Strona główna    Kontakt z Redakcją NFA    Logowanie  
Szukaj:

Menu główne
Aktualności:
Gorący temat
NFA w mediach
NFA w opiniach
Jak wspierać NFA
Informacje

Linki

Rekomenduj nas
Redakcja
Artykuły
Nowości
Europejska Karta     Naukowca
Patologie środowiska     akademickiego
Oszustwa naukowców
Mobbing w środowisku     akademickim
Etyka w nauce i edukacji
Debata nad Ustawą o     Szkolnictwie Wyższym
Perspektywy nauki i     szkolnictwa wyższego
Czarna Księga     Komunizmu w Nauce i     Edukacji

Wszystkie kategorie
Inne
Reforma Kudryckiej
Postulaty NFA
Reformy systemu nauki
WHISTLEBLOWING
NFA jako WATCHDOG
NFA jako Think tank
Granty European Research Council
Programy,projekty
Kij w mrowisko
Kariera naukowa
Finanse a nauka
Sprawy studentów
Jakość kształcenia
Społeczeństwo wiedzy
Tytułologia stosowana
Cytaty, humor
Listy
Varia
Czytelnia
Lustracja w nauce i edukacji
Bibliografia NFA - chronologicznie
Subskrypcja
Informacje o nowościach na twój e-mail!
Wpisz swój e-mail i naciśnij ENTER.

Najczęściej czytane
Stanowisko NIEZAL...
Tajne teczki UJ, ...
Mobbing uczelniany
Amerykańska konku...
O nauce instytucj...
Inna prawda o ucz...
Powracająca fala ...
Urodzaj na Akadem...
Jasełka akademick...
Darmowy program a...
Menu użytkownika
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć!
Strefa NFA
Statystyki

użytkowników: 0
gości na stronie: 131


Polecamy

NFA na Facebook'u

Ranking Światowych Uczelni 2009







Artykuły > Tytułologia stosowana > W kolejce po tytuł (2)

Dlatego że dopiero na poziomie habilitacji można było mówić o naukowej samodzielności, którą przecież każdy naukowiec pragnął osiągnąć.
Pracę magisterską pisze się kilka miesięcy, pracę doktorską kilka lat (w humanistyce co najmniej 4), a rozprawę habilitacyjną pisze się często nawet lat kilkanaście. Ta ostatnia wymaga więc i czasu, i samozaparcia, i samopoświęcenia, zważywszy, że uposażenie naukowców w Polsce było zazwyczaj marne. Rozprawa habilitacyjna jest recenzowana przez 3 samodzielnych pracowników naukowych (czyli doktorów habilitowanych lub profesorów reprezentujących dziedzinę, której rozprawa dotyczy), z których jeden pochodzi z macierzystej uczelni, a dwóch z innych ośrodków akademickich. Kolokwium habilitacyjne odbywa się na Radzie Wydziału, która składa się z kilkudziesięciu samodzielnych pracowników naukowych, również związanych z daną dziedziną wiedzy. Jeśli kolokwium przebiegło pomyślnie, to (jeszcze do zeszłego roku!), ostateczny werdykt należał do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, przemianowanej w r. 1990 na Centralną Komisję. I tu otwierało się bardzo ciekawe pole manewru, jakie mogła stosować Komisja.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której Centralna Komisja odrzuca wniosek Rady Wydziału o zatwierdzenie stopnia naukowego doktora habilitowanego kandydata X. Środowisko i kandydat są oczywiście zaskoczeni i oburzeni. Postanawiają się odwołać. Najpierw do samej Komisji. Po pół roku nadchodzi pismo, w którym Komisja stwierdza, że podtrzymuje swoją negatywną decyzję. Co pozostaje? Zwrócić się do sądu. Takie sprawy rozpatrywane są przez sąd administracyjny. A więc zwracamy się do sądu administracyjnego. Do zeszłego roku był to od razu Naczelny Sąd Administracyjny (NSA). Mam tu przed sobą taką sprawą zamieszczoną w materiałach LEX (nr 81761). NSA wydało wyrok po prawie 4 latach! podtrzymując decyzję CK. A więc wyobraźmy sobie, ile lat trwało przygotowanie rozprawy habilitacyjnej, i ile czasu zajmuje oczekiwanie na definitywne stwierdzenie, że rozprawa habilitacyjna została odrzucona.
Ale jest jeszcze ciekawszy przypadek. Otóż, kandydat na doktora habilitowanego przekonany był, że wygrał z CK, ponieważ Naczelny Sąd Administracyjny rozpatrzył jego skargę pozytywnie (LEX, 54203). Nic podobnego! Ostatecznie bowiem CK nie zgodziła się z decyzją Sądu i wniosek odrzuciła. Od momentu złożenia wniosku o zatwierdzenie przez Radę Wydziału do definitywnego odrzucenia minęły ponad 4 lata!
Gra na czas i metody są takie, że negatywnie oceniony przez CK kandydat jest praktycznie bezsilny. Kto o tym wie, siedzi cicho i czeka na kolejne podejście. Kto o tym nie wie, próbuje walczyć, przez co jeszcze bardziej się pogrąża. Widać to po lekturze dziesiątków takich spraw, widać te metody, widać mechanizm, widać, jak zaprojektowany w PRL-u model generowania kadr akademickich wcale się nie skończył.

Piotr Jaroszyński, profesor KUL

Tekst opublikowany wcześniej na łamach tygodnika NASZA POLSKA, zamieszczony na NFA za zgodą autora






strony: [1] [2]
nfa.pl

© 2007 NFA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
0.024 | powered by jPORTAL 2