Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 119


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Kij w mrowisko > Nauka i kasa

 

Tomasz Barbaszewski

 

NAUKA i KASA


Najczęściej podnoszonym przez obrońców status quo w polskiej nauce jest brak kasy.

Jak ty sobie to wyobrażasz, jeśli mogę zaproponować młodemu pracownikowi zostającemu na Uczelni jedynie 1200 zł!? A profesor zarabia tylko 6000 zł. A za granicą...”

No dobrze, ale jak wygląda porównanie przeciętnych pensji – np. w Polsce i w Wielkiej Brytanii? W praktyce większość naszych „guest workers” liczy 1 PLN = 1 GBP i nie jest to wcale bez sensu, bo bez większego problemu „na zmywaku” zarobią te 5-7 GBP / godzinę, czyli... około 1200-1500 GBP miesięcznie! Na „polskie” to mniej więcej 6000 PLN – a więc 5-6 razy więcej niż u nas. Ceniony profesor Cambridge University zarabia 4-5 razy więcej od pracującego „na zmywaku” - rzędu 5000 i więcej GBP miesięcznie (czyli „na polskie około 25000 PLN).

Już widzę w myślach te oskarżenia o demagogię, ale mam nadzieję, że niektórzy zrozumieją – płace to nie „komunistyczne rozdawnictwo kasy” tylko wynik równowagi ekonomicznej kraju i stosunek pensji profesora i pomywaczki w Polsce i w Wielkiej Brytanii nie różni się aż tak wiele. I tu i tam profesor ma 5-6 razy więcej. Nie wspomnę już o tym, że „na zmywaku” trudno sobie dorobić na drugim etacie czy napisać książkę lub ekspertyzę, a i perspektywy awansu (na kierownika zmywalni?) są kiepskie, zaś na etacie profesorskim... Sami wiecie.

Niestety, są to skutki transformacji – ceny wielu towarów (np. benzyna, mieszkania...) zrównały się już (i to w bezwzględnych wartościach) z zachodnimi, zaś innych (chleb, szynka, piwko, wódeczka i papierosy itp.) jeszcze nie... „Chcieliście otwarcia, no to je macie – skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie, leszcz...”. Rynek to wyrówna (idzie EURO!!!), ale jak w każdym procesie dochodzenie do równowagi potrwa.

Prawnicy, lekarze oraz inne zawody też walczą o podwyżki – w rezultacie mamy nieunikniony wzrost cen (kto z Państwa pamięta sławetne „każdemu podwyżka o 2000 zł!”?). Może i lepiej, jak to pójdzie szybciej, bo plaster komuny – czyli rozdawnictwo dowolnych dóbr po dowolnych cenach jak definiował ten ustrój nieodżałowany Profesor Wiktor Boniecki trzeba w końcu zerwać. Zaboli raz i po krzyku.

Według badania internetowego firmy Sedlak i Sedlak w 2007 r. 50% zatrudnionych w Polsce otrzymywało wynagrodzenie całkowite w wysokości do 3000 PLN. Zarobek 3000 PLN osiągany był przeciętnie po 4-5 latach pracy, zaś pensja po roku pracy to ok. 2000 PLN. Na stażu wynagrodzenie średnie wahało się w okolicach 1200 – 1500 PLN.

Podkreślam – badanie zrealizowano wśród osób aktywnie korzystających z Internetu, a więc z zasady lepiej wykształconych i pytano o wynagrodzenie całkowite. Rzeczywiste pobory „na rękę” dla ogółu społeczeństwa będą więc niższe.

Tyle co do kasy „osobowej”. Bywało znacznie gorzej. Jako adiunkt zarabiałem na Uczelni pod koniec lat 80 oszałamiającą kwotę stanowiącą równowartość 27 USD! Z tym to można było nawojować na Zachodzie! Dziś miałbym równowartość ponad 1400 USD. Nawet biorąc pod uwagę 100% inflacji na Świecie jest to 25 razy więcej! I w dodatku mogę legalnie kupić dolary!

Każdy chciałby mieć więcej kasy – ja też! Ale w świetle obiektywnych faktów wynagrodzenia na Uczelniach nie są aż takie złe, jak usiłuje się to przedstawić. Ja pracuję w swojej firmie, a nie widzę nic w tym złego, aby w weekendy prowadzić zlecone wykłady na Uczelni. Dodatkowa kasa (kilkadziesiąt PLN za godzinę) zawsze się przyda! Nie dziwię się więc „wieloetatowcom”.

