Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Darmowy program a...
Jasełka akademick...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 115


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Oszustwa naukowców-plagiaty, nieuczciwości i nierzetelności > HISTORIA PEWNEJ PROWOKACJI...cz.2

Tomasz Witkowski

HISTORIA PEWNEJ PROWOKACJI...cz.2

 

Zjawiska, które opisuję, a które cytują również zwolennicy koncepcji, wielokrotnie były wyjaśniane w ramach obowiązującego paradygmatu. Jeśli niektóre ich aspekty stanowią nadal niewyjaśnioną tajemnicę, to nie jest to jednak żadnym dowodem na istnienie pól morfogenetycznych.


RAMKA (proponowana ale nie opublikowana)

Argumenty żony

W jaki sposób koncepcja Sheldrake’a znalazła zastosowanie w psychoterapii?

Jak to często bywa z narodzinami wielkich idei, tak i w tym wypadku swój udział miała szara eminencja – żona twórcy koncepcji. Jill Purce, muzykoterapeutka i nauczycielka śpiewu, w trakcie długich wieczornych dyskusji z mężem zasugerowała mu, że rezonans morficzny może być wytwarzany nie tylko poprzez zagęszczenie ilości osobników, ale również poprzez odbierany przez nich przekaz, który stanowi niejako sublimację kulturowego dziedzictwa.

I tak na przykład - argumentowała Jill – obraz malowany jest generowany przez malarza-jednostkę, choć przekazuje pewne nawarstwienia kulturowe. Podobnie rzecz ma się z literaturą. W dziele muzycznym – jak mówiła żona Sheldrake’a - gromadzi się nie tylko doświadczenie epoki. Wykonanie utworu - symfoniczne, a w szczególności chóralne - angażuje dużo większą ilość jednostek, a co za tym idzie zwiększa się prawdopodobieństwo większego zagęszczenia podobnych pól.


Jill Purce to rzeczywiście żona Sheldrake’a, nauczycielka śpiewu i muzykoterapeutka. I to są jedyne prawdziwe fakty. Cała reszta opisana w tej ramce, to kolejna moja fantazja.

RAMKA (wersja 1)

Pola Sheldrake’a a fizyka kwantowa

Krytycy Sheldrake.a pytają o nośniki jego pola. Ale to pytanie jest ryzykowne, bowiem podważyć może istnienie wielu innych, akceptowanych dzisiaj bez zastrzeżeń pojęć fizycznych.

Weźmy pod lupę chociażby pole grawitacyjne. Nikt nie znalazł grawitonów, które byłyby nośnikami pola, a jednak nie poddajemy w wątpliwość istnienia pola grawitacji. Pola grawitacyjne czy elektromagnetyczne, są wykrywalne jedynie poprzez efekty ich oddziaływania i w celu wyjaśnienia efektów stworzono pojęcia pól.

O wiele więcej problemów jest z polem kwantowym. Pole kwantowe otaczające cząstkę oddziałuje na nią w taki sposób, że zachowania na poziomie kwantowym mają niewiele wspólnego z mechaniką i są bardzo subtelne. Fala działa tutaj jako informacja. Zamiast dowolnej kombinacji składowych, spiny dwóch różnych, nie powiązanych ze sobą cząstek zawsze, jak wiemy, ustawiają się w kierunkach do siebie przeciwnych. Mówiąc bardziej obrazowo: ponieważ każda cząstka musi mieć właściwość przeciwną do drugiej, to jeśli ujrzymy, że jedna jest „czarna”, druga musi być „biała”. Następuje to w tej samej chwili, bez wymiany jakichkolwiek sygnałów. Pomiar polaryzacji jednej z nich natychmiast da nam informację o polaryzacji drugiej, bliźniaczej. Będzie ona identyczna z wyjątkiem przeciwnego znaku. Nazwano to przedziwne i niewytłumaczalne zjawisko „uwikłaniem kwantowym”, a Einstein określił je nawet jako „działaniem duchów na odległość”.

