięczam również wsparciu ze strony profesorów Stefana Sokołowskiego (UMCS w Lublinie) i Aleksandra Wolszczana (Pennsylvania State University).

Prof. Józef Kalisz (http://elka.wel.wat.edu.pl/~jkalisz/kalisz.htm)

26 sierpnia 2004



adres tego artykułu: www.nfa.pl//articles.php?id=14