W wersji bardziej technokratycznej argument na temat fałszywych dokumentów SB brzmi: ponieważ w PRL-u nagminnie fałszowano wszelkie statystyki, fałszować musiała i SB. Otóż informacje nieprawdziwe nie były Schillerowi, a szczególnie jego mocodawcom, do niczego potrzebne, bo na podstawie informacji, które on zdobywał, SB i partia podejmowały decyzje. Jak je oceniamy, nie ma tu znaczenia: mogą być moralnie obrzydliwe, ale żeby partia mogła podjąć decyzje dla siebie korzystne, musiała się opierać na prawdziwych informacjach. Pod tym względem uderzająca jest różnica między językiem oficjalnej propagandy a językiem SB. Gdzie w prasie w roku 1960 znależlibyśmy wzmiankę o wywózkach na Syberię w Bukowinie zajętej w 1940 roku przez Armię Czerwoną? W notatce Schillera z rozmowy ze Stefanem Pappem pisze się o tym otwarcie, bo to było potrzebne do lepszego rozpracowania Pappa. Gdyby Schiller mistyfikował informacje uzyskane od swoich kontaktów, szybko straciłby posadę. Nie mamy wprawdzie żelaznych dowodów, że tak było w SB zawsze. Ale mamy - by tak rzec - systemowe domniemanie prawdziwości akt SB.
Zauważmy, że analizowane dokumenty dotyczące Antoniego Ochęduszki, Stefana Pappa, Józefa Wilgi i Wacława Dębskiego są w wypadku trzech pierwszych ostatecznie świadectwem niepowodzenia Schillera, bo ci trzej koniec końców odmówili współpracy i trzeba było z nich zrezygnować. Czy gdyby Schiller mógł i chciał fałszować dokumentację, zostawi/by takie dowody swoich niepowodzeń?
W SB istniały procedury kontrolne. Zwierzchnicy sprawdzali, jak oficerowie prowadzący pracują z agentami: jak często się z nimi spotykają, jakie im stawiają zadania, jak ich motywują, no i w końcu, jakie z tych kontaktów wynikają pożytki dla możliwości dalszej pracy operacyjnej.
Wreszcie, prawdziwość donosów była na bieżąco weryfikowana przez inne źródła (innych informatorów, podsłuch, podgląd, kontrolę korespondencji). W dokumentacji spotyka się czasem oceny negatywnie weryfikujące donosy jakiegoś agenta, w takim wypadku agenta przywoływano do porządku. Ale agenta systematycznie wprowadzającego ją w błąd SB by się po prostu pozbyła. Podobnie pozbyłaby się wprowadzającego ją w błąd esbeka.
Oczywiście, te dokumenty nie są pozbawione pewnych błędów, ale nie są to błędy większe niż w innego rodzaju źródłach historycznych.
Roman Graczyk
(fragment zamieszczono za zgodą Wydawnictwa ZNAK)
strony: [1] [2]
|