Jak twierdzi de Broglie’a, to, co nazywamy atomem, jest organizowane przez wyższe lub kwantowe pole informacji. To pole nadaje atomowi jego znaczenie. Pole kwantowe zawiera informacje na temat całego otoczenia i całej przeszłości i ta informacja reguluje obecną aktywność elektronu. Pole organizujące jest wszędzie. W mechanice kwantowej mamy pola informacji w funkcji falowej i być może pola super-kwantowe rządzące samym polem kwantów.

Analogicznie działa pole morfogenetyczne, które organizuje zachowanie jednostek biologicznych. Z jednej strony są one wyposażone w genetyczne programy działania, ale na kształt organizmów, szybkość uczenia się nawyków i umiejętności, komunikowanie się mają wpływ informacje przekazywane przez to pole.

Informacje o analogii pomiędzy polem kwantowym, a polem morfogenetycznym umieściła w tekście red. Krzemionka-Brózda. Był to kolejny splagiatowany fragment, ale na tyle enigmatyczny i niejasny, że red. Ryń słusznie zażądał przystępnego przedstawienia tych analogii lub wyrzucenia tego fragmentu.

Ponieważ analogia do pola kwantowego jest chyba największym teoretycznym nadużyciem, jakiego dopuszcza się koncepcja Sheldrake’a, postanowiłem jednak powalczyć o opublikowanie również i tej bzdury. Jednocześnie odczułem pewne wątpliwości ze strony red. Rynia i uznałem, że można wykorzystać ten moment dla uwiarygodnienia się.

W tym celu przygotowałem do wyboru dwa teksty, które nazwałem wersjami light i hard z góry wiedząc, że wersja hard nie zostanie zaakceptowana, ale zrobi mocne wrażenie na redaktorze i uwiarygodni moją „wiedzę”. Wyżej przedstawiony tekst napisałem sam w oparciu o teksty dotyczące koncepcji Sheldrake’a starając się, aby był on zrozumiały i jednocześnie „nasycony” twardą fizyką.

Tekst drugi to zbitka plagiatów (tym razem moich) z różnych tekstów zwolenników koncepcji. Wybierałem te najbardziej zawiłe, a jednocześnie stwarzające pozory czegoś niezwykle skomplikowanego, tajemniczego i trudnego. Rzeczywiście fizyka kwantowa jest taką dziedziną, ale wszelkie wyjaśnianie poprzez analogię do niej zjawisk biologicznych czy psychicznych jest pospolitym nadużyciem intelektualnym. Dlaczego tak jest wyjaśniam poniżej kolejnego tekstu z ramki.


RAMKA (wersja 2)

Pola Sheldrake’a a fizyka kwantowa

Krytycy Sheldrake.a pytają o nośniki jego pola. Ale to pytanie jest ryzykowne, bowiem podważyć może istnienie wielu innych, akceptowanych dzisiaj bez zastrzeżeń pojęć fizycznych.

Weźmy pod lupę chociażby pole grawitacyjne. Nikt nie znalazł grawitonów, które byłyby nośnikami pola, a jednak nie poddajemy w wątpliwość istnienia pola grawitacji. O wiele więcej problemów jest z polem kwantowym. Funkcja falowa Schrödingera wskazuje, że pole kwantowe otaczające cząstkę oddziałuje na nią nie przez natężenie, ale - jak to ujmuje Bohm - przez formę. Bohm w ciągu wielu lat pracy teoretycznej doszedł do wniosku, że zachowania na poziomie kwantowym mają niewiele wspólnego z mechaniką i są bardzo subtelne. Fala ta działa jako informacja.

Ostatnio ideę tę zaczął poważnie rozpatrywać noblista Leo Lederman, który wysunął hipotezę, że masa byłaby po prostu skupioną informacją o swoim otoczeniu, to znaczy o polu będącym jej równoważnikiem. Jak wiadomo, nie mogąc znaleźć nośników oddziaływań wewnątrzatomowych fizycy wysunęli tezę o istnieniu cząstek wirtualnych. Jak tłumaczy Lederman, cząstka wirtualna jest tworem logicznym, dozwolonym przez liberalizm fizyki kwantowej. Unoszą się one wokół elektronu zawiadamiając wszystkich o jego istnieniu - ale także wywierając wpływ na jego własności.

Za swoje główne zadanie uważa on obecnie rozwijanie hipotezy brytyjskiego fizyka B. Higgsa, iż masa nie jest fundamentalną własnością cząstek, lecz nabytą poprzez oddziaływanie ze swym otoczeniem. Tylko bowiem taka interpretacja umożliwia wewnętrzną spójność obecnemu modelowi mechaniki kwantowej.

Zwróćmy uwagę, że skrajny neodarwinizm Dawkinsa i Triversa bazuje na pomyśle, że to geny samodzielnie decydują o losie swoim i pośrednio swoich nosicieli. Ale idąc tropem tego rozumowania można ten modus vivendi przenieść na poziom atomów, a nawet elektronów.

Elektron - przypomina Bohm - musi zachowywać się na bardzo dziwne sposoby: musi zachowywać się jak cząstka i jednocześnie jak fala, musi przeskakiwać z jednego stanu do drugiego bez przejścia pomiędzy nimi - oraz robić wszystkie te rzeczy, których nie można zrozumieć, a jedynie wyliczyć.

Elektron jest zupełną tajemnicą... Bohm oryginalnie odpiera zarzuty, że nawracając do „skompromitowanej” idei witalizmu próbuje tylko ominąć problem poprzez antropomorfizację cegiełek materii. Wspierany tu przez Ruperta Sheldrake.a wskazuje, że mechanicyzm oparty jest przecież na obrazie maszyny, która jest tworem całkowicie ludzkim! Jeśli przyjąć ten model, mówi Sheldrake, to musimy pamiętać, że pojęcie maszyny nie ma sensu bez jej twórcy i projektanta, co oczywiście zwraca nas ku boskiemu zegarmistrzowi Newtona i Kartezjusza.

W tej sytuacji Bohm wysunął hipotezę istnienia pewnej struktury wcześniejszej od obserwowanej materii - podłoża, które nazywa „ukrytym lub zwiniętym porządkiem”. Czasoprzestrzeń jest wobec niego wtórna. Jak twierdzi, rozwijając ideę de Broglie’a, to, co nazywamy atomem, jest organizowane przez wyższe lub kwantowe pole informacji. To pole nadaje atomowi jego znaczenie.

Pole kwantowe zawiera informacje na temat całego otoczenia i całej przeszłości i ta informacja reguluje obecną aktywność elektronu... Można powiedzieć, że cząsteczka chemiczna ma pole, a mianowicie pole Schrödingera, które ją organizuje; nie istnieje zatem na tym poziomie ostre rozróżnienie między polem a cząstką. Pole organizujące jest wszędzie. W mechanice kwantowej mamy pola informacji w funkcji falowej i być może pola super-kwantowe rządzące samym polem kwantów. Pola nie znajdują się w czasoprzestrzeni, ale w przestrzeni wielowymiarowej - tak jest w każdym razie w ujęciu matematycznym.


Odwoływanie się z byle powodu do mało znanych prawidłowości fizyki kwantowej czy matematyki, to ulubione zajęcie niektórych humanistów, którzy jak wykazał Sokal niewiele z tego o czym piszą rozumieją.

Czy redakcja pisma popularnonaukowego ma prawo publikować takie bzdury nie zadając sobie trudu zrozumienia ich znaczenia, bądź chociażby bez skonsultowania ich ze specjalistą? Pytania chyba retoryczne.

Prawdopodobnie większość przeciętnie wykształconych fizyków wskazałaby gdzie tkwi błąd w koncepcji Sheldrake’a, a co za tym idzie w proponowanym przeze mnie tekście. Błędem zatem jest założenie, że tzw. świat klasyczny (jak go nazywają fizycy) jest odpowiednikiem świata kwantowego. Niestety, nie tylko dla fizyka, ale również dla bardziej ambitnego czytelnika książek popularnonaukowych poświęconych fizyce, jest oczywiste, że świat klasyczny jest niekwantowy i dysypatywny, a więc skażony powiększającą się entropią, czego o świecie kwantowym powiedzieć nie można.

Zmysłowo dostępne przedmioty nie zachowują się kwantowo, nie podlegają również równaniu Schrödingera. Zgodnie z tym prawem i mechaniką kwantową, dowolne ciało poruszające się najprostszym ruchem ze stałą prędkością powinno tworzyć falę płaską, a w mechanice kwantów fala płaska przejawia się jako jednakowe prawdopodobieństwo znajdowania się tego ciała w dowolnym punkcie przestrzeni.

A jednak w świecie klasycznym kropla deszczu albo lecący samolot nie pojawiają się z jednakowym prawdopodobieństwem wszędzie.

Aby zobaczyć, w jaki sposób rozumuje Sheldreake, warto spojrzeć na fragment jego pracy:

Jeżeli zastosujemy perspektywę całościowo-organiczną (organismic) w miejsce atomistycznej, wtedy, jak się wydaje, nie będzie właściwie żadnego powodu, dlaczego organizmy na wszystkich poziomach złożoności nie miałyby posiadać swoich charakterystycznych pól.

Faktycznie, oryginalna idea fal materii de Broglie'a implikuje taki właśnie pogląd: zarówno atomy i molekuły są w myśl tej koncepcji falopodobnymi kwantami, podobnie jak są nimi wszelkie formy materii. Nie wydaje się czymś absurdalnym pomyśleć o - na przykład - cząsteczce insuliny jako o kwancie lub jednostce w pewnym "polu insulinowym"; a nawet o łabędziu jako o kwancie lub jednostce w polu łabędzim (a swan field).

Ale właśnie to może być innym sposobem myślenia o polach morficznych: każda poszczególna molekuła insuliny jest manifestacją morficznego pola insulinowego (the insulin morphic field); każdy poszczególny łabędź jest manifestacją morficznego pola łabędziego (the swan morphic field). Pola morficzne mogą faktycznie być porównane co do statusu z kwantowymi polami materii1

Sheldrake’owi wydaje się, że przypisanie insulinie i łabędziowi pól, dla których owe przedmioty będą kwantami tych pól, jest wyłącznie operacją pojęciową, może sprawą odpowiedniego matematycznego opisu. Bo skoro elektron jest kawantem pola, to dlaczego nie insulina, w końcu chemiczna cząsteczka białka? A skoro cząsteczka, to czemu nie całe zwierzę?

Niestety, Sheldrake nie wie, że między elektronem i trochę jeszcze większymi od niego obiektami mikroświata, a insuliną, nie mówiąc o łabędziu, jest jakościowa różnica. O ile elektronom zasada redukcji funkcji falowej jeszcze pozwala istnieć na sposób kwantowo-unitarny, o tyle insulinie i łabędziom już nie. Łabędź z łabędziem nie wejdzie w interferencję, jedna cząsteczka insuliny z drugą nie utworzy stanu koherentnego, nie będzie też tak, że w myśl praw unitarnych pewien łabędź (ani cząsteczka białka) będzie trochę w jednym miejscu, a trochę w innym, i że te dwa stany różnicujące się położeniem w przestrzeni będą razem tworzyć superpozycję, każdy inną zespoloną amplitudą prawdopodobieństwa.

Nie twierdzę, że redakcja pisma poświęconego psychologii powinna to wiedzieć, ale tym bardziej nie powinna szerzyć podobnych bzdur wśród swoich czytelników, tak jak to czynią różnego rodzaju szarlatani, którzy swoje koncepcje terapeutyczne podbudowują podobnymi „dowodami” rzucając na kolana mniej wykształconych wyznawców.


Ciąg dalszy?

Jeszcze w trakcie oczekiwania na druk postanowiłem napisać kolejny tekst, który byłby kontynuacją pierwszego. Tekst spotkał się z przychylnością redakcji i otrzymałem uwagi, w jaki sposób powinienem go poprawić, co też uczyniłem.

Tekst wyjaśniał zjawiska empatii, altruizmu, deindywiduacji, efekt Wertera, tajemnicze samobójstwa u zwierząt, brakujące elementy w koncepcji memetyki, a także zjawiska psi. Jedynie te ostatnie spotkały się ze zdecydowanym oporem redakcji, chociaż w tym przypadku powoływałem się na artykuł opublikowany w Psychological Bulletin. Jeszcze w trakcie pisania doszedłem do wniosku, że mógłbym w sposób niezwykle przekonywujący, przy pomocy pojęcia rezonansu morficznego i pól morfogenetycznych, wyjaśniać na nowo wiele z bardziej lub mniej oczywistych zjawisk psychologicznych. Ponieważ jednak dostałem z redakcji informację o następującej treści:


Pani Renato 

artykuł dostałem 

niestety nie moge się zająć nim w tej chwili, mam trochę innych ważnych spraw, poza tym nie zamieszczę go szybko, uważam, że powinno upłynąc nieco czasu od ukazaniu się pierwszego materiału związanego z rezonansem morficznym 

pozdrawiam 

Dariusz Ryń


postanowiłem nie czekać tak długo ze zdemaskowaniem mojej prowokacji. Uznałem, że swoją hipotezę potwierdziłem w wystarczający sposób, a redakcja „Charakterów” skompromitowała się na tyle, że przedłużanie tego nie wniosłoby do sprawy nic nowego poza zwiększeniem ilości danych potwierdzających hipotezę o pseudonaukowości pisma.

Opis historii swojej prowokacji rozpocząłem od cytatu z wypowiedzi redaktora naczelnego „Charakterów”. Podobnie chciałbym uczynić zbliżając się do końca tej relacji.


Pięć lat temu ukazał się numer „zerowy” naszego pisma. Wkrótce, bo już w lutym następnego roku w kioskach znalazł się numer pierwszy. (...)

Nikt ze znanych mi fachowców od mediów nie wierzył, że pismo przetrwa nie idąc na kompromisy, nie stając się jeszcze jedną papką medialną z łatwo strawną psychologią „życia codziennego”2.


Wygląda na to, że dzisiaj, kilka lat po napisaniu tamtych słów, miesięcznik nie tylko sprzedaje papkę medialną, ale nawet jej redaktorzy nie zadają sobie najmniejszego trudu, aby odróżnić ziarna od plew. Niestety, konsekwencje takich działań dla ludzi poszukujących pomocy, a wśród czytelników pisma takich jest wielu, mogą mieć dla nich opłakane skutki.

W tym miejscu pewnie można byłoby podnieść fakt, że współpraca redakcji z autorami opiera się na zaufaniu, przekonaniu, że piszą opierając się o prawdziwe i rzetelne badania. Nic dalszego od prawdy. Jeśli nawet wielu autorów ma dobrą wolą, to często stoi za nimi ignorancja, jeśli psychoterapeuci piszą o terapiach uprawianych przez siebie, to nie może stać za tym obiektywny osąd sytuacji. Terapia to bardzo zagęszczony wolny rynek usług, na którym usługodawcy walczą o pacjentów. Redakcja pisma popularnonaukowego publikując przychylny tekst pomaga im w tym. Z drugiej strony usługodawcy wspierają reakcję zamieszczając w piśmie reklamy. Racjonalny i sceptyczny człowiek wie albo zakłada, że pomiędzy redakcją naukową, a działem reklamy nie ma i nie powinno być żadnych związków. Ale czy człowiek rozpaczliwie poszukujący pomocy będzie zdolny do takiego sceptycyzmu? Czy w jednakowy sposób traktuje anons zamieszczony we „Wróżce” i w „Charakterach”? Jeśli nie, to źle, bo analiza zawartości reklam zamieszczanych w obu pismach pokazuje, że częściowo pokrywają się.

Na zakończenie cytat z Kodeksu Etyczno Zawodowego Psychologów, który obejmuje wszystkich bez wyjątku psychologów w Polsce, tych zatrudnionych w redakcji również.


Psycholog jako nauczyciel i popularyzator

Upowszechniając wiedzę psychologiczną, psycholog dba o zgodność przekazywanych treści ze współczesnym stanem nauki, uwzględnia różnice między hipotezami i dobrze udokumentowanymi twierdzeniami i w sposób rzetelny przedstawia praktyczne możliwości psychologii. Szczególnie starannie psycholog przedstawia te treści, które są niezgodne z obiegową wiedzą psychologiczną lub podatne na różnorakie interpretacje.

1 R. Sheldrake, The Presence of the Pas- Morphic Resonance and The Habits of Nature. Crown, 1988, s. 119.

2 Bogdan Białek, redaktor naczelny „Charakterów” nr 12 (59), grudzień 2001.

P.S.

Nowości związane z prowokacją: 
http://www.tomaszwitkowski.pl/page1.php

nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.027 | powered by jPORTAL 2