Drugi problem jest znacznie poważniejszy - „kasa” na rozwój Uczelni i realizację projektów badawczych. Tu już nie ma „przeproś” - za pomoce dydaktyczne, aparaturę i materiały trzeba płacić i to tyle samo, co w Unii. I mamy prawdziwy problem, bo o ile pracownikom można jeszcze stwarzać różnorakie możliwości dorabiania, to sprzęt trzeba kupić, wypożyczyć lub wydzierżawić. Na Świecie powszechną praktyką jest wynajmowanie aparatury w celu przeprowadzenia badań. W Polsce ciągle jest to bardzo rzadkie, ponieważ zespół Profesora X nie wynajmie (za kasę!) swego spektrometru Profesorowi Y, bo obawia się konkurencji. Dobrze pamiętam te dyskusje o „kradzieży tematyki naukowej”. Nie wiem, jak można ukraść dziedzinę badań! Wyniki owszem, ale tematykę? Rezultaty są oczywiste – rozproszenie środków, powielanie zakupów itp. Istnieją wprawdzie „Środowiskowe Centra Badań Wszelakich”, ale jak działają – każdy widzi.

W rezultacie w Polsce trudno jest przeprowadzić nawet dość rutynowy eksperyment, co w wielu przypadkach jest pracownikom naukowym na rękę, bo w poszukiwaniu odpowiedniej instalacji trzeba wyjechać za granicę, a to w większości przypadków jest atrakcyjne finansowo.
Czy to buduje Naukę Polską? Oczywiście wyjeżdżający będą argumentować, że tak. Wszak przeprowadzono badania, zakończone publikacją (lub kilkoma). To nic, że autorów jest dwudziestu („dziś pracuje się w zespołach”), nasz wkład w sumie nikły (zawsze się jakoś go „podciągnie”). Za to przybędzie publikacja „w czasopiśmie o zasięgu międzynarodowym”, a może nawet pozycja w różnych rankingach? Stypendium też nie jest do pogardzenia.

Administracyjnie wszystko jest w porządku, wniosek do nagrody gotowy (zajęcia w międzyczasie prowadzili doktoranci). Ale tak naprawdę – czy powiększono zasoby Nauki Polskiej?

A tymczasem – w 2007 r. Polska uzyskała absolutnie kompromitujący rezultat w rozdziale grantów ERC dla młodych pracowników nauki (2-9 lat po doktoracie, do 36 lat). Statystyka wręcz przeraża http://erc.europa.eu/pdf/erc-stg-statistics-stage1-20071001_en.pdf (było już na ten temat na NFA). A do wzięcia na pojedynczy projekt było od 100 – 400 tyś. Euro rocznie i to na pięć lat! Czyli jak widać nie chcemy tej kasy, bo tłumaczenia, że to z powodu „niskich wynagrodzeń pracowników” (prof. Kleiber) nijak nie mogę pojąć...

A w tym roku Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) otrzymała dużą liczbę wniosków od małych i średnich przedsiębiorstw w działaniu EU mającym wspierać ich innowacyjność. Coś tu nie gra z tą „wiodącą rolę Uczelni w stymulacji innowacyjności biznesu”, o której tyle mówią przy każdej okazji utytułowani pracownicy naukowi. Po prostu – Uczelnie chyba nie chcą kasy, z której trzeba będzie się dokładnie rozliczyć. Daje do myślenia, nieprawdaż?

Na całe szczęście to już wolny kraj (czego chyba wielu nie zauważa) i ekonomia przestała być „Ekonomią Polityczną Socjalizmu”. Nie da się siłą zmusić biznesu do finansowania (lub nawet sponsorowania) nauki. Biznes musi mieć w tym jakiś interes. Sponsorowanie konferencji naukowej (nawet z udziałem noblisty) nic firmie oprócz satysfakcji nie daje. Wiem, bo sponsorowaliśmy taką prestiżową konferencję. Było miło (choć drogo), ale już lepiej sponsorować koncert muzyki poważnej. Efekt marketingowy znacznie większy.

Współpraca merytoryczna z Uczelniami jest prawie niemożliwa. Wyjątkiem jest przyjmowanie studentów na praktyki (Uczelnia ma to „z głowy”) lub dostarczanie tematów prac magisterskich wraz z bezpośrednią opieką nad nimi (powód – ten sam). Natomiast nigdy nie udała mi się współpraca w ramach konkretnych projektów – owszem, zapał był. ale szybko wygasł (jak się okazało, że konieczne są konkretne rezultaty i dopiero po nich może przyjść prawdziwa kasa...). Było sporo żądań, biadolenia o trudnościach itp., a rezultaty co najwyżej mierne. A w sumie wszystko było na stole do wzięcia, bo np. projekt dotyczył opracowania modułu Wolnego Oprogramowania (licencja GPL). Czyli - „Uszami mógłby, gdyby chciał...”.

Żądania środowiska są mniej więcej takie - „Dajcie nam KASĘ, a my Was urządzimy...”. Nie te czasy, kochani. Hasło - „Kto chce tworzyć Dzieła – znajduje środki, a kto nie chce – szuka trudności” jest nadal aktualne.

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.052 | powered by jPORTAL